FJW: Wisła Kraków – powrót do przeszłości


Podopieczni Jerzego Brzęczka nie zachwycają swoją grą. Warto wrócić wspomnieniami do dawnych czasów, gdy Wisła Kraków coś znaczyła w Europie

29 kwietnia 2022 FJW: Wisła Kraków – powrót do przeszłości

Nad „Białą Gwiazdą” zawisły ciemne chmury. Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek znajduje się w strefie spadkowej. Huczne zapowiedzi przed sezonem nie miały pokrycia w rzeczywistości i wiślacy walczą o utrzymanie. Smutne jest to, że tak utytułowany klub prawdopodobnie od lipca będzie musiał występować na zapleczu ekstraklasy. Warto dla kontrastu przypomnieć sobie czasy, gdy Wisła Kraków wiodła prym w ekstraklasie, osiągała dobre wyniki na arenie międzynarodowej, a w jej barwach występowali tacy piłkarze, jak: Kalu Uche, Maciej Żurawski czy Kamil Kosowski.


Udostępnij na Udostępnij na

„Białą Gwiazdę” można nazwać jednym z największych rozczarowań obecnego sezonu ekstraklasy. Gdy przed rozpoczęciem rozgrywek rozmawiało się o kandydatach do spadku, większość osób jednym tchem wymieniała Górnika Łęczna, Stal Mielec, Termalicę czy Wartę Poznań, ale z pewnością nikt nie upatrywał w Wiśle kandydata do spadku. Dorobek 29 punktów po 30 kolejkach to jej najgorszy wynik w XXI wieku. Można się kłócić, że wynik punktowy nie do końca odzwierciedla rzeczywisty obraz gry, ale fakty są takie, że Wisła w 2022 roku wygrała jedno spotkanie. W tak trudnym czasie kibice z nostalgią powracają do dawnych czasów.

Początki wielkiej Wisły

27 października 1997 roku był bardzo ważny dla przyszłości klubu z dawnej stolicy Polski. Wówczas Bogusław Cupiał stał się właścicielem sekcji piłkarskiej w Wiśle Kraków. Potok pieniędzy, który popłynął dzięki niemu przy ulicy Reymonta, zasilając niebędącą w najlepszej kondycji kasę klubową, z miejsca uczynił „Białą Gwiazdę” jednym z ligowych potentatów. Nowy właściciel Wisły już na starcie wykupił najlepszych polskich zawodników i zatrudnił będącego na topie trenera Franciszka Smudę. „Biała Gwiazda” w pierwszym sezonie pod wodzą Cupiała wywalczyła 3. miejsce w lidze. Mimo że była to najlepsza lokata od 1991 roku, to Bogusław Cupiał nie mógł czuć satysfakcji, mierzył zdecydowanie wyżej.

Miałem wówczas mówić, że naszym marzeniem jest zajęcie trzeciego miejsca?! Gdybyśmy zakładali przegraną, nie warto byłoby wychodzić na stadion, oszukiwać  kibiców i samych siebie. To jest sport – naszym celem była i jest wygrana. Jeśli zagramy w Lidze Mistrzów, to też będziemy walczyć o zwycięstwo. Oczywiście można przegrać (z honorem), ale nie potrafię cieszyć się z porażki – Cupiał o swoich początkach w Wiśle Kraków.

Już rok później w sezonie 1998/1999 Wisła sięgnęła po pierwsze od 21 lat mistrzostwo Polski. Zostawili w tyle resztę stawki, przewaga nad drugim Widzewem Łódź wynosiła wtedy aż 17 punktów. Była to istna zapowiedź długoletniej dominacji w ekstraklasie, gdyż w kolejnych sezonach (z drobnymi wyjątkami) to wiślacy wiedli prym w lidze. Nie szły za tym jednak wyniki w Europie. Rok wcześniej po porażce 2:3 w dwumeczu z bardzo mocną wówczas Parmą „Biała Gwiazda” została zdyskwalifikowana przez UEFA. Powodem tego był wyrzucony z trybun nóż, który ugodził w głowę Dino Baggio. Na skutek tego zespół, który w 1999 roku wygrał ligę z tak dużą przewagą, nie dostał szansy walki o Ligę Mistrzów.

Szansa ta pojawiła się w 2001 roku. Wisła nie miała jednak szczęścia w losowaniu. W eliminacjach do Ligi Mistrzów natrafiła na Barcelonę, z którą przegrała w dwumeczu 3:5, wkrótce potem z Pucharu UEFA (dzisiejszej Ligi Europy) wyeliminował ją Inter Mediolan. W lidze też nie poszło jej najlepiej. Straciła tytuł mistrzowski na rzecz Legii Warszawa. Posadą za ten stan rzeczy jeszcze w trakcie sezonu zapłacił Franciszek Smuda. Jego zastępcą został Henryk Kasperczak.

Nowy trener

Zatrudnienie szkoleniowca z takim życiorysem było sporym wydarzeniem w polskiej piłce. Kasperczak swoje pierwsze sukcesy odnosił we Francji, a później z powodzeniem pracował w Afryce. Udało mu się w 1994 roku wywalczyć wraz z kadrą WKS brązowe medale Pucharu Narodów Afryki, a dwa lata później na tym samym turnieju zajął 2. miejsce, będąc już trenerem Tunezyjczyków. Wisła Kraków była dla niego pierwszym polskim klubem, w którym miał okazję objąć stery.

„Biała Gwiazda” do sezonu 2002/2003 przystępowała w nieco zmodyfikowanym składzie. Do klubu dołączył nowy bramkarz Angelo Hugues. Jego CV nie wyglądało najgorzej, 123 występy w Ligue 1 mogły robić wrażenie. Z biegiem czasu nie można go jednak uznać za udany transfer, 36-letni golkiper był jednym ze słabszych elementów tamtej Wisły. Przed sezonem kontuzji nabawiła się też jedna z gwiazd – Tomasz Frankowski. Szybko zaradzono temu, sprowadzając Marcina Kuźbę. Drużynę Kasperczaka zasilił jeszcze Maciej Stolarczyk z Pogoni Szczecin.

Zmagania w Pucharze UEFA

W rundzie wstępnej Pucharu UEFA rywalem Wisły Kraków był Glentoran Belfast. Drużyna z Północnej Irlandii, tak jak oczekiwano, nie była zbyt trudnym rywalem i „Biała Gwiazda” bez problemu wyeliminowała Brytyjczyków. Następną przeszkodą stojącą na drodze podopiecznych Henryka Kasperczaka był klub Primorje Ajdovscina. Słoweński zespół również nie sprawił większych kłopotów Wiśle, która pokonała go w dwumeczu 8:1. Warto wspomnieć, że jedną z bramek dla krakowskiego klubu zdobył 19-letni wówczas Paweł Brożek. Wyniki kolejnego losowania wzbudziły w Krakowie wiele emocji. Rywalem Polaków miała zostać włoska Parma, ta sama, z którą wiślacy przegrali w 1998 roku.

Pierwszy mecz Wisła Kraków przegrała we Włoszech 1:2. Pomimo porażki „Biała Gwiazda” grała jak równy z równym, w przeciwieństwie do spotkania rozgrywanego cztery lata wcześniej, gdy wynik 1:2 był najmniejszym wymiarem kary. Nikła porażka dawała nadzieję przed rewanżem. Przy ulicy Reymonta Wisła jednak nie najlepiej weszła w spotkanie. Już w pierwszym kwadransie gola dla Parmy strzelił Adriano – największa gwiazda włoskiej drużyny. Następne minuty były bardzo trudne, podopieczni trenera Kasperczaka próbowali odrobić straty, ale zawsze czegoś brakowało.

Dopiero w drugiej połowie Kamil Kosowski zdobył bramkę z rzutu wolnego. Ten gol dał Wiśle nadzieję. Już dziewięć minut później podanie Stolarczyka na bramkę zamienił Maciej Żurawski. Dzięki temu trafieniu piłkarze klubu z dawnej stolicy doprowadzili do dogrywki, w której okazali się lepsi od rywali z Włoch. Po golach Macieja Żurawskiego i Daniela Dubickiego awansowali dalej.

W następnej rundzie Wisła trafiła na Schalke 04 Gelsenkirchen z Tomaszem Hajtą w składzie. Pierwszy mecz w Krakowie zakończył się remisem 1:1. Po tym spotkaniu wiadomo było, że Wisła musiała strzelić na Arena AufSchalke przynajmniej jednego gola. Udało się to zrobić już w 40. minucie, Maciej Żurawski po podaniu Kamila Kosowskiego umieścił piłkę w siatce. Radość wiślaków nie trwała jednak długo, bo zaledwie dwie minuty. Wyrównującą bramkę dla Schalke strzelił wspomniany wcześniej Tomasz Hajto. Z wynikiem 1:1 drużyny udały się do szatni.

Pierwszy cios po zmianie stron wyprowadziła Wisła Kraków. Do siatki trafił Kalu Uche i krakowianie jedną nogą byli w następnej rundzie. Później do głosu doszedł zespół z Niemiec, ale nie potrafił on wykorzystać swoich sytuacji. Polacy natomiast byli zabójczo skuteczni. Po kolejnych bramkach Macieja Żurawskiego i Kamila Kosowskiego Wisła mogła świętować awans.

To niesamowite, coś rewelacyjnego! Jesteśmy w czwartej rundzie! Wygraliśmy 4:1 na Arena AufSchalke! – komentował „Kosa”.

Po tym zwycięstwie w drużynie można było odczuć pozytywną atmosferę. Sukces Wisły doceniła również UEFA, która wyróżniła krakowski klub tytułem drużyny miesiąca w Europie! Kolejnym rywalem, już w 2003 roku, zostało Lazio Rzym. 20 lutego wiślacy wybiegli na murawę Stadio Olimpico. Mecz nie zaczął się dobrze dla krakowian, bo Włosi uzyskali prowadzenie w 22. minucie. Kwadrans później wyrównał Kalu Uche, ale jeszcze przed przerwą Mariusz Jop trafił do własnej bramki i po pierwszej połowie Lazio prowadziło 2:1. Następnie w drugiej części spotkania po dwóch rzutach karnych dwa gole zdobył Maciej Żurawski. W 71. minucie Enrico Chiesa wyrównał i ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3. Można było czuć lekki niedosyt, ale remis w Rzymie odebrano pozytywnie.

Rewanż został rozegrany 5 marca w Krakowie. Po zaledwie czterech minutach bramkę strzelił Marcin Kuźba. „Biała Gwiazda” tym razem dobrze weszła w to spotkanie i na bramkę Lazio sunął atak za atakiem. Włosi zdołali utrzymać ten wynik do przerwy. Po zmianie połów to oni przejęli kontrolę nad meczem. Bramkę dla drużyny z Półwyspu Apenińskiego zdobył Enrico Chiesa. Drugi gol „Biancocelestich” podciął skrzydła podopiecznym Henryka Kasperczaka. Wisła nie zdołała już odpowiedzieć i musiała pożegnać się z Pucharem UEFA. Na koniec sezonu zdołała jeszcze zdobyć mistrzostwo i Puchar Polski, ale mimo to w Krakowie dało się odczuć niedosyt. Wszyscy wiedzieli, że przy odrobinie szczęścia mogli pokonać Lazio.

Próby awansu do Ligi Mistrzów

Szczęścia zabrakło również w 2005 roku. Wisła, już za kadencji Jerzego Engela, grała z Panathinaikosem w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. W pierwszym spotkaniu u siebie udało się pewnie pokonać rywali z Grecji 3:1. Co ciekawe, jedyną bramkę dla drużyny z Aten zdobył Emmanuel Olisadebe. Piłkarze „Białej Gwiazdy” podeszli do rewanżu dość spokojni, dwubramkowa przewaga dawała im pewien komfort. Pierwsza połowa przebiegła zgodnie z planem. Wynik 0:0 przybliżał zawodników z Krakowa do upragnionego celu, którym była Liga Mistrzów. Po zmianie stron coś się jednak popsuło.

Wisła Kraków szybko straciła dwa gole i na tablicy widniał wynik 3:3. Obowiązywała wtedy zasada podwojonych bramek na wyjeździe, więc piłkarze Engela musieli koniecznie zdobyć gola. Udało się tego dokonać w 78. minucie, gdy Radosław Sobolewski umieścił piłkę w siatce po pięknym strzale spoza pola karnego. W tym momencie wiślacy byli jedną nogą w Lidze Mistrzów. Niestety jednak, ku uciesze greckich kibiców Dimitris Papadopoulos swoim golem na trzy minuty przed końcem spotkania zdołał doprowadzić do dogrywki, w której lepszy okazał się Panathinaikos.

Kolejną szansę na grę w Lidze Mistrzów Wisła Kraków miała w 2011 roku, gdy mierzyła się z APOEL-em Nikozja. Ponownie ostatnia runda kwalifikacyjna, ponownie rywal do ogrania, ponownie coś poszło nie tak. W pierwszym spotkaniu udało się pokonać cypryjski zespół przy Reymonta 1:0 po bramce Patryka Małeckiego.

Jestem dumny z mojej drużyny. Zagrała ona pierwszy mecz na tym poziomie, co zawsze wiąże się z nerwowością. Przed meczem zespół nie mógł być pewny siły przeciwnika. Dobrze sobie z tym poradziliśmy. W pierwszych 25 minutach postawiliśmy na taktykę, w której kontrolowaliśmy przebieg gry, jednak wiązało się to z tym, że APOEL dłużej utrzymywał się przy piłce i był drużyną groźniejszą – powiedział trener Robert Maaskant po zwycięstwie.

W rewanżu natomiast APOEL zdominował „Białą Gwiazdę”. Wynik 1:0 do przerwy i 3:1 po końcowym gwizdku dobrze odzwierciedlił przebieg spotkania. Ponownie, jak sześć lat wcześniej, zabrakło trzech minut.

Dziś to był jeden z najważniejszych meczów w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką. Zabrakło nam trzech minut do piłkarskiego raju. Jestem bardzo smutny, bo chciałem bardzo zagrać w Lidze Mistrzów i spróbować swoich sił z najlepszymi zespołami na świecie. Cóż… nie udało się. Przegraliśmy mecz, który nie powinniśmy przegrać. Brak mi słów i tyle – powiedział po spotkaniu na Cyprze Patryk Małecki.

Powrót do czasów teraźniejszych

Obecnie Wisła Kraków o grze w Europie może najwyżej pomarzyć. Zespół, który nie tak dawno dominował w polskiej lidze, teraz bije się o utrzymanie. Mimo wszystko wydaje się, że od pewnego czasu zmierza to w dobrą stronę. Od przyjścia Jerzego Brzeczka wyniki nie uległy poprawie, ale gra tak. Wiśle nie zdarzają się już mecze takie jak ze Stalą Mielec, w którym „Biała Gwiazda” miała problem z oddaniem celnego strzału na bramkę Rafała Strączka. Mecze drużyny z Krakowa dobrze się teraz ogląda, ich ostatnie spotkanie z Wisłą Płock przysporzyło kibicom wiele skrajnych emocji.

Krzysztof Porebski / PressFocus

Podczas kryzysu część kibiców wraca pamięcią do czasów, gdy drużyna potrafiła się postawić mocnym drużynom europejskim, takim jak Parma czy Schalke. Patrząc na obecny skład Wisły, nie ma co się dziwić, że fani lepiej wspominają zabójczo skutecznego Żurawskiego, nieprzewidywalnego Kalu Uche czy czarującego swoją grą Kamila Kosowskiego, i to wszystko pod batutą świetnego trenera, jakim był Henryk Kasperczak. Pozostaje mieć nadzieję, że piłkarze Jerzego Brzęczka dadzą z siebie sto procent w czterech ostatnich spotkaniach ekstraklasy i uda im się uniknąć spadku. Tak utytułowany klub nie zasługuje na grę w I lidze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze