Nieczęsto baraże o 1. Bundesligę wygrywa drużyna z drugiej ligi. Zazwyczaj to ekipa walcząca o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej wychodzi zwycięsko z takiego pojedynku. Ten schemat udało się przełamać Fortunie Düsseldorf w 2012 roku. Od tego czasu aż do teraz w Bundeslidze widzieliśmy co sezon tylko dwóch nowych beniaminków. Do dziś, ponieważ Union Berlin pierwszy raz w historii awansował do wspomnianych rozgrywek! A już wcześniej miejsca w sezonie 2019/2020 zapewnili sobie 1. FC Köln oraz SC Paderborn.
Stadion An der Alten Försterei pękał dziś w szwach. Około 20 tysięcy kibiców „Żelaznych” wierzyło, że uda się zrobić coś wyjątkowego. Mimo że Union baraże zaczynał z pozycji tak zwanego underdoga, to już po pierwszym meczu był w lepszej sytuacji. Dwie bramki na wyjeździe dające remis sprawiły, że na własnym boisku pozytywny był rezultat 0:0. A do takiego wyniku trudno znaleźć lepszych wykonawców niż podopieczni Ursa Fischera.
Nowy styl gry
Wraz ze zmianą trenera w Unionie zmieniła się także taktyka. Szwajcarski szkoleniowiec postawił na defensywę, co dobrze prognozuje przed starciami z mocniejszymi drużynami pierwszej ligi. Przez cały sezon jego zespół stracił w lidze tylko 33 gole. Tylko, bo jest to najlepszy wynik spośród wszystkich ekip w tabeli. To osiągnięcie nie byłoby możliwe, gdyby nie Polak – Rafał Gikiewicz. Jego fenomenalna dyspozycja w tym sezonie znacznie przyczyniła się do sukcesu drużyny ze stolicy Niemiec. Gdy przychodził do tego klubu z Freiburga, trudno było się spodziewać aż tak dobrej formy. Tymczasem wyrósł na jeden z najpewniejszych punktów w składzie Ursa Fischera.
To, że utrzymać się w Bundeslidze łatwo nie będzie, jest oczywiste. Union potrzebuje trochę wzmocnień. Na tle ekip z najwyższej klasy rozgrywkowej wygląda nieco… biednie. No bo co powiedzieć o drużynie, której cała kadra jest wyceniana na prawie tyle co sam Renato Sanches? Jednak ducha walki nie można im odmówić. Fortuna Düsseldorf pokazała, że choć jest beniaminkiem, to nie da sobie w kaszę dmuchać. Z pewnością to samo zaprezentuje ekipa „Żelaznych”.
Historia pisana na naszych oczach
Awans Unionu do Bundesligi jest czymś historycznym dla tego klubu, bowiem udało im się to po raz pierwszy. Najczęściej jest tak, że drużyny grające na wyższym szczeblu rozgrywek jak nie w teraźniejszości, to w przeszłości osiągały większe sukcesy. Jednak nie w tym przypadku. Największym skucesem czerwono-białej ekipy był np. awans do drugiej ligi. Trudno więc się dziwić niesamowitej radości jej kibiców. Do tego oglądanie Rafała Gikiewicza broniącego bramki przed takimi zawodnikami jak Robert Lewandowski czy Marco Reus będzie czymś bardzo miłym dla polskiego kibica. Nie pozostaje nic innego, jak razem z kibicami „Żelaznej Unii” rozpocząć zwycięską fetę!
Dodatkowym smaczkiem w kolejnym sezonie Bundesligi będą derby stolicy. Mowa tu oczywiście o meczu z Herthą Berlin, która z przyczyn oczywistych jest jednym z największych rywali Unionu. Ostatnie takie starcie miało miejsce w 2015 roku, kiedy to „Stara Dama” grała w 2. Bundeslidze. Remisowe spotkanie (2:2) na Olympiastadion zobaczyło ponad 70 tysięcy kibiców. Teraz mamy pewność, że w przyszłym sezonie zobaczymy to zestawienie ponownie, przynajmniej dwa razy. Derby Berlina mogą się szczycić podobnym zainteresowaniem co słynne Revierderby, czyli starcie BVB z Schalke 04.
Na koniec coś o VfB Stuttgart
Po dzisiejszym spotkaniu najwięcej będzie się mówiło o wygranym tego dwumeczu. Nie jest to nic dziwnego, ale jednak przegrany także zasługuje na wzmiankę. Niestety nie będzie to nic pozytywnego. Historia klubu została dziś mocno zarysowana. Piłkarska sekcja tej marki słynie z tego, że od momentu istnienia (ponad 50 lat) opuściła jedynie trzy sezony 1. Bundesligi. Taki moment zostanie więc zapisany w historii dużymi literami. Co więcej, w ekipie Nico Williga może być jeszcze gorzej. Jeśli nie uda im się wrócić do najwyższych rozgrywek w kolejnym sezonie, może być nieciekawie. Mercedes-Benz – ich główny sponsor – ogłosił już, że w przypadku spadku do drugiej ligi ograniczy wsparcie o 1/3 dotychczasowych finansów. W połączeniu z prawdopodobnym odejściem kilku piłkarzy może to przynieść smutne skutki. Trzeba jednak poczekać na to, co pokaże czas.