Kolejny ważny mecz dla przyszłości Wisły Kraków przyszedł we wtorkowy wieczór. Przed własną publicznością „Biała Gwiazda” podejmowała imienniczkę z Płocka. Obie drużyny potrzebowały punktów, bo obie są niepewne swojego ligowego bytu. Faworytem teoretycznie byli gospodarze. To ich miał nieść jak zwykle fanatyczny doping kibiców. Wisła z Płocka nie chciała być gorsza. Gospodarzom mieli przeciwstawić się walecznością, którą wpaja im dobrze znany przy Reymonta Radosław Sobolewski. Miało być ciekawie i było, bo gra toczyła się o wszystko.
W Krakowie wszyscy są świadomi miejsca, w którym znalazła się Wisła. Klub walczy o przetrwanie, a takie będzie możliwe tylko w przypadku pozostanie w ekstraklasie. Każdy wszystko wie, ale dobrej gry piłkarzy jakoś nie było widać. Wisła zawodziła. Nawet gdy sięgnęła po komplet punktów w meczu z Rakowem Częstochowa, wszyscy kręcili nosem, że to nie to. W meczu z Wisłą Płock miało być inaczej. „Biała Gwiazda” miała być dobra w ofensywie i defensywie, tak przynajmniej zapowiadał trener Skowronek.
Trener Artur Skowronek przed meczem z Wisłą Płock
Tradycyjnie w ekipie z Reymonta mnóstwo problemów kadrowych. Trener Artur Skowronek w dalszym ciągu ma poważny ból głowy przy ustalaniu wyjściowej jedenastki. Z powodu kontuzji Wisła radzić sobie musi bez takich zawodników, jak: Lubomir Tupta, Michał Mak, Kamil Wojtkowski, Paweł Brożek, Łukasza Burliga czy Krzysztof Drzazga. W kadrze zabrakło również kontuzjowanego Vukana Savicevicia.
W Płocku pod tym względem też kolorowo nie jest. Trener Sobolewski ma swoje problemy. Z powodu nadmiernej liczby żółtych kartek szkoleniowiec „Nafciarzy” nie mógł skorzystać z dwóch podstawowych zawodników – Angela Garcii i Mateusza Szwocha. W związku z kłopotami kadrowymi zespół z Płocka przyjechał do Krakowa z zaledwie pięcioma zawodnikami na ławce rezerwowych.
Sytuacja kadrowa Wisły Płock przed meczem z Wisłą Kraków
Oddajcie nam naszą Wisełkę!
Na stadion przy ul. Reymonta wrócili kibicie. Oczywiście z przyczyn wiadomych w ograniczonej liczbie.
wR22acamy do domu! 😍 pic.twitter.com/hYspG3yCzs
— Socios Wisła Kraków (@SociosWisla) June 23, 2020
Nikt z fanów „Białej Gwiazdy” nie dopuszcza do siebie złych myśli, choć te coraz częściej gdzieś latają po głowach krakowskich kibiców. Na forach internetowych i stronach związanych z ich ukochaną drużyną zamieścili nawet apel do piłkarzy. Chcą oglądać swoją Wisełkę. Wisełkę, która gra i walczy do upadłego. Tak, jak to było przed nastaniem pandemii.
W drużynę wiary nie traci również jeden z jej właścicieli. Jarosław Królewski zaraz po porażce w Bełchatowie z Rakowem Częstochowa zamieścił na swoim prywatnym koncie emocjonalny wpis.
Dziś przegraliśmy w 10. We wtorek gramy w 12 🔵⚪️🔴 #nigdyniezginie @WislaKrakowSA @MichalS1978 gratuluję zasłużonego zwycięstwa pic.twitter.com/GPm0ffTOoW
— Jaroslaw Krolewski (@jarokrolewski) June 20, 2020
Wisła Kraków musiała i chciała wygrać. W bramce gospodarzy stanął Mateusz Lis. Trener Skowronek zdecydował, że Michałowi Buchalikowi potrzebny jest odpoczynek. Od pierwszych minut zobaczyliśmy w ataku „Białej Gwiazdy” Alona Turgemana, a za jego plecami miał rządzić i dzielić Hiszpan Chuca. Na ławce usiadł jak dotąd podstawowy gracz – Żukow, a do składu wrócił Maciej Sadlok. Zmian dużo, ale coś zmieniać trzeba, skoro ostatnie mecze nie przyniosły spodziewanych rezultatów, a gra pozostawiała wiele do życzenia.
Trener gości w przedmeczowych wypowiedziach podkreślał, że Wisła (ta z Krakowa) wyjdzie niesamowicie zmobilizowana. Nie zapomniał dodać, że jego Wiśle (tej z Płocka) motywacji i woli walki też nie zabraknie i choć serce ma rozdarte, to jest profesjonalistą i chce wygrać w Grodzie Kraka.
– Walczymy o zwycięstwo. Jest nas szesnastu i mamy wygrać w szesnastu – powiedział przed tym meczem, w rozmowie z Canal+ Sport, trener „Nafciarzy” – Radosław Sobolewski.
Kto wygra? Wisła!
O pierwszym kwadransie meczu można napisać tylko tyle, że się odbył. Zabawa zaczęła się od 16. minuty. Strzał Turgemana w światło bramki ręką zablokował Marcjanik. Sędzia Frankowski skorzystał z systemu VAR i podyktował rzut karny dla gospodarzy. Błaszczykowski huknął i było 1:0 dla „Białej Gwiazdy”.
Niesiona dopingiem krakowska Wisła szła po drugiego gola. Bardzo aktywny w przodzie był Alon Turgeman, a dla jego kolegów z drużyny nie było straconych piłek. Zawodnicy z Płocka próbowali odgryzać się kontratakami. Jeden z nich mógł skończyć się golem, ale Angielski nie trafił w bramkę.
Gospodarze chcieli zdobyć drugiego gola jeszcze przed przerwą. Doskonałe dośrodkowanie Niepsuja zmarnował jednak Turgeman, który z bliskiej odległości posłał piłkę obok bramki. Pierwsza połowa, choć przedłużona o cztery minuty, minęła szybko. Nie było dużo sytuacji podbramkowych, ale gra i zaangażowanie obu drużyn mogły się podobać.
Druga odsłona meczu rozpoczęła się od bomby Bashy zza pola karnego. Kamiński jakimś cudem obronił. Chwilę potem Lis niefortunnie wybijał piłkę. Trafił w nadbiegającego Sahitiego. Futbolówka jednak nie wpadła do bramki gospodarzy. Mecz wyglądał podobnie jak w pierwszej połowie. Gospodarze grali atakiem pozycyjnym, wymieniali dużo podań i byli bardzo ruchliwi. Goście nastawili się na kontry.
W 77. minucie „Nafciarze” byli blisko wyrównania. Na nieszczęście kibiców z Płocka i szczęście fanów z Krakowa z bliskiej odległości pomylił się Merebaszwili. „Biała Gwiazda” do ostatnich minut spotkania kontrolowała wydarzenia na boisku. Gospodarze grali mądrze. Choć sami nie stworzyli jakiejś groźnej sytuacji pod bramką imienniczki z Płocka, to nie pozwolili przyjezdnym praktycznie na nic. W doliczonym czasie gry było podobnie. Wisła nie dała sobie wyrwać kompletu punktów do ostatniego gwizdka arbitra.
I koniec spotkania! Trzy punkty zostają z nami w Krakowie!🔥
Wisła K. 1⃣:0⃣ Wisła P. ⏱️90'#WISWPŁ pic.twitter.com/2SL261JGtB
— Wisła Kraków (@WislaKrakowSA) June 23, 2020
Nigdy nie zginie
„Biała Gwiazda” walczyła dzisiaj na każdym skrawku boiska. Akcjami nie porywała, ale walki i zaangażowania odmówić jej dzisiaj nie było można. Wisła Kraków odniosła ważne zwycięstwo. Spoglądając na wynik meczu w Kielcach, była to wygrana, która praktycznie przekreśla szanse na utrzymanie w lidze Koronie.
Kiedy sędzia Frankowski zagwizdał po raz ostatni, kibice Wisły ryknęli, że ich klub nigdy nie zginie. „Biała Gwiazda” nie zagrała dzisiaj wielkiego meczu, ale w sytuacji, w jakiej znajdują się piłkarze z ulicy Reymonta, nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się komplet punktów, który pozwoli z podniesioną głową pojechać do Zabrza. Jeśli Wisła zapunktuje na boisku Górnika i w następnej kolejce pomyli się Arka, to w Krakowie odetchną. Głęboko i mocno.