Villarreal to jedna z tych drużyn, których w Segunda Division oglądać nie powinniśmy. „Żółta Łódź Podwodna” została jednak zesłana w czeluść drugiej ligi w wyniku splotu niekorzystnych sytuacji. A to odejście Santiego Cazorli, a to problemy kadrowe, kontuzje… Posypało się, ot tak. Na El Madrigal od samego początku zapowiadano jednak rychły powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Słowa dotrzymano.
Na nieco ponad tydzień przed startem sezonu 2013/2014 (na samą myśl aż dostaję gęsiej skórki) w zespole beniaminka Primera Division nie wszystko działa jeszcze jak należy, ale kibice „Żółtej Łodzi Podwodnej” nie mają zbyt wielu powodów do obaw. Na Półwyspie Iberyjskim panuje powszechne przekonanie, że drużyna prowadzona obecnie przez Marcelino Garcię Torala nie będzie bronić się przed spadkiem, a powalczy o miejsca w środku tabeli. Wszak trzon kadry ciągle jest bardzo okazały, może nieco tylko odzwyczaił się od gry na najwyższych obrotach, co doskonale zweryfikują pierwsze kolejki ligowe.
Spadek Villarrealu do Segunda Division był olbrzymim ciosem dla klubu i zaskoczeniem dla fanów hiszpańskiego futbolu. „El Sumbarino Amarillo” w ciągu kilku zaledwie lat stoczyła się z prawie samego szczytu na dno. Drużyna, która niegdyś zachwycała swoim stylem gry wypielęgnowanym przez Manuela Pellegriniego, nagle zatraciła swój blask. Z półfinalisty Ligi Mistrzów stała się drużyną walczącą w pewnym momencie o choćby miejsce barażowe w Segunda Division. Początek zeszłego sezonu w wykonaniu Villarrealu dawał nadzieje na to, że nic wielkiego się w tej drużynie nie zdarzyło. Spadkowicz Primera Division wygrywał kolejne swoje spotkania, choć jeszcze lepsze okazywało się Elche. W końcu coś w graczach z Vila-real pękło i zespół zaczął notorycznie tracić punkty. Po serii pięciu zwycięstw i dwóch remisów przyszła porażka, która zapoczątkowała bardzo poważny kryzys na El Madrigal. Do końca pierwszej rundy rozgrywkowej Marcos Senna (cóż to jest za człowiek swoją drogą) i spółka już tylko i wyłącznie dołowali, co sprawiło, że drużyna wypadła nawet poza strefę barażową, a posadę trenera stracił Julio Velazquez.
Szumne przedsezonowe zapowiedzi o powrocie do hiszpańskiej elity powoli można było odkładać na kolejny rok. Marcelino Garcia Toral na nowo poukładał jednak zespół. Wspomniany Marcos Senna nie był już tak widowiskowym piłkarzem na boisku, jednak sama jego obecność w zespole sprawiała, że był on przynajmniej o klasę mocniejszy od rywali. Urodzony w Brazylii pomocnik po spadku Villarrealu do Segunda Division wykazał się rzadko spotykaną lojalnością i postawił sobie za cel przywrócenie drużyny swojego życia na najwyższy szczebel rozgrywek. Reprezentujący hiszpańskie barwy zawodnik nie był może motorem napędowym Villarrealu, nie strzelał najważniejszych goli, jednak ukierunkowywał resztę zespołu na obrany przez siebie kierunek. Piłkarze z El Madrigal z każdym kolejnym meczem w rundzie rewanżowej spisywali się zdecydowanie lepiej, a szczyt formy nadszedł w samej końcówce sezonu.
Villarreal podszedł do rozgrywek Segunda Division jako drużyna w ogóle niepasująca do realiów tej ligi. Zdecydowanie większy budżet, klasowi piłkarze o uznanych w światowej piłce nazwiskach; mowa tutaj nie tylko o Sennie czy Canim, którzy mogli wówczas przebierać w ofertach, a zdecydowali się pomóc w powrocie do Primery. Z El Madrigal odeszły co prawda największe gwiazdy z Nilmarem, Borją Valero czy Marco Rubenem na czele, ale w ich miejsce przybyli doświadczeni piłkarze, którzy byli gwarancją jakości – tak niezbędnej w realizowaniu marzeń o powrocie do elity. Sprowadzenie na zasadzie jednorocznych zaledwie kontraktów takich weteranów jak Mellberg czy Pandiani, wypożyczenia Zapaty i Camunasa, a także zaufanie w klubową szkółkę sprawiły, że „Żółta Łódź Podwodna” była w stanie jako tako egzystować. Powiew świeżości wniósł Marcelino Garcia Toral, który zimą sprowadził kilku nowych zawodników. Villarreal uchodził jednak za drużynę, która wygrywa swoje mecze jak najmniejszym nakładem sił, jakby wiedział, że te będą najbardziej potrzebne w końcówce sezonu. Dwa ostatnie ligowe mecze istotnie były tymi najważniejszymi. W przedostatniej kolejce Villarreal wyruszył do Barcelony, aby rozegrać mecz z drugą drużyną „Dumy Katalonii” na piętnastotysięcznym Mini Estadi. Na trybunach tego obiektu zasiadło aż… 10 tysięcy zwolenników „Żółtej Łodzi Podwodnej”, którzy przybyli na to spotkanie specjalnie przygotowanymi na tę sposobność autobusami zorganizowanymi przez klub. Piłkarze gości dosłownie grali przed własną publicznością, o czym informowali sami kibice: „Witajcie na El Madrigal” – głosił olbrzymi transparent wywieszony przez kibiców. Villarreal wygrał 3:0, a tydzień później pokonał 1:0 Almerię i wywalczył sobie powrót do Primera Division.
Sezon 2013/2014 będzie wielkim sprawdzianem dla całego zespołu. Marcelino Garcia kontynuuje swoją pracę i to bez wątpienia jest olbrzymi plus. Z drużyny znowu odeszło wielu istotnych w zeszłym sezonie piłkarzy, jak chociażby Senna, Pedro Rios, De Guzman, Oriol czy Javi Venta, jednak w ich miejsce Fernando Roig, prezes Villarrealu, sprowadza nowych piłkarzy. Nawet bez większych przetasowań w kadrze oczywiste jest, że „Żółta Łódź Podwodna” znowu będzie koszmarem dla największych w La Liga. Zarówno Barcelona, jak i Real nigdy nie miały w starciach z klubem z Vila-real łatwo. Beniaminkowi na pewno zajmie trochę czasu wdrożenie się na nowo w pierwszoligowe realia, jednak zaciąg nowych piłkarzy sprawia, że proces ten powinien przebiec płynnie. Do klubu dołączyła już dwójka graczy reprezentujących w zeszłym sezonie Mallorcę – Pina i Giovani Dos Santos. W tym drugim – jak chyba w każdym kolejnym klubie – pokłada się spore nadzieje. Może nie tyle w samym zawodniku, co w jego ambicjach i woli, aby udowodnić w końcu, że jest piłkarzem na miarę Primera Division. Umiejętności bez wątpienia posiada, jednak potrzebuje stabilizacji. Tę Villarreal jest w stanie mu zapewnić. Oprócz zaciągu z Balearów do drużyny dołączyli także Sergio Asenjo z Atletico, utalentowany młodzian Aleksandar Pantić z Red Star Belgrad czy Bojan Jokić z Chievo Verona.
Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że beniaminek La Liga może już teraz włączyć się w walkę o europejskie puchary, ale pewne jest to, że nie będzie chłopcem do bicia. Żółtej koszulki nie przywdziewa już co prawda symbol klubu Marcos Senna, jednak w kadrze nadal pozostało wielu doświadczonych kopaczy. Farinos, Cani czy Camunas to piłkarze równie doświadczeni co Marcos, doskonale wiedzący, czym jest gra w Primerze. Spadek do drugiej ligi był po prostu ogromnym wypadkiem przy pracy, do którego nigdy nie powinno dojść. Nikt nie wyobrażał sobie, żeby Villarreal po roku miał do La Liga nie wrócić. Formalności – choć nie bez problemów – stało się zadość. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że „Żółtej Łodzi Podwodnej” udało się zachować stabilizację, której pozazdrościć może jej większość pierwszoligowych drużyn.
Świetny czekam na kolejne.