Po stabilizacji, jaką zapewnił węgierski szkoleniowiec Pal Dardai, oczekiwano czegoś więcej. Zmiany na lepsze, świeżości, którą miał dać chorwacki szkoleniowiec Ante Cović. Byłemu piłkarzowi Herthy daleko jednak było do tego, by ze "Starej Damy" wycisnąć tyle, ile przykładowo z Eintrachtu, który miał być poniekąd wzorem do naśladowania.
Hertha BSC od lat jest typowym średniakiem, który albo znajduje się wyżej w tabeli, albo męczy się w jej dolnych rejonach. W tym sezonie przyszedł czas na tę drugą opcję, z której władze chcą jak najszybciej wyjść, by nie było gorzej, niż jest. Plany przed sezonem były oczywiście zgoła odmienne. Władze klubu, jak i ówczesny trener – Pal Dardai, doszli do wniosku, że zespołowi potrzebna jest świeżość, nowe spojrzenie, dlatego powierzono pracę chorwackiemu szkoleniowcowi, który o piłce pojęcie może i ma, lecz jako trener na początku swojej kariery trenerskiej niespecjalnie dał sobie radę.
Być jak Eintracht
Kiedyś już ktoś ładnie porównał, że Hertha BSC mogłaby pójść śladami „Orłów” z Frankfurtu. Po pierwsze tam też dano pracować w trudnym momencie niedoświadczonemu szkoleniowcowi – Niko Kovacowi. Ten od razu nie zrobił fantastycznego wyniku, ale zespół poukładał i ten z roku na rok robił postępy. Apogeum był oczywiście ostatni sezon Chorwata, w którym sięgnęli po Puchar Niemiec, pokonując Bayern Monachium pod wodzą samej legendy – Juppa Heynckesa.
W następnej kampanii we Frankfurcie doszło do przymusowej zmiany szkoleniowca i w miejsce Kovaca wszedł Adolf Huetter. Austriak miał już poukładaną drużynę, do której miał po prostu nanieść parę poprawek i co ważne, zastąpić kilka ważniejszych ubytków. W Berlinie było podobnie, tyle że obyło się bez sukcesów.
Pracy na stanowisku trenera uczył się przez kilka sezonów Węgier Pal Dardai. Nie miał on oczywiście nieograniczonego budżetu transferowego, w dodatku w zespole było kilka nazwisk mających za sobą więcej sukcesów w piłkarskim dorobku niż on sam. Mimo to zbudował w miarę stabilne fundamenty. W momencie gdy odchodził, myślano o nowym otwarciu. O świeżym spojrzeniu z zewnątrz i o tym, co można jeszcze wykrzesać z tej przecież bardzo młodej ekipy.
Było za dobrze
Nie chciano szukać osoby z zewnątrz, tylko skupiono się na kontynuacji tego, co już udało się wypracować. Kontrakt zaproponowano Ante Coviciowi. Były piłkarz Herthy, co było już na starcie jego dużym atutem, miał nie wprowadzać niepotrzebnego chaosu i korzystać z tego, co stworzył jako trener młodzieży. W dodatku przeprowadzono, wydawać by się mogło, bardzo dobre transfery. „Stara Dama” została zasilona gwiazdą Fortuny Duesseldorf – Dodim Lukebakio, za 20 mln euro. Ściągnięto jedną z najważniejszych postaci Norymbergi – Eduarda Loewena, w dodatku udało się zatrzymać na kolejny sezon Marko Grujicia.
Lista letnich zakupów na tym się nie kończy. Szansę na odbudowę w Berlinie dostał chociażby Marius Wolf, który zniknął w Dortmundzie. Na dodatek z Celticu Glasgow sprowadzono Dedrycka Boyatę, a na deser z londyńskiej Chelsea przybył młody napastnik – Daishawn Redan. Z ubytków za największy można uznać odejście Valentino Lazaro, którego mimo wszystko po tych transferach Hertha raczej nie powinna odczuć. A jednak. Gdyby tego było mało, zespół wszedł bardzo dobrze w sezon. Już na inaugurację berlińczycy zatrzymali mistrzów Niemiec i to grając w delegacji. Wymarzony debiut w nowych barwach miał Lukebakio.
Jak przegrywać, to wysoko
I zaczęło się to, czego się nie spodziewano ze względu na udany początek sezonu. Hertha zaliczyła trzy słabe mecze, w których przegrywała kolejno z Wolfsburgiem, Schalke i Mainz. Szczególnie te dwa pierwsze spotkania zapadły w pamięć ze względu na rozmiar porażki. Później udało się wrócić na właściwe tory. Podopieczni Covicia pokonali najpierw beniaminków oraz Fortunę i zremisowali z Werderem. Przy następnej gorszej serii zaczęło się jednak dziać coś niedobrego. Bardzo bolesna była porażka w pierwszym derbowym meczu, w którym Union zgarnął trzy punkty.
Ein besonders Spiel für Berlin.🔵⚪️ Auf geht‘s, Herthaner! #hahohe pic.twitter.com/FVnUuAL0zl
— Ante Čović (@antecovic14) November 2, 2019
Ostatnio jednak gwoździem do trumny dla dalszej przygody z ławką Covicia okazał się Augsburg. Porażka 0:4 z takim zespołem musiała oznaczać reakcję ze strony zarządu. Ten nie czekając, zaryzykował i sprowadził legendę niemieckiego futbolu – Juergena Klinsmanna. Były selekcjoner reprezentacji Niemiec już w swoim debiucie będzie miał okazję pokazać, że nie stracił trenerskiego nosa. Zagra z Borussią Dortmund o posadę Luciena Favre’a.
Klinsmann, gdzie byłeś, jak Cię nie było
Klinsmann to człowiek orkiestra, wcale nie złośliwie a zgodnie z prawdą, można mowić, że wylądował na ławce trenerskiej Herthy nie tylko prosto z jej biur, ale i prosto z TV.
Mimo ciepłej posadki w Herthcie dalej robił w RTL, a przed wylądowaniem w HBSC miał objąć kadrę Ekwadoru.— Antek. (@PolskiCalcioFan) November 27, 2019
Dla Klinsmanna to powrót po kilku latach na ławkę trenerską, jeżeli mowa o Bundeslidze. Dotychczas były znakomity napastnik nie miał zbyt wielu okazji, by pokazać się w roli szkoleniowca na niemieckim podwórku, choć co ciekawe, przez krótką chwilę był trenerem Bayernu Monachium. Tam jednak się nie sprawdził, dzięki czemu hejterzy mogli się wykazać, podając argumenty, że gdy był selekcjonerem reprezentacji Niemiec, za wszystkie sukcesy odpowiedzialny był Joachim Loew, a ten jedynie odpowiadał za wizerunek sztabu.
Po nieudanej przygodzie z Bawarczykami postanowił wrócić do Stanów Zjednoczonych, w których przebywa od lat. Przez ten czas miał do czynienia z futbolem, jednak niekoniecznie brał się za trenerkę. Przyjął ofertę amerykańskiego związku piłki nożnej i poprowadził narodową reprezentację tamtego kraju. Był jej wierny, choć trudno powiedzieć, by zrobił z Amerykanami znaczący sukces. Trzy lata temu jego przygoda za oceanem dobiegła końca i szukał zajęcia w Europie. Tak trafił do Berlina, w którym zainteresował go pewien ciekawy projekt.
Ambitne plany
Jak wiadomo, w klubie z Berlina pojawił się bogaty inwestor mający pewne plany związane z Herthą. Pomagając jej finansowo, chciałby, aby „Stara Dama” dokonała postępu i grała o coś więcej niż środek tabeli. Lars Windhorst wykupił jakiś czas temu sporo udziałów w niemieckim klubie i chcąc osiągnąć sukces, musiał nieco wspomóc finansowo stołeczny klub. Działania ku zmianie na lepsze nie muszą być zresztą głośne, o czym można było się przekonać przy podpisywaniu kontraktu z Coviciem. Jednak po serii nieudanych gier trzeba było jakoś rozwiązać problem. I tu pojawia się postać Juergena Klinsmanna, który w Berlinie znalazł się wcześniej, tyle że jako członek rady nadzorczej.
Skoro jednak już się znalazł i widział zespół z boku, postanowiono skorzystać z nadarzającej się okazji i dać mu szansę powrotu na trenerską scenę. Klinsmann na początek nie będzie miał łatwego debiutu, bo w swoim pierwszym meczu będzie musiał zatrzymać Borussię Dortmund. Na całe szczęście coraz bliżej przerwa zimowa, a wówczas wiele spraw będzie można normalnie poukładać. Pytanie, czy Klinsmann podoła temu zadaniu czy znowu się sparzy.