Jeszcze w zeszłym sezonie Odra Wodzisław rywalizowała z najlepszymi drużynami w Polsce. Dziś zespół z ulicy Bogumińskiej pałęta się w środku I-ligowej stawki i trudno doszukiwać się lepszych perspektyw. Co ciekawe, koniec dobrych czasów dla wodzisławian nadszedł wraz z kresem kariery legendy tego klubu – Jana Wosia.
Odra Wodzisław wywalczyła awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w sezonie 1995/96. Wówczas w zespole z ulicy Bogumińskiej wyróżniającą się postacią był 22-letni Jan Woś. Wodzisławianie zajęli wtedy pierwsze miejsce w jednej z dwóch grup II ligi, wyprzedzając m.in. Ruch Chorzów. Woś rozegrał wówczas 24 spotkania i pięć razy wpisał się na listę strzelców. Od tego momentu minęło 14 lat. Przez ten czas zmieniało się wiele, Odra grała w europejskich pucharach i walczyła o utrzymanie, zmieniali się trenerzy i działacze. Mało tego, zmieniała się nawet liga, bo przecież najpierw było 18 drużyn, potem 16, 14, a nawet był sezon, gdy rozgrywki toczyły się w dwóch grupach. Niemal wszystko to Jan Woś przeżył, broniąc barw Odry Wodzisław, z krótką przerwą, bo doświadczony zawodnik próbował też szczęścia w mocniejszych klubach, jak wspomniany Ruch czy Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski. Zasługi Wosia można by liczyć bez końca. Wychowanek Czantorii Nierodzim rozegrał w najwyższej klasie rozgrywkowej 264 spotkania, w których strzelił 18 bramek. A przecież przed debiutem w Ekstraklasie wiele razy grał na boiskach niższych klas. Jan Woś trafił do Wodzisławia w 1989 roku, więc policzyć nietrudno, że spędził w tym klubie 17 lat.
Łatwo można dojść do wniosku, że najlepsze lata Odry wiążą się z pobytem w tym klubie Jana Wosia. Piłkarz nie ograniczył się jednak do samego wpisu nazwiska do protokołu, lecz ciężko pracował w każdym spotkaniu na wyniki klubu, strzelał bramki, asystował, pełnił rolę kapitana, jednym zdaniem był bardzo ważnym ogniwem zespołu z ulicy Bogumińskiej. Ten zawodnik jest dla kibiców z Wodzisławia taką postacią jak niegdyś Jacek Zieliński dla warszawskiej Legii, Piotr Reiss dla Lecha Poznań czy obecnie Tomasz Frankowski dla Jagiellonii Białystok. Doświadczony zawodnik jest piłkarską legendą i symbolem Odry, cieszy się dużym autorytetem wśród partnerów z drużyny i kibiców.
W bieżącym sezonie 36-latek wciąż miał być ważnym ogniwem Odry, lecz wydaje się, że jest biernym świadkiem upadku tego klubu. Wodzisławianie spadli z Ekstraklasy, nie najlepiej radzą sobie na jej zapleczu, a problemy finansowe nie pozwalają piłkarzom i kibicom myśleć optymistycznie. Podopieczni trenera Jarosława Skrobacza zajmują obecnie dziewiąte miejsce w tabeli i szans na powrót do elity raczej nie ma, Odra musi raczej oglądać się za siebie i uważać, żeby nie wylądowała w strefie spadkowej, bo runda wiosenna może być dla wodzisławian znacznie trudniejsza niż jesienna. Na dodatek ich weteran doznał poważnej kontuzji i nie może pomóc swoim kolegom na boisku. W bieżącym sezonie rozegrał zaledwie pięć spotkań i ewentualny powrót jest możliwy dopiero na wiosnę, nie wątpimy w to, że piłkarz będzie miał wystarczająco dużo cierpliwości i ambicji, żeby dalej ciężko pracować na dobre wyniki klubu. Wszystko wskazuje jednak na to, że dla Odry jest to koniec pewnej epoki, której symbolem na zawsze zostanie Jan Woś. Doświadczony pomocnik nieuchronnie zbliża się do zakończenia kariery i bardzo możliwe, że zdecyduje się na to, jeśli jego zespół opuści szeregi pierwszoligowców.
Zawsze jest przykro patrzeć jak kluby, które dawniej coś znaczyły na piłkarskiej mapie Polski, powoli z niej znikają. Wystarczy spojrzeć na przykłady Stali Mielec czy Szombierek Bytom, które mają na swoim koncie tytuły mistrza Polski. Możliwe, że Odrę czeka taki sam scenariusz. Znając jednak charakter Wosia, można się spodziewać, że nawet jeśli piłkarz zawiesi buty na kołku, to powróci do klubu w innej roli. Może wtedy rozpocznie się kolejna epoka sukcesów w Wodzisławiu i będziemy świadkami dalszej części „Woś Story”.
lllllllllllllloooooooooooooolllllllllllllllllllllllll