To, co działo się dziś, mogło się podobać. Najpierw kapitalną formę udowodnili gracze z Watfordu. Natomiast o 17:00 do akcji wkroczyli gracze Burnley oraz Chelsea. Ci pierwsi po raz kolejny nie zachwycili. Chelsea zaś w szczęśliwych okolicznościach pokonała drugiego z beniaminków.
„Szerszenie” w świetnej dyspozycji
Trzy mecze i trzy wygrane – sympatycy Watfordu mają powody do dumy. Co prawda piłkarze Raffaele Rivy nie grali jeszcze w tym sezonie z rywalami z wyższej półki, ale ich gra wygląda jak dotychczas doprawdy obiecująco. O ile w dzisiejszym spotkaniu przeciw Crystal Palace to gospodarze byli ewidentnymi faworytami, tak zawsze pozostaje ta niepewność.
Pierwsza połowa była rozczarowująca – mecz był po prostu nudny. Może i „The Eagles” dość sensacyjnie dyktowali warunki, ale nie mieli szczęścia. Jak było w drugiej odsłonie? Strzelanie bardzo szybko rozpoczął Roberto Pereyra. Argentyńczyk bez wątpienia jest kluczowym graczem „Szerszeni” i wreszcie dał swoim kompanom sygnał do ataku. Wraz z upływającym czasem „Orły” rzuciły się do ofensywy totalnej i właśnie to ich zgubiło. Popisową akcję zaprezentowali nam defensorzy Rivy. Ową sytuację wykończył Holebas, który wykorzystał podanie Janmaata.
Zaha, którego chce się oglądać
Wiele mówiło się o tym, że sezon 2017/2018 będzie ostatnim dla Zahy w barwach Watfordu. Zainteresowanie Afrykańczykiem wyrazili przede wszystkim włodarze Borussii Dortmund, jak i również Tottenhamu czy „The Blues”, jednak Iworyjczyk pozostał na Vicarage Road. Dziś dał swojej ekipie nadzieję, strzelając gola kontaktowego. Jak się później okazało trafienie napastnika Crystal Palace nie wystarczyło do odrobienia strat. Mimo wszystko jako jeden z nielicznych Wilfried Zaha może zaliczyć tę konfrontację do udanych. To już drugi gol tego zawodnika w bieżącej kampanii ligowej na Wyspach. Co ciekawe Zaha obydwie bramki strzelił po przerwie (w 78′ i w 79′).
Wilfried Zaha 24 gole dla Crystal Palace w Premier League – najwięcej w historii klubu. #WATCRY
— 𝚃.𝙱ł𝚊𝚜𝚒𝚞 (@sportsfan_pl) August 26, 2018
Sensacyjna czołówka
Bez wątpienia wczorajszy remis City z Wolverhampton był największą sensacją dnia. Jednak dziś miłą niespodziankę sprawiły „Szerszenie”. Drugie miejsce w lidze daje podstawy do wiary w lepsze jutro. Tak dobrze nie było jeszcze nigdy. Pierwszy raz w historii Watford wygrał trzy pierwsze zawody z rzędu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Teraz przyszedł czas na stabilizację. Jak zapewne wielu z nas wie „The Hornets” przyzwyczaili nas już do tego, że najpierw dobrze inaugurują rozgrywki, później ich forma opada, pojawiają się zapowiedzi zmiany szkoleniowca, a wszystko puentuje walka o ligowy byt zakończony rokrocznie sukcesem.
Widowisko pozornie nudne
Mecz Watfordu z Crystal zakończył się, ale to nie był wcale koniec emocji, a ich początek. O 17:00 rozpoczęła się rywalizacja Burnley z Fulham. Na pierwszy rzut oka to spotkanie mogło wydawać się nudne, ale z jednej strony mieliśmy rewelację ubiegłego sezonu Burnley, które walczy o awans do fazy grupowej Ligi Europy. Z drugiej strony zaś mieliśmy beniaminka, lecz nie byle jakiego, bo takiego, który poważnie myśli o pozostaniu w lidze. Do klubu przybyli tacy gracze jak Seri, Mitrović czy Schurrle, a to wciąż mało. Rywalizacja była ciekawa od pierwszych minut. Już w czwartej minucie gola zdobył właśnie Seri, niemniej na wyrównanie długo czekać nie trzeba było, gdyż sześć minut później na 1:1 strzelił Hendrick.
Mitrović razy dwa
Gdy gra nieco się uspokoiła, pierwsze skrzypce zagrał Aleksandar Mitrović. To był świetny występ Serba, który wreszcie udowodnił, że warto było na niego wydać sporą ilość gotówki. W dwie minuty udało mu się zdobyć dwie bramki, a te dały Fulham dużo spokoju, ba, mogły nawet ustawić mecz, ale czy faktycznie tak było? Otóż nie. Kontaktowe trafienie zaliczył James Tarkowski i znów beniaminek miał tylko jedną bramkę przewagi nad swoim przeciwnikiem. Co więcej, było to trzecie trafienie Mitrovicia w tej edycji Premier League.
Mitrovic clearly mimicking a Fulham hero with his celebration here pic.twitter.com/AFKx4q6Wxl
— 𝒞𝒽𝓇𝒾𝓈𝓉𝒾𝒶𝓃𝑒 (@urghbusani) August 26, 2018
Graczy Sean Dyche’a dobił nowy nabytek Fulham – Andre Schurrle i było już 4:2. To nie był dobry występ Niemca, ale wydatnie pomógł swojej drużynie. Górą byli „Biali”.
Chelsea i Sarri, czyli związek idealny
Pomimo tego, że Maurizio Sarri dołączył do Londynu po to, żeby walczyć z Chelsea o jak najwyższe cele, to mało kto wierzył w to, że Włoch tak świetnie wystartuje z nowym zespołem. Przede wszystkim niebieską część Londynu winna cieszyć wygrana w derbach z Arsenalem po zaciętym meczu. Mecz ze „Srokami” miał tylko dobitnie pokazać, jak mocni są londyńczycy.
„The Blues” próbowali jak najszybciej udowodnić swoją przewagę, jednakże do przerwy było 0:0. Gracze Sarriego oddali w ciągu pierwszych 45 minut aż 8 strzałów, ale tylko jeden z nich był celny. Co ciekawsze, piłkarze ze stolicy Anglii niemal przez całą połowę posiadali futbolówkę, bo mieli ją przez 80% czasu trwania pierwszej połowy! W drugiej konfrontacji w tej statystyce dominował Fulham – 70 procent posiadania piłki do przerwy.
10 mins on the clock here. Both sides yet to get going… #NEWCHE pic.twitter.com/ZnEMRcctiG
— Chelsea FC (@ChelseaFC) August 26, 2018
Futbol totalny
Od początku drugiej części tego spotkania Newcastle stanowiło zaledwie tło dla Hazarda i spółki. Brakowało jednego, czyli… skuteczności. Strzałów było sporo, posiadanie piłki na poziomie 85% na korzyść Chelsea, pełno podań, aczkolwiek „Sroki” pokazały Europie jak się skutecznie bronić. Było coraz bliżej końca – mecz, który miał być tym najciekawszym, nie dostarczył nam emocji.
Niezawodny Hazard
W 75′ doszło do sytuacji, w której arbiter podyktował rzut karny. Do wykonania jedenastki podszedł lider „The Blues” Eden Hazard, który pewnym strzałem pokonał golkipera Newcastle. Można by się spodziewać, że londyńczycy dowiozą trzy punkty do domu, ale Joselu strzelił bramkę dającą remis. Niestety dla gospodarzy w 87′ minucie Yedlin zaliczył trafienie samobójcze. I wynikiem 2:1 ten mecz się zakończył.