Bohater dzisiejszego tekstu w pewnym sensie przeszedł do legendy polskiej ligi. Był pierwszym zagranicznym królem strzelców Ekstraklasy. W Legii uwielbiany, w Wiśle wymieniany jako jeden z największych niewypałów transferowych. Jednym słowem – Svitlica.
Na polskiej ziemi strzelił 40 bramek w 62 spotkaniach. Większość trafień zaliczył w swoim królewskim sezonie 2002/03. Swego czasu był najlepszym obcokrajowcem w lidze. Warto wspomnieć, że po jego koronie króla strzelców Legia czekała na kolejną 6 lat, do momentu gdy zdobył ją Takesure Chinyama. Jednak zdaniem wielu kolejnym napastnikiem, który chociażby równał do Serba w barwach Legii, był jego o wiele bardziej znany rodak, Danijel Ljuboja.
Pierwszy raz w Polsce
Do Legii Svitlica trafił latem 2001 roku. Jak na ówczesne standardy naszej ligi, był to hit transferowy. Były piłkarz francuskiego Le Mans. W poprzednim sezonie ważna postać czołowego serbskiego klubu FK Cukaricki Belgrad. Do Polski sprowadził go rodak, Dragomir Okuka, wówczas trener Legii Warszawa. W swoim pierwszym sezonie w Warszawie nie był podstawowym piłkarzem, musiał rywalizować z Sylwestrem Czereszewskim, Cezarym Kucharskim i Moussą Yahayą. Tamta Legia sięgnęła po mistrzostwo Polski. W jej składzie byli też chociażby Sergey Omeljanchuk, Wojciech Kowalewski, Tomasz Łapiński, Jacek Zieliński, Maciej Murawski, Rafał Siadaczka, Jacek Magiera, Mariusz Piekarski, Tomasz Sokołowski i Aleksandar Vuković. Svitlica wystąpił w tamtym sezonie 18 razy i strzelił 7 bramek.
Następny sezon był nie tylko jego najlepszym w Polsce, ale zarazem w całej jego karierze. W Legii doszło do kilku zmian, klub wzmocnił chociażby Marek Saganowski, ale pierwszym snajperem „Wojskowych” był serbski golleador. W ciągu całego sezonu 24-krotnie pokonywał bramkarzy przeciwników, rozgrywając 29 spotkań. Dało mu to koronę króla strzelców I Ligi (dzisiejsza Ekstraklasa) i miejsce w historii polskiego futbolu. Tym samym, Svitlica stał się pierwszym w historii polskiej ligi obcokrajowcem, który okazał się najlepszym strzelcem rozgrywek. Serb był wówczas niekwestionowaną gwiazdą, piłkarzem, którego możemy porównać do takich zawodników jak Rudnevs lub Carlitos w późniejszych latach. Był może nawet popularniejszy od Łotysza i Hiszpana.
Kolejny sezon też zaczął z wysokiego C i być może ponownie zdobyłby koronę króla strzelców gdyby nie to, że zimą wyjechał do Niemiec. Wcześniej jesienią zdołał strzelić 9 goli w 13 spotkaniach. Jego odejście było dla kibiców Legii stosunkowo bolesne, ponieważ oto odchodzi ich prawdziwa gwiazda i lider warszawskiej drużyny.
Niemcy
Svitlica trafił do Hannoveru 96. Niestety w tym uznanym niemieckim klubie praktycznie nie zaistniał. Przez pół roku zagrał w Bundeslidze raptem trzy razy i strzelił jednego gola. Więcej w tym klubie nie zagrał i po pół roku trafił do LR Ahlen. Tam w pierwszym sezonie w barwach drugoligowca spisywał się dobrze. Rozegrał 23 spotkania, 11-krotnie trafiał do siatki. Nie był gwiazdą, ale był solidnym zawodnikiem pierwszego składu i wydawało się, że jego kariera wraca na odpowiednie tory. Niestety było to złudzenie, kolejny sezon był bowiem dla serbskiego napastnika jak upadek z 10 piętra. Stał się raptem rezerwowym, grającym rzadko. Przez cały sezon ani razu nie trafił do siatki. Gołym okiem było widać, że Svitlica ma spore problemy i będzie musiał naprawdę mocno walczyć, by wrócić na swój dawny, dobry poziom. Wtedy rękę do niego wyciągnął pewien klub, przeciwko któremu miał okazję rywalizować jeszcze kilka lat wcześniej. Klub z Polski. Tym klubem była Wisła Kraków.
Wielka klapa
Svitlica trafiał do Wisły po kontuzji i problemach zdrowotnych, jednak w klubie wierzono, że te już za nim, przeszedł też badania. Jego transfer odbił się w Polsce szerokim echem, wciąż bowiem pamiętano jak raptem trzy lata wcześniej grał w Legii. Kibice warszawskiej drużyny nie zaakceptowali zbytnio transferu Svitlicy, cały czas bowiem kojarzyli jak całował herb ich drużyny, a oni intonowali: „Stanko Svitlica, kocha cię cała stolica”. Niestety Svitlicy dane było przywdziać w Ekstraklasie koszulkę „Białej Gwiazdy” raptem dwa razy, bowiem albo się leczył, albo nie miał szans znaleźć się w kadrze. Na jego nieszczęście szybko z klubu wyleciał też trener, który go ściągał, czyli Dragomir Okuka. Do dziś kibice Krakowian uznają Svitlice za jeden z największych transferowych niewypałów Wisły.
Po odejściu z Wisły Stanko ponownie wylądował w Cukarickich. Tam również przez pół roku nie potrafił się pokazać i przez dłuższy czas odpoczywał od futbolu. Wrócił po roku i stał się ważną postacią FK Srem, które mu zaufało. W pół roku strzelił dla tego klubu 7 bramek. To był jednak jego ostatni dobry moment w karierze. Rok po swoim wielkim powrocie Svitlica ostatecznie zakończył piłkarską karierę. Obecnie mieszka w Belgradzie. Współpracuje ze swoim kolegą, który jest managerem.