W drodze po marzenia – AS Roma zmorą największych


„Giallorossi” przed szansą na finał Ligi Mistrzów po raz drugi w swojej historii

23 kwietnia 2018 W drodze po marzenia – AS Roma zmorą największych

Są bohaterami narodowymi i jedynymi przedstawicielami włoskiej piłki w półfinałach Ligi Mistrzów. Losowanie połączyło ich z inną sensacją tego sezonu – Liverpoolem. Eliminując niespodzianie jednego z faworytów do złota, rzymianie zyskali ogromny szacunek w oczach nie tylko swoich kibiców. Mają szansę stać się jedną z największych niespodzianek w historii Ligi Mistrzów, tak jak w 2004 roku FC Porto.


Udostępnij na Udostępnij na

Złudne szczęście rywali

Po losowaniu ćwierćfinałowych par tegorocznej Ligii Mistrzów można było odnieść wrażenie, że najbardziej zadowolone z jego wyników są Bayern oraz Barcelona. Ci pierwsi w dwumeczu zmierzyli się z Sevillą, którą ostatecznie pokonali. Barcelona zaś trafiła na Romę. I chociaż po pierwszym spotkaniu wszyscy zamknęli już sprawę awansu „Barcy” do półfinału, tak drugi mecz przyniósł jedną z największych sensacji w historii Ligi Mistrzów. Cały piłkarski świat patrzył z niedowierzaniem na Rzym i przecierał oczy ze zdumienia. Oto wielka i rozpędzona jak lokomotywa w tym sezonie „Barca” traci najpierw jedną, potem drugą i w końcu trzecią bramkę. A w dodatku nie jest w stanie kompletnie nic z tym zrobić. Kiedy budzi się z letargu i rusza do ataku, wydaje się, że jest już za późno. Na pięć minut przed końcem tylko cud mógł uratować „Blaugranę”.

https://twitter.com/CommentaryLimbs/status/984139728265076736

Cudu jednak nie było. Po ostatnim gwizdku arbitra cały Rzym wpadł w euforię. Nagrania szalejących z radości kibiców na ulicach czy prezesa klubu wpadającego do basenu obiegły cały świat. Bardzo wymowna była też reakcja na oficjalnym koncie na Twitterze drużyny. Nie ma się czemu dziwić – na „Giallorosich” nikt nie stawiał. Nikt o zdrowych zmysłach nawet nie odważył się powiedzieć przed rewanżem, że „Barca” na Stadio Olimpico odpadnie z rozgrywek. Roma stała się więc bohaterem całych Włoch, nadzieją na to, że włoska piłka ma się naprawdę dobrze. Po odpadnięciu Juventusu jedynie w nich zostaje nadzieja. Rzymianie zaś mają jedną główną przewagę – nic nie muszą. Nie ma na nich żadnej presji, a to w połączeniu z wiarą we własne umiejętności, jaką zdobyli po ostatnim meczu, może sprawić, że staną się cichymi faworytami do złota.

Analogie z przeszłości

Historia pokazuje, że takie niespodzianki naprawdę się zdarzają. W 2004 roku w podobnej sytuacji było portugalskie FC Porto. Klub pod wodzą Jose Mourinho pokonał w finale faworyzowane AS Monaco, eliminując po drodze chociażby Manchester United. Wtedy też nikt na nich nie stawiał. Sprawili ogromną niespodziankę, wygrywając finał aż 3:0. Niektórzy twierdzą, że nic dwa razy się nie zdarza, inni mówią, że historia lubi się powtarzać. Jak będzie w tym przypadku?

Liverpool, z którym rzymianie zmierzą się w półfinale, to druga niespodzianka tego roku. W tej edycji Ligii Mistrzów nie przegrali ani razu, strzelili też najwięcej bramek. Wydaje się, że nie da się w ciemno wytypować zwycięzcy tego dwumeczu. Oba kluby nie mają już szans na mistrzostwo kraju, oba też odpadły bardzo wcześnie w krajowych pucharach. Pozostała im tylko Liga Mistrzów. Trofeum, które „The Reds” ostatni raz podnieśli 13 lat temu. Ich ostatni finał to 2007 rok. Dla Romy byłby to drugi w historii finał, po raz pierwszy zagrali w nim w 1984 roku, przegrywając z… Liverpoolem. Być może jest to znakomita okazja do wzięcia odwetu za tamten mecz.

Życie po Tottim

Po zakończeniu kariery przez Francesco Tottiego było jasne, że Roma nie będzie już taka jak kiedyś. Straciła ona najlepszego piłkarza w swojej historii, człowieka, który potrafił wejść z ławki i swoimi bramkami zmienić wynik meczu z 1:2 na 3:2. Na jego cześć włodarze klubu zastrzegli numer, żaden piłkarz Romy nie będzie mógł grać z dziesiątką na plecach. Niewątpliwie coś się zakończyło, żeby coś mogło się rozpocząć. I tak na napadzie w tym sezonie króluje Edin Dzeko. Bośniak rozegrał 31 spotkań w tym sezonie i zdobył w nich 14 bramek, dwa razy to po jego podaniach padały gole. Ma doskonale ułożoną prawą nogę, potrafi świetnie uderzyć zza pola karnego. Często cofa się, aby wspomóc swoich kolegów w rozegraniu kluczowej akcji, po czym wbiega w pole karne przeciwnika, aby tylko dołożyć nogę do doskonałego podania od Naingollana czy Schicka. Jego transfer na Stadio Olimpico przyniósł dużo dobrego dla całego zespołu.

Za jego plecami najczęściej grają wspomniani wcześniej Radja Nainggolan i Patrik Schick, a także Stephan El Shaarawy. Ten ostatni jest drugim najlepszym strzelcem w zespole z sześcioma bramkami na koncie. W obecnym sezonie zaliczył także pięć asyst. Często Di Francesco stosuje go jako swego rodzaju asa wyciągniętego z rękawa. Szybki i zwinny Włoch bardzo dobrze sprawdza się na zmęczonych już obrońców przeciwnika w końcówce meczu.

W środku pola gra aktualny kapitan Romy – Daniele De Rossi. O tym piłkarzu można mówić wiele, a i tak nie powie się wszystkiego. Może poprzestańmy na nazwaniu go ikoną „Giallorossich”, piłkarzem pokroju Tottiego. Od zawsze związany z Romą, bo zaczynał swoją grę w rezerwach, żeby w 2002 roku przejść do pierwszego zespołu. Wykorzystał rzut karny we wspomnianym wcześniej meczu z Barceloną, dając tym samym sygnał do walki swoim kolegom. W pomocy współpracuje najczęściej z Kevinem Strootmanem. Holender jest solidnym pomocnikiem defensywnym, kimś, kto świetnie dopełnia się z De Rossim. Obaj są znakomitymi zawodnikami i obu łączy jedno – ich reprezentacje od lat są na światowym poziomie, ale żaden z nich nie pojedzie na mundial do Rosji. To może motywować ich do zaciętej walki w Lidze Mistrzów; dla obydwu brak udziału w mistrzostwach świata jest ujmą na honorze.

Obrona to zazwyczaj trzech defensorów, z których jeden się wyróżnia. Mowa tu o Konstantinosie Manolasie, zawodniku, którego bramka wprowadziła Romę do półfinału Ligii Mistrzów. Grek jest twardym defensorem potrafiącym świetnie grać głową. We współpracy z Fazio oraz Juanem Jesusem stawiają twardy opór przeciwnikom. Przekonała się o tym Barcelona, zwłaszcza w meczu wyjazdowym. Posadę bramkarza Di Francesco obstawia Brazylijczykiem Alissonem, chociaż należy pamiętać, że drugim golkiperem ekipy z Rzymu jest Łukasz Skorupski. W tym sezonie rozegrał jednak tylko jedno spotkanie w pucharze Włoch. Alisson jest niepodważalnym numerem jeden w zespole, a zawdzięcza to temu, że nie zdarza mu się zawodzić swoich kolegów.

To dopiero początek

Liga Mistrzów to chyba najbardziej nieprzewidywalne rozgrywki w klubowej piłce nożnej. Abstrahując od tego, że ostatnie lata zdominował Real Madryt, to zobaczmy na pozycje w tabelach ligowych obecnych półfinalistów. Jedynie Bayern jest mistrzem Niemiec i ma szansę na potrójną koronę. Real Madryt w La Liga kompletnie zawodzi mimo tego, że ostatnio zaliczył wzrost formy. Liverpool ustępuje miejsca w Premier League obu drużynom z Manchesteru, a trzeba pamiętać, że jedną z nich pokonał w ćwierćfinale. Roma zaś walczy zaciekle ze swym lokalnym rywalem – Lazio – o trzecie miejsce w Serie A. Nie ma tu żadnej analogii, kluby, które w swoich krajach są najlepsze w Lidze Mistrzów, zakończyły swój udział na ćwierćfinałach. Idąc tym tokiem myślenia, nie można więc powiedzieć, że zwycięzca dwumeczu Real – Bayern na pewno zgarnie trofeum. Bo w cieniu czai się niepozorna Roma, która o tyle jest niebezpieczna, że nikt na nią nie stawia. Czy podoła kolejnemu wyzwaniu? Odpowiedź na to pytanie już niedługo.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze