W środowym spotkaniu zmierzyły się ze sobą dwie drużyny z południa Polski. Kraków vs. Częstochowa. Zwycięsko z tego pojedynku wyszła Wisła. W grodzie Kraka mogą świętować, gdyż było to bardzo ważne zwycięstwo. Krakowianie oddalili się od niebezpiecznego, dolnego rejonu tabeli. Dla Wisły każda zdobycz jest na wagę złota. Dla Rakowa prawdopodobnie jest to wyraźny znak, że o górną ósemkę trzeba będzie powalczyć w przyszłym sezonie.
Pierwsze spotkanie tych drużyn w tym sezonie zakończyło się wyrwanym w końcowej fazie meczu zwycięstwem beniaminka. Wtedy gola na wagę trzech punktów zdobył kapitan Rakowa – Tomáš Petrášek. Tym razem Czech nie wpisał się na listę strzelców. Jesienią nie było to zbyt porywające dla oka widowisko i teraz również wydawało się, że tak będzie. No przynajmniej przez pierwsze 45 minut…
Drużyna z Częstochowy szczególnie chciała dobrze wypaść, gdyż w ostatniej kolejce, można powiedzieć, pechowo zremisowała z ŁKS-em Łódź. Szkoleniowiec Rakowa, Marek Papszun, podkreślał, że szybko nadejdzie szansa na rehabilitację.
– Na pewno jesteśmy rozczarowani, bo grając z ostatnią drużyną w tabeli, spodziewaliśmy się zwycięstwa. Bardzo dobrze podeszliśmy do tego meczu i z mojej perspektywy powinniśmy go zamknąć w pierwszej połowie. Nasza przewaga była spora, ale w piłce nożnej trzeba wykorzystywać stwarzane okazje. Wcale nie musieliśmy tego spotkania zremisować, bo gola zdobyliśmy w jednej z najtrudniejszych ze stworzonych szans.
Kolejny raz fortuna nam nie sprzyjała, bo uważam, że zespół pracował, jak mógł. Zabrakło jednak tego, co jest najważniejsze, czyli bramek. Chcieliśmy wygrać z wielu względów – naszej sytuacji w tabeli, chęci rewanżu za pierwszy mecz z ŁKS-em i dla naszych kibiców, którzy kapitalnie zachowali się, kiedy wyjeżdżaliśmy z Częstochowy. Nie zrobiliśmy tego, ale nie poddajemy się, bo w środę mamy kolejne spotkanie – powiedział trener na konferencji po meczu z Łódzkim Klubem Sportowym.
Podobnie jak Wisła Kraków, która przegrała z obecnym liderem – Legią Warszawa. Dla nich ważny jest każdy mecz i zwycięstwo. Przede wszystkim najważniejsze jest utrzymanie w lidze.
Bezbarwny Raków, przekonująca Wisła
Zawodnicy Rakowa tradycyjnie ruszyli na rywala pressingiem. Petr Schwarz w swoim stylu szukał dośrodkowaniami Sebastiana Musiolika i Felicio Brown Forbesa. Czeski pomocnik w tym spotkaniu grał nieco wyżej niż zazwyczaj. Za plecami miał Igora Sapałę, który w dużej mierze był odpowiedzialny za przerywanie akcji wiślaków. Częstochowianie w tym spotkaniu zagrali na dwóch napastników grających w jednej linii, co wcześniej się nie zdarzało. Trener chciał zwiększyć siłę rażenia.
„Biała Gwiazda” też nie dawała za wygraną. Jedno z ich dośrodkowań w początkowej fazie meczu zostało zablokowane ręką przez Kamila Piątkowskiego. Po interwencji VAR-u sędzia podyktował rzut karny, który kapitan Wisły – Jakub Błaszczykowski, zamienił na bramkę. Raków musiał odrabiać straty, ale przeciwnicy nie mieli zamiaru tylko się bronić. Błaszczykowski nękał obronę kąśliwymi dośrodkowaniami, w środku pola grę kreował Żukow. Poprawnie spisywała się obrona gospodarzy.
Warto zwrócić uwagę, ile tzw. drugich piłek zbierał Raków. Przeważał także w pojedynkach główkowych, co akurat nie dziwi. Z tyłu Jach, Petrášek i Piątkowski, z przodu Musiolik i Brown Forbes. Wszyscy hojnie obdarzeni wzrostem, dlatego wiślacy mieli problemy w tej dziedzinie. Z kolei zawodnicy z Krakowa bardzo płynnie i sprawnie wymieniali piłkę w środku pola. Na pewno grało im się łatwiej z uwagi na korzystny dla nich wynik. Do przerwy przyjezdni nie stworzyli sobie praktycznie żadnej dogodnej sytuacji do strzelenia bramki. Za dobrą grą nie szła skuteczność. Z kolei Wisła, mimo że też ich dużo nie miała, to jedną wykorzystała.
Dwie różne połowy
W ciągu drugich 45 minut Raków szukał bramki. W szatni musiało paść parę męskich słów, które miały pobudzić drużynę. Jedna z szybkich kontr ekipy z Częstochowy zakończyła się strzałem pod poprzeczkę Petra Schwarza, po którym piłka zatrzepotała w siatce. Ten gol ożywił spotkanie. Goście chcieli pójść za ciosem, a Wisła nie dać sobie strzelić kolejnej bramki. Był to kulminacyjny moment spotkania. Obie drużyny może trochę bardziej się otworzyły.
Druga połowa była kompletnym przeciwieństwem pierwszej. Ciekawsza, bardziej żywiołowa. Zawodnicy jakby otrzymali nowe pokłady sił i przede wszystkim chęci do przechylenia szali na swoją stronę. Nikogo nie zadowalał remis. Mecz, w którym dosłownie idzie akcja za akcją, jest ucztą dla kibica. Napór „Czerwono-niebieskich” doprowadził do podyktowania kolejnej „jedenastki” dzisiejszego wieczora. Tym razem napastnik Rakowa – Felicio Brown Forbes, posłał piłkę do bramki i dał swojej drużynie prowadzenie.
Gospodarze starali się doprowadzić do wyrównania. Błaszczykowski próbował brać na siebie ciężar gry. Po jednym z jego dośrodkowań z rzutu rożnego bramkę na 2:2 zdobył Rafał Janicki. Kolejny raz na tablicy wyników widniał wynik remisowy. Jednak i goście mieli swoje okazje. Parę minut przed końcowym gwizdkiem po kolejnym zagraniu Kuby i niedbałym wybiciu kapitana Rakowa Savićević pokonał Jakuba Szumskiego i teraz to Wisła prowadziła! Do końca meczu wynik nie uległ zmianie. Istotne trzy punkty wpadły na konto drużyny z Krakowa.
Niestety, z Krakowa wracamy bez punktów.#WISRCZ pic.twitter.com/t2TKM0O2wi
— Raków Częstochowa 🥇 (@Rakow1921) June 10, 2020
Cóż można więcej powiedzieć o tym meczu? Na pewno jednej i drugiej drużynie zależało na zwycięstwie. Niestety w piłce bywa też tak, że trzeba czasem przełknąć gorycz porażki, a czasem można cieszyć się z satysfakcjonującego rezultatu. Oba zespoły czeka jeszcze jedno spotkanie przed podziałem na grupy, w którym zapewne mimo wszystko będą chciały zaprezentować to, co potrafią. A dzisiejsze starcie jest już historią…
Ja chyba inny mecz oglądałem, nie dało się patrzeć na Wisłę
Uważam, że zwycięstwo Wisły było niezasłużone, remis byłby sprawiedliwy. Kolejny raz Raków nie potrafi dobić przeciwnika, albo chociaż dowieź zwycięstwo do końcowego gwizdka. Brakuje wyrachowania.