To już pewne, 29 lipca będziemy mieli prawdziwe piłkarskie święto w Polsce. Na PGE Arenie w Gdańsku zagra finalista Ligi Mistrzów, zdobywca mistrzostwa i Pucharu Włoch Juventus Turyn.
Od kilku dni mówiło się o tym, że Lechia planuje rozegrać mecz z Juventusem, ale w Gdańsku nikt nie chciał zapeszać, dopóki formalności nie zostaną dopięte na ostatni guzik. Klub z Włoch miał już przyjechać do Gdańska na mecz otwarcia PGE Areny, ale nic z tego nie wyszło. Po dłuższym czasie od tamtego fiaska, mówiło się o rozegraniu spotkania z Benficą Lizbona, ale wtedy też wydarzenie to nie doszło do skutku. Dlatego też wszyscy z dużym dystansem podchodzili do organizacji tego widowiska. W środę potwierdzono, że „Biało-zieloni” zmierzą się z europejskim gigantem. Jest to związane z obchodami 70-lecia klubu.
14 września 1983 roku. Do Turynu przyjeżdża gdańska Lechia, która ma zamiar powalczyć z Juventusem Turyn ze Zbigniewem Bońkiem w składzie o II rundę Pucharu Zdobywców Pucharów. Polacy przez wszystkich byli skazywani na ostre lanie i tak też się stało. Gdańszczanie ulegli 0:7. 28 września odbył się rewanż obu zespołów. W tym roku minie 30 lat od tego legendarnego dla kibiców Lechii spotkania. Do dziś jest wspominany jako największy sukces klubu. – Ten mecz był jak sen. Zwłaszcza dla tak młodego chłopaka i wielkiego fana Juventusu jakim wtedy byłem – mówi jeden z kibiców Lechii, który był na tym meczu.
http://lechia.pl/images/news/akt3/plakat_juventus_1380308062.jpg
Juventus przyjechał do Gdańska dopełnić formalności. Dla wielu piłkarzy Lechii był to mecz życia, a kibice, którzy wypełnili stadion po brzegi, chcieli zobaczyć nie tylko wielką drużynę, ale też zwycięstwo swojego klubu. W pierwszej połowie padł gol dla Juventusu, jego strzelcem był Beniamino Vignola. Gospodarze odrobili stratę po przerwie i wyrównali w 51. minucie po bramce Marka Kowalczyka. W tym momencie lechiści nabrali wiary, że można powalczyć o niespodziankę. Prawą stroną boiska popędził jeden z Polaków i już w polu karnym Włochów został nieprzepisowo zatrzymany. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Jerzy Kruszczyński, który bezbłędnie wykorzystał swoją szansę. Kilka lat później ten sam zawodnik w barwach Lecha Poznań strzelił bramkę też z rzutu karnego Barcelonie.
– Stadion pękał w szwach. Ludzi było więcej, niż mógł pomieścić stadion, a tłum szalał. Wiwatował, bo nasza Lechia prowadziła z Juventusem 2:1 – kontynuuje nasz rozmówca. Kibice, których było blisko 40 tysięcy, wręcz oszaleli ze szczęścia. Na ziemię sprowadził ich Roberto Tavola, który pokonał Tadeusza Fajfera przepięknym wolejem. W 83. minucie dobre podanie Paolo Rossiego wykorzystał Zbigniew Boniek, umieszczając piłkę w siatce „Biało-zielonych”. Tym samym „Zibi” ustalił wynik spotkania. – Zgubiłem gdzieś swojego ojca, który przyprowadził mnie na ten mecz. Wyjście ze stadionu nie było takie proste, kiedy tłum szarżował ku wyjściu. Zostałem zepchnięty, nie pamiętam, jak to się stało, ale nagle mały chłopczyk stanął na drodze gwiazdom Juventusu. Oczy wyszły mi z orbit, bo w moją stronę szedł Zbigniew Boniek, który zapytał, co ja tu robię? Miałem przy sobie plakat Juventusu. Boniek poprosił kolegów i chwilę potem miałem autografy większości piłkarzy z ówczesnej ekipy. Nie spałem tej nocy – tak wspomina ten wiekopomny dzień nasz rozmówca, który jednak wolał zostać anonimowy.
Niewiele brakowało, aby do tego spotkania w ogóle nie doszło, a w trakcie gry zaczęły się przechylać słupy podtrzymujące ogrodzenia na trybunie głównej. Organizatorów uratowali rugbiści i banery reklamowe… Na trybunach szalał również Lech Wałęsa, a ówczesna komunistyczna władza starała się jego manifestację zagłuszyć. To było nie tylko wielkie wydarzenie w historii Lechii, naszej piłki, ale też naszego kraju.
To było coś więcej niż mecz. O największym wydarzeniu XX wieku na Pomorzu można napisać jeszcze wiele słów, na które tutaj nie ma miejsca. W jaki sposób Jerzy Jastrzębowski zmobilizował swoich piłkarzy do pojedynku z Michelem Platinim i Zbigniewem Bońkiem, o zmęczonej stanem wojennym „Solidarności” i w końcu jaką rolę odgrywali wówczas znany trójmiejski gangster „Nikoś” oraz pierwszy w PRL sportowy menedżer Johnny River?
Teraz jednak możemy z niecierpliwością czekać na starcie nowej Lechii z nowym Juventusem. Stworzyć nową historię i rozegrać zupełnie inne spotkanie, które – miejmy nadzieję – będzie wspominane równie długo jak te sprzed 30 lat.
Już 29. lipca na PGE Arenie #Supermecz @LechiaGdanskSA vs @juventusfcen #lechia #juventus pic.twitter.com/ActFZpkffU
— Lechia Gdańsk (@LechiaGdanskSA) June 17, 2015