Z Tomaszem Wieszczyckim rozmawiałem jeszcze w trakcie charytatywnego meczu byłych zawodników Dyskobolii ze służbami ratowniczymi. „Wieszczu” grał w tym spotkaniu na stoperze, ale znalazł czas, by podczas odpoczynku chwilę porozmawiać. Z ekspertem Canal+ o emeryturze, 99 golach w ekstraklasie i Grodzisku.
Panie Tomku, patrzy Pan na Piotrka Rockiego [„Rocky” akurat brawurowo szarżował skrzydłem – przyp. red.], który strzela w I lidze dziewięć bramek i nie czuje Pan trochę zazdrości? Przecież między Wami tylko trzy lata różnicy.
[śmiech] Nie, ja już swój przejazd mam. Zdrowia też tyle nie było, żeby tak długo grać, a to się jedno z drugim wiąże. Wcześniej zacząłem to i wcześniej skończyłem.
Dyskobolia zawsze gdzieś tam w sercu pozostaje?
Tak, fajne są takie wspomnienia i sam przyjazd tutaj, poprzypominanie sobie tego wszystkiego, co tutaj razem przeżyliśmy, spotkanie się po latach… Super rzecz. Chcielibyśmy to robić systematycznie, ale zobaczymy, jak to nam się będzie udawało.
Tym bardziej że kibiców, jak na Grodzisk, całkiem sporo.
No tak, jestem pozytywnie zaskoczony, że przyszło tylu kibiców. Atmosferka też całkiem fajna.
Ale nie macie litości dla przeciwników.
Nie no, spokojnie. Trochę my postrzelaliśmy, trochę daliśmy im postrzelać [właśnie służby ratownicze strzelają bramkę na 8:3 – przyp. red.]. Ale nie ma takiej napinki do końca, choć swoje trzeba wsadzić do bramki.
A sam Grodzisk jak Pan wspomina?
Świetnie, choć szczerze przyznam, że jak przyjechałem, to się trochę pogubiłem. Tyle tych rond, obwodnica, nieco zagubiony byłem przy wjeździe.
A kto właściwie wyszedł z samą inicjatywą tego spotkania? Najwięcej starań chyba było po stronie Pani Drzymały.
No tak, największy udział tutaj chyba jest po stronie Pani Moniki, tak mi się wydaję. Oczywiście wiele osób dookoła też nad tym czuwało i tak to wszystko dobrze się stało, że się tutaj spotkaliśmy w szczytnym celu.
Paru osób też zabrakło z tych, które były zaproszone. Choć i tak całkiem sporo zawodników tutaj przyjechało.
Niestety kilku osobom nie pasował termin, niektórzy mają też swoje zobowiązania zawodowe. Ale i tak mamy silny zespół, chłopaki tutaj grają w ekstraklasie czy I lidze.
Na jakim poziomie z takim składem moglibyście pograć?
Kurczę, trudno powiedzieć. Powiem szczerze, że zajmuję się ekstraklasą od lat, niżej niż ten najwyższy pułap nigdy nie grałem, więc trudno mi powiedzieć, jaki jest poziom w tej III czy IV lidze. Ale najpierw musielibyśmy potrenować razem, no bo tutaj to jest raczej zabawa.
Mówi Pan o ekstraklasie. Co z tymi 99 golami na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce? W „Lidze+ Extra” zawsze Andrzej Twarowski się z tego niepełnego względem setki dorobku nabijał. Nie było przed odejściem z Dyskobolii na emeryturę takiego pomysłu, żeby tę stówkę przekroczyć?
Ta, chłopaki się śmieją. Ale nie, nie było takiego pomysłu. Choć kto wie, może jeszcze wrócę? „Rocky” jeszcze może w I lidze, to czemu ja nie? Kurczę, to byłby dopiero powrót po dziesięciu czy piętnastu latach! Ale byłby szok [śmiech]. To byłaby dopiero sztuka, wrócić i w wieku 45 albo 50 lat strzelić.
Grali przecież dłużej od Rockiego. David Seaman chociażby, ale to inna pozycja.
Albo Peter Shilton. Paru by się znalazło.