Niesamowite spotkanie zafundowali nam piłkarze Chelsea i Arsenalu. W meczu pełnym emocji i kontrowersji podopieczni Arsene Wengera pokonali na Stamford Bridge ekipę gospodarzy. Tym samym zapowiedzi Francuza o odrodzeniu się drużyny Kanonierów stały się faktem.
Przed meczem Arsenal tracił do Chelsea już 10 punktów, było więc niemal pewne, że jeśli Wenger nie wygra na Stamford Bridge, jego zespół praktycznie przestanie się liczyć w walce o tytuł. „Kanonierzy” w tym sezonie przegrali już w lidze pięć spotkań, czyli o dwa więcej niż w całym poprzednim sezonie! Dodatkowo zespół dotknęła plaga kontuzji i do samego końca nie było wiadomo, czy Emmanuel Adebayor, Samir Nasri i Bacary Sagna wybiegną w niedzielę na boisko. Ostatecznie wszyscy zagrali w pierwszym składzie.
Pomimo kłopotów kadrowych oraz nie najlepszej atmosfery w szatni (afera z Gallasem), Arsenal nie był całkowicie bez szans. Podopieczni Felipego Scolariego złapali ostatnio wyraźną zadyszkę i nie potrafili wygrać dwóch ostatnich meczów. Pomimo tego „The Blues” byli typowani przez brytyjskie media na faworytów tego spotkania, tym bardziej, że do zespołu wrócili rozgrywający Deco i Michael Ballack oraz lewy obrońca Ashley Cole. Szczególnie absencja dwóch pierwszych mocno odbiła się na grze drużyny.
Arsene Wenger, świadomy złej sytuacji drużyny, zdecydował się na ofensywne ustawienie z dwójką napastników Adebayorem i Van Persiem z przodu. Mimo to, w pierwszych minutach spotkania dużą przewagę osiągnęli gospodarze, którzy raz po raz zagrażali bramce Manuela Almunii. Najlepszą z nich zmarnował w jedenastej minucie Nicolas Anelka, jego strzał z pola karnego na rzut rożny sparował bramkarz „Kanonierów”.
Po kwadransie mecz się wyrównał, a walka toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Pomimo ogromnego zaangażowania i walki o każdy centymetr boiska, akcjom obu zespołów brakowało wykończenia. Jedyne sytuacje do zdobycia gola obserwowaliśmy po strzałach z dystansu. Szczególnie piłkarze Arsenalu próbowali zaskoczyć Petra Cecha w ten sposób, jednak czeski bramkarz świetnie interweniował przy próbach Fabregasa i Van Persiego.
Odpowiedź podopiecznych Scolariego na ataki gości była zabójcza. Po akcji prawym skrzydłem piłkę w pole karne dośrodkował Bosingwa. Prawy obrońca Chelsea zrobił to na tyle dobrze, że interweniujący Djourou wpakował ją przy słupku do własnej bramki. Nie bez winy przy golu był bramkarz „Kanonierów”, który niepotrzebnie wychodził w pole karne. Tak więc na przerwę gospodarze schodzilii z jednobramkowym prowadzeniem.
Druga połowa spotkania stała na dużo wyższym poziomie, w szczególności za sprawą przyjezdnych, którzy postawili wszystko na jedną kartę. Zawodnicy Chelsea ograniczali się raczej do gry z kontry, wyczekując na własnej połowie na błędy rywali. Taka sytuacja się zemściła, choć nie bez udziału sędziego meczu, Mike’a Deana. Arbiter najpierw nie zauważył ewidentnego faulu na Ivanovicu, który został powalony przed własnym polem karnym. Po tym zdarzeniu piłka trafiła do Van Persiego, a ten mierzonym strzałem po ziemi pokonał Petra Cecha. Gol ten nie powinien być uznany, gdyż Holender znajdował się w momencie podania na metrowym spalonym.
Gospodarze nie zdążyli się jeszcze otrząsnąć z szoku, gdy Arsenal strzelił drugiego gola. Po rzucie wolnym i dośrodkowaniu Fabregasa piłkę do Van Persiego strącił Adebayor, a napastnik „Kanonierów” po raz drugi w odstępie trzech minut pokonał Petra Cecha. Taki obrót spotkania kompletnie sparaliżował poczynania podopiecznych Scolariego, którzy pomimo wielu prób nie potrafili w jakiś szczególny sposób zagrozić bramce Almunii. Co więcej, w samej końcówce spotkania Chelsea nadziała się na groźną kontrę gości, po której Arsenal powinien strzelić trzeciego gola. Petr Cech był jednak na posterunku.
Porażka „The Blues” po raz kolejny potwierdziła, że w tym sezonie walka o tytuł będzie trwać do ostatniej kolejki. Natomiast podopieczni Wengera pokazali znów, iż na mecze o wielką stawkę potrafią zmobilizować się jak nikt inny w Europie. Sęk w tym, że „Kanonierzy” tracą głupie punkty w starciach ze słabszymi rywalami. Jeśli więc marzą o tytule mistrza Anglii, nie mogą sobie pozwolić już na żadne potknięcie.