Wokół finału Ligi Mistrzów. Dziennik zakrapiany Berlinerem


7 czerwca 2015 Wokół finału Ligi Mistrzów. Dziennik zakrapiany Berlinerem

Mając już w oczach kilkaset kilometrów zmieniającego się za oknem krajobrazu, oparty o szybę w busie spojrzałem w pustkę pola rzepaku i uderzyła mnie pewna myśl. Jakże fascynujący wydał mi się wówczas fakt, iż na przestrzeni kilku godzin – a może właśnie w tym momencie – tysiące ludzi na całym świecie spakuje kilka luźnych ciuchów i  wybierze się w podróż do tego samego miejsca. Miasta żywego całą dobę, łączącego przyszłość z przeszłością, mieniącego się kilkuset kolorami, stolicy wypełnionej przeróżnymi narodowościami, areny finału Ligi Mistrzów 2015 roku – Berlina.


Udostępnij na Udostępnij na

Będąc jednym z tych kilkuset tysięcy przybyłych w okolice Bramy Brandenburskiej, atmosferę piłkarskiego święta mogłem doświadczyć wszystkimi zmysłami. Poczuć (chociaż akurat wszędobylski zapach wurstów nie należy do najprzyjemniejszych), dotknąć, zobaczyć, usłyszeć i posmakować.

W Berlinie „zobaczyć” na co dzień można wiele. W oficjalnych folderach informacyjnych miasto chwali się prawie 180 muzeami i 440 galeriami. Stolica Niemiec to dla turysty uczta dla oczu. Od piątku 6 czerwca głównym jej daniem była jednak piłka nożna. I zarówno dzięki organizatorom, jak i przede wszystkim dzięki kibicom futbolu był to posiłek wart każdego przejechanego kilometra.

***

Wyłaniam się z ciemnego tunelu metra w pędzącym żółto-czerwonym wagoniku, a moje oczy po krótkim przyzwyczajeniu się do światła widzą już pierwsze reklamy związane z berlińskim finałem. Kilka koszulek Barcelony i Juventusu przemieszczających się w stronę wyjścia upewnia mnie, że do pełnego zanurzenia się w berlińskiej gorączce futbolu zostało ledwie kilka minut. Wagonik powoli zwalnia, odwracam głowę i widzę: Brandenburger Tor. Zaczęło się.

***

DSC02840
Wejście na berlińską strefę kibica

Kilka pokonanych schodów i moje oczy urzeka zarówno piękna fasada hotelu Adlon, jak i błysk lakieru podjeżdżających co chwila mercedesów. Na oślepiający blask pełnego słońca odbijającego się od UEFA-owskich przypinek lekko mrużę oczy i dużo wyraźniej mogę zobaczyć epicentrum piłkarskiego trzęsienia ziemi w Berlinie. Tysiące stóp zmierza w stronę wielkiej bramy, na której napis „Final Berlin 2015” zachęca do rzucenia się w wir zorganizowanej przez włodarzy miasta zabawy.

***

Do uszu docierają już pierwsze hiszpańskie i włoskie zgłoski ułożone nad pięciolinią nut. To żaden konkurs na stadionowe przyśpiewki czy „Bitwa na głosy”, to płynący ze szczerej radości osiągniętym celem podróży śpiew na cześć swoich ulubieńców. Z gardeł kibiców „Juve” najczęściej dobywają się dźwięki Lotta E Non Mollare Mai, natomiast fani Barcelony świętują swoją szansę na tryplet znanym całemu światu Campeones.

***

Po kilkudziesięciu minutach stania w kolejce i trwającym raptem ułamki sekundy naciśnięciu spustu migawki, z żywym wspomnieniem trofeum Jorga Stadelmanna w głowie i linkiem do zdjęcia z nim w kieszeni, mogę delektować się kolejnymi atrakcjami UEFA Champions Festival w Berlinie. Przechodzę obok Historycznych momentów finałów uwiecznionych na wystawionych pracach rysowników, uśmiecham się na widok świętujących wielkie momenty w historii Barcelony i Juventusu legend, staję na podium dla „zdobywców” Ligi Mistrzów, aż w końcu pod nogi trafia…

DSC02849

piłka.

***

Niesamowite, ile taki prosty kulisty obiekt może dać radości. Nadmuchany balon, udekorowany gwiazdami Champions League i uświetniony wizerunkiem dominującej nad całą okolicą Bramy Brandenburskiej, odbijał się od wszystkiego i we wszystkich kierunkach. Otoczony tłumem gapiów uliczny freestylowiec utrzymuje piłkę w powietrzu za pomocą każdej możliwej kończyny. Ustawieni w „PRL-owskich” kolejkach kibice próbują wyrwać sponsorom najcenniejsze nagrody przy użyciu swoich piłkarskich umiejętności. Nieopodal lekko podchmieleni panowie starają się zaimponować swoim ukochanym, dążąc do przerzucenia piłki przez wycięty kilkanaście metrów nad nimi okrąg. Nerwowo zerkam na zegarek. Najważniejsze od początku jest przecież to, co z tym okrągłym przedmiotem pożądania zrobią ONI.

***

DSC02883
Mark van Bommel i Robert Pires w akcji

Wskazówki zegara wreszcie wskazują 17:30. Wzrok tysięcy zgromadzonych kieruje się w miejsce otoczone trybunami i siatką. Kilkadziesiąt metrów sztucznej trawy już za kilka minut uświetnią swoim występem legendy piłki nożnej. Napięcie rewią dźwięków i kolorów podsyca swoim występem Blue Man Group, ale największą radość oczom sprawia w końcu widok byłych gwiazd europejskich boisk, na których dźwięk imion i nazwisk wiwatowały kilkudziesięciotysięczne tłumy stadionowych widzów. Pokazowy mecz przywołuje wiele wspomnień, w których dziś lekko osiwiali „emeryci” o zaburzonej wadze rozrywali defensywy, latali między słupkami bramki czy doprowadzali do płaczu bezsilnych wobec twardej obrony rywali.

***

DSC02904
Cafu w opisywanej sytuacji

Jednym z niewielu celebrytów, którzy poświęcili kilka chwil fanom, był Cafu. Brazylijczyk, namówiony przez rozentuzjazmowanego kibica stojącego kilka metrów obok, prosi ochronę o podanie kołyszącego się w ramionach dziecka. Ku uciesze zgromadzonych i radości ochoczo błyskających fleszów pozuje z nim do zdjęć. Mógłbym przysiąc, że oczy rodzica tego wybranka zaszkliły się od wzruszenia.

***

Piwo w strefie jest małe, zapakowane w plastikową butelkę, drogie i jest Heinekenem. Jak się nie ma, co się lubi, mówili…

***

DSC03001
Strefa od ulicy 17 czerwca

Słońce. Chmiel. Słońce. Koszulka „Barcy”. Słońce. T-Shirt „Juve”. Słońce. Chmiel. Słońce. Rum. Słońce. Koszulka Southampton. Słońce. Cola. Koszulka… Stop. Berlin – miasto mieniące się tysiącem kolorów – świta mi w głowie. Nieistotne, czy jesteś za „Barcą” czy za „Juve”, w centrum stolicy Niemiec nie rozgrywa się finał Ligi Mistrzów, tu odbywa się piłkarskie święto. Obok triumfującego Messiego do zdjęcia pozuje kibic Realu Madryt, fani Arsenalu i Manchesteru United razem emocjonują się pojedynkiem Roberta Piresa i Edwina van der Sara, a dźwięcznym obrigado jakiś Brazylijczyk dziękuje paradującemu w koszulce reprezentacji Meksyku nieznajomemu za pomoc w odnalezieniu drogi.

***

DSC02969
Olympiastadion gotowy na przyjęcie zawodników „Barcy” i „Juve”

Olympiastadion. Nigdy wcześniej coś tak brzydkiego nie wyglądało tak pięknie. Skąpany w słońcu, przyozdobiony banerami zwiastującymi finał powojenny moloch z wywołującą odruchy wymiotne bieżnią oddzielającą trybuny. A jednak… magiczny. Pięć olimpijskich kółek łączy się tu z gigantyczną kopią Pucharu Europy.

***

Mecz. Campeones.

***

Niebywałe. Mnóstwo pozytywnej energii wywołanej czymś tak prostym jak mecz piłki nożnej. W teorii jest to przecież ledwie 22 facetów uganiających się za nadmuchanym kawałkiem materiału. W praktyce – o wiele więcej. Nie ma lepszej okazji do zobaczenia tego „więcej” na oczy niż finał Ligi Mistrzów. Za rok Mediolan!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze