We Wrocławiu bez niespodzianki. Śląsk ogrywa Miedź


WKS pokonał legniczan 4:2

21 maja 2023 We Wrocławiu bez niespodzianki. Śląsk ogrywa Miedź
Marcin Karczewski / PressFocus

Na początek niedzielnego grania w ekstraklasie Śląsk pewnie pokonał swojego zgodowicza z Legnicy i zrobił duży krok w kierunku utrzymania. Teraz pozostaje im liczyć na potknięcie rywali. Przynajmniej do końcowego gwizdka w meczu Wisły Płock z Rakowem Częstochowa wrocławianie wydostają się ze strefy spadkowej. Czy Śląsk rzutem na taśmę zatrzyma elitę na następny rok?


Udostępnij na Udostępnij na

Każdy inny wynik niż dzisiejsze zwycięstwo WKS-u byłby sporym zaskoczeniem. Ba! Sensacją. I to nie tylko dlatego, że niektórzy dopatrywali się aspektów pozasportowych przed samym początkiem spotkania. Do tych doniesień na pomeczowej konferencji odniósł się trener pokonanej Miedzi, Grzegorz Mokry.

– Nie było żadnej wizyty kibiców na treningach, żadnych rozmów, nie poddawaliśmy się temu, o czym się mówiło. Mamy tyle ambicji sportowej w sobie, żeby zawsze grać o zwycięstwo. 

Na ambicjach się skończyło. Obie drużyny zaczęły to spotkanie dość nerwowo, ale później do głosu doszli gospodarze. Przed otwarciem wyniku dwoma świetnymi interwencjami wybronił gości Mateusz Abramowicz. Na szczęście dla kibiców WKS-u po wrocławskim boisku biega John Yeboah.

Defensywa Miedzi woła o pomstę do nieba

Do wielu zawodników Śląska ich fani mogliby mieć pretensje. Ale z pewnością nie do Johna. Dziś dołożył od siebie kolejną cegiełkę w kierunku utrzymania WKS-u w PKO BP Ekstraklasie. Przy golu otwierającym wynik meczu podał do Michała Rzuchowskiego, by ten mógł asystować przy trafieniu Petra Schwarza. Sam od siebie dołożył dwa trafienia. Po pierwszym golu gospodarze poszli za ciosem. Dwie minuty wystarczyły im na podwyższenie prowadzenia. Indywidualna akcja wspomnianego Yeboaha, strzał po długim słupku i Abramowicz po raz kolejny wyciągał piłkę z siatki.

Niemiec korzystał dzisiaj ze wszystkich swoich atutów. W sumie przy tak miernej defensywie „Miedzianki” aż nie wypada robić nic innego. Prezentów rozdawali tyle, że niejedno dziecko skakałoby z radości. Kwintesencją ich postawy była bramka Nahuela na 3:1. Chociaż nie ożywił gry, rozpoczynając kontratak, który mógł doprowadzić do Spalony, jak podkreślają eksperci od prognoz piłkarskich, Miedź tak klepała piłką we własnym polu karnym, że w końcu ją straciła i dała sobie wbić kolejnego gola. Fatalna postawa podopiecznych nie umknęła Grzegorzowi Mokremu.

– Strata takich bramek jak trzecia i czwarta nie przystoi. Nie wymagam gry krótkim podaniem we własnym polu karnym, nikt tego od nas nie oczekuje. Indywidualne błędy spowodowały, że daliśmy Śląskowi dwa prezenty.

„Miedzianka” starała się jednak wyjść z tego meczu z twarzą. Błędy w defensywie w minimalnym stopniu zrekompensowała dwoma golami. Po drobnym zamieszaniu w szeregach gospodarzy w 51. minucie Andrzej Niewulis dobrym strzałem pokonał Szromnika. Wynik meczu ustalił w 90. minucie Koldo Obieta.

Wielki powrót

Trzecia minuta doliczonego czasu gry. Wynik pewny, bezpieczny – 4:2. Na trybunach podnosi się wrzawa, kibice skandują nazwisko Mariusza Pawelca. Oto po dwóch latach przerwy znowu miał możliwość wystąpić w meczu ekstraklasy. Legenda Śląska zagrała na najwyższym polskim szczeblu po raz 320.

– Wpuszczeniem na boisko Mariusza chcieliśmy podziękować mu za cały wkład w klub, za postawę, za to jak trenuje. To była nagroda za to, że cały czas jest gotowy. Po meczu powiedziałem chłopakom: – Mariusz wam dzisiaj pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wpuściłem go na boisko nie dlatego, że go lubię, ale dlatego, że na to zapracował. Lubię go też, oczywiście – komentował po meczu trener Śląska Wrocław, Jacek Magiera.

Śląsk dalej wierzy

Po meczu Śląska wszystkie oczy spoglądają w kierunku Płocka. Tam Wisła, która również bezpośrednio walczy o utrzymanie, podejmuje Raków, czyli nowego mistrza Polski. Dobra gra wrocławian na niewiele może się zdać, jeśli rywale z Mazowsza sięgną po komplet punktów. Ale kibice WKS-u wciąż wierzą w szczęśliwe zakończenie tego trudnego sezonu. Tłumnie – jak na Wrocław – zjawili się na Tarczyński Arenie. 16 tysięcy fanów wspierało z trybun swoich ulubieńców, więc jest to druga najlepsza frekwencja Śląska w tym sezonie. Docenił to również Jacek Magiera.

To również sukces i motywacja dla tej drużyny, że tyle kibiców przyszło, mimo że są w strefie spadkowej. Myślę, że kibice się nie zawiedli. Dzisiejszy mecz pokazuje, że Wrocław ma głód piłki i chce spędzać weekendy na stadionie. Bardzo dziękuję kibicom, że przyszli. Oczywiście miejsc na stadionie jest więcej. Na meczach Śląska w ekstraklasie średnia 25-28 tysięcy kibiców byłaby ekstra i klub powinien do tego dążyć.

Na zakończenie ligowych zmagań „Trójkolorowi” pojadą do Warszawy na mecz z Legią. Tam o punkty będzie bardzo trudno. Legia po wpadce w Gdańsku z pewnością będzie chciała przypieczętować wicemistrzostwo w dobrym stylu.

– Zrealizowaliśmy nasz cel – zdobycie trzech punktów. Wiemy doskonale, że przed nami decydujące o utrzymaniu spotkanie. Za tydzień znów najważniejszy mecz sezonu – puentował konferencję Magiera.

Czy Śląsk Wrocław zdoła rzutem na taśmę wywalczyć utrzymanie? Multiliga nie tylko rozwieje wszystkie wątpliwości, ale przyniesie również wiele emocji.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze