Wisła Płock – potencjał na wieczną grę o utrzymanie?


Kolejny sezon z rzędu zapowiada się, że Wisła Płock będzie walczyć o pozostanie w lidze. Czy takie jest przeznaczenie "Nafciarzy"?

18 sierpnia 2021 Wisła Płock – potencjał na wieczną grę o utrzymanie?
Mateusz Ludwiczak / Wisła Płock S.A.

Trzy punkty w czterech pierwszych meczach na pewno nie napawają optymizmem kibiców w Płocku. Wręcz przeciwnie. Taki stan posiadania może wprawić w zaniepokojenie. Bo przecież udało się wygrać tylko z Radomiakiem. A w pozostałych meczach Wisła raczej odstawała od rywala, niż nieszczęśliwie z nim przegrywała. Gdzie leży problem? I dlaczego "Nafciarze" tak słabo punktują?


Udostępnij na Udostępnij na

Na początku trzeba zaznaczyć, że kadra Wisły Płock na papierze wygląda dość solidnie. Jest trzech dobrych, zdolnych, kreatywnych środkowych pomocników – Furman, Wolski, Szwoch. Do tego dochodzi doświadczony Jakub Rzeźniczak. Wydawałoby się, że ma to ręce i nogi. No ale na boisku tego nie widać. A przynajmniej nie przynosi to punktów. Bo z całym szacunkiem do Radomiaka zwycięstwo z beniaminkiem na początku sezonu jest obowiązkiem klubu, który w ekstraklasie jest dobrych kilka lat. A więc dlaczego przed Wisłą kolejny sezon, w którym będzie walczyć o utrzymanie?

Wisła Płock – potencjał ludzki adekwatny do miejsca w tabeli?

Wydaje się, że tak jest. Stosunkowo dobra linia pomocy przykryła pozostałe problemy Wisły Płock, ale zakryła je tylko do pierwszego meczu. Bo przecież zarówno wahadła, jak i pozycja napastnika nie są obsadzone na tyle mocno, aby mówić chociaż o walce o środek tabeli. Wystarczy porównać środkowych pomocników, jakimi dysponuje trener Bartoszek, do wahadłowych. Już wymieniani Szwoch, Furman i Wolski, do tego Lagator i Leśniak i nie najgorszy Rasak – jest w czym wybierać. Z kolei na pozycji lewego wahadłowego poza Piotrem Tomasikiem nie ma wielkiego wyboru. Praktycznie żadnego. I może nie byłoby w tym problemu, gdyby nie to, że Tomasik jest bardzo ograniczonym zawodnikiem i nie daje tyle jakości, ile powinien dawać lewy wahadłowy.

Równie źle sytuacja wygląda na pozycji napastnika. Mimo tego, że liczba „dziewiątek” w Płocku jest dość duża, to żadna z nich jakoś szczególnie się nie wyróżnia. Jest Marko Kolar, który mimo że podczas poprzedniego pobytu w ekstraklasie strzelił 12 bramek w Wiśle Kraków, to jak na razie wygląda przeciętnie. Zaś Patryk Tuszyński, który miał stosunkowo przyzwoity, jak na swój i Wisły poziom, poprzedni sezon, jak na razie nie może się przebić do pierwszego składu. Niemniej nie oszukujmy się, raczej nie odczulibyśmy różnicy pomiędzy nim a Marko Kolarem.

W drużynie są również Łukasz Sekulski pozyskany z ŁKS-u, gdzie nie zbierał najlepszych not, oraz Damian Warchoł. I to właśnie ten ostatni wydaje się być najsensowniejszym napastnikiem w Wiśle. Bo na boisku spędził tylko 56 minut, a zdobył w tym czasie dwie bramki. Jest tym samym najlepszym strzelcem zespołu, co daje mu pewną przewagę nad kolegami.

Defensywa również nie wygląda najlepiej. Jest Jakub Rzeźniczak – znamy go od wielu lat, ale obecnie jest zdecydowanie pod formą. Do tego dochodzi Krywociuk, reprezentant Azerbejdżanu – bardzo elektryczny reprezentant Azerbejdżanu, oraz Damian Michalski, który na początku tego sezonu prezentuje się po prostu słabo. Tak że wydaje się, że to właśnie defensywa jest najsłabszą formacją „Nafciarzy”. Jeśli więc Maciej Bartoszek chce mieć spokojną pracę, to powinien zabiegać o pilne transfery w tej formacji i w sumie nie tylko w tej.

Być na boisku jak w social mediach

Wszyscy pamiętamy fantastyczne materiały Wisły Płock w mediach społecznościowych. M.in. te nawiązujące do gry GTA z podpisaniem nowego kontraktu przez Piotra Tomasika. Za to do dzisiaj są w Płocku chwaleni. W tej dziedzinie Wisła osiągnęła poziom Ligi Mistrzów. Niemniej jeśli chodzi o sprawy stricte sportowe, Wisła Płock jest na poziomie dolnych rejonów tabeli ekstraklasy. I to może nie tyle smucić, co niepokoić. Bo od dłuższego już czasu w zespole z Mazowsza brakuje jakości, a co za tym idzie, wyniki nie są adekwatne do oczekiwanych przez kibiców.

W Płocku wciąż pamiętają, gdy za kadencji Jerzego Brzęczka w sezonie 2017/2018 otarli się o europejskie puchary, zajmując 5. miejsce. I właściwie od tego momentu „Nafciarze” z sezonu na sezonu tylko lecieli w dół. Wtedy to miejsce było odbierane bardziej jako niedosyt, bo gdy jesteś tak blisko jednego z największych sukcesów w historii klubu, to zawsze pozostaje niedosyt. To normalne. Niemniej jak się później okazało, nie udało się już nawet zbliżyć do tych rejonów tabeli. Dość powiedzieć, że ostatni raz w górnej ósemce Wisła Płock była w połowie lutego i to tylko na jedną kolejkę. Potem rozpoczął się już tylko spadek po równi pochyłej, który trwa praktycznie do dziś. Dlaczego?

Powodów jest co najmniej kilka. Jednym z nich są nietrafione transfery. Takie były zarówno za panowania w klubie Marka Jóźwiaka, który ściągnął do klubu takich zawodników jak Julio Rodriguez czy Thomas Dähne, którzy mówiąc wprost, kopali się po czołach, ale również za nowego dyrektora sportowego – Pawła Magdonia. Z tą różnicą, że za tego drugiego transfery raczej opierały się na młodych zawodnikach niż piłkarzach, którzy podnieśliby jakość składu.

***

Podsumowując, w obecnym sezonie Wisła Płock znów – wszystko na to wskazuje – będzie walczyć o utrzymanie. Będzie to kolejny sezon, w którym „Nafciarze” się nie rozwijają, a stoją w miejscu. Bo trudno nazwać rozwojem obecną grę Wisły. Wystarczy powiedzieć, że jedyny wygrany mecz w tym sezonie z Radomiakiem polegał na przeczekaniu i kontrowaniu rywala. A chyba nie tak to powinno wyglądać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze