Uratował Śląsk Wrocław przed spadkiem z ekstraklasy, ale z czasem jego koncepcja nie była spójna z koncepcją władz klubu. Uważa, że polskim kibicom brakuje nieco cierpliwości, bo mamy tu znakomite warunki do osiągania sukcesów na arenie międzynarodowej. Jest w tej chwili wolnym trenerem i czeka na nowe wyzwania. Vítězslav Lavička opowiedział nam trochę na temat swojej przygody ze Śląskiem Wrocław. Porozmawialiśmy także o mentalności piłkarzy, utrzymywaniu balansu w drużynie, mentorach, rywalizacji Polski z Czechami w eliminacjach do Euro i o tym, czy chciałby kiedyś wrócić do Wrocławia.
Jak pan się miewa i czym pan się teraz zajmuje?
Na tę chwilę cieszę się wolnym czasem. Oglądam mecze tutaj w Czechach, oglądam telewizję i czekam na nowe piłkarskie wyzwania.
Ma pan jakieś ciekawe oferty?
Jest kilka, ale żadna na razie nie jest dla mnie interesująca, więc póki co cieszę się wolnym czasem i czekam na coś ciekawego.
Wyślę w takim razie sygnał tutaj w Polsce, że Vítězslav Lavička jest wolny i czeka na oferty.
Dziękuję bardzo. Oglądam ekstraklasę, szczególnie Śląsk Wrocław, któremu życzę wszystkiego, co najlepsze.
Tęskni pan za Wrocławiem? Wiem, że jest we Wrocławiu spora grupa kibiców, która chętnie zobaczyłaby informację o tym, że Vítězslav Lavička i Śląsk Wrocław znów grają razem.
Bardzo mnie to cieszy. Śląsk zawsze będzie w moim sercu, życzę mu jak najlepiej w tym i we wszystkich nadchodzących sezonach. Dla mnie jednak jest to już rozdział zamknięty.
Zamknął go pan, mając na koncie 30 zwycięstw, 20 remisów i 28 porażek. Uważa pan, że można było osiągnąć lepsze wyniki z drużyną, którą miał pan do dyspozycji?
Pamiętam, że kiedy razem z moimi kolegami ze sztabu przyjechaliśmy do Wrocławia, Śląsk był bardzo blisko strefy spadkowej. To był szalenie trudny okres. Na szczęście w klubie zastaliśmy zawodników, którzy byli mocno nastawieni na to, żeby do końca walczyć o przetrwanie i utrzymać ekstraklasę dla kibiców.
Ostatecznie udało się ten Śląsk utrzymać, można powiedzieć, że rzutem na taśmę.
Zgadza się. To było bardzo trudne. Udało się zapewnić utrzymanie dopiero w przedostatnim meczu w Legnicy.
Trzeba zaznaczyć, że zrobiliście to w bardzo dobrym stylu.
Najważniejsze, że udało się wygrać utrzymanie. To był kluczowy mecz. W każdym kolejnym wyglądaliśmy coraz lepiej, pięliśmy się w górę tabeli, a kibice widzieli taki Śląsk, jakiego zawsze chcieli.
Udało się panu wyciągnąć ten klub z marazmu. Odkleić tę łatkę stałego bywalca strefy spadkowej. Jednak pod koniec pana przygody we Wrocławiu kibice zaczęli zarzucać drużynie minimalizm i defensywny styl gry.
To jest kwestia punktu widzenia. Zawsze staraliśmy się grać futbol zbalansowany. Nie zgadzam się z zarzutami, że mój Śląsk grał defensywnie. Owszem, ważna była dla mnie silna i odpowiedzialna defensywa, ale na równi z umiejętnością szybkiego kontrataku, prowadzenia gry, utrzymywania się przy piłce i kreowania sobie sytuacji.
Na początku to było widać. Był ten impuls, była szybkość, była magia, ale później to się jakby wypaliło i zastanawiam się dlaczego. Przecież ta drużyna nie zmieniła się jakoś znacząco między sezonami.
Myślę, że to normalne. Nie jest łatwo utrzymać cały czas tego samego, wysokiego poziomu. Mam jednak wrażenie, że każdy zawodnik na boisku, bez znaczenia czy młody, czy doświadczony, miał pragnienie, żeby się rozwijać. To samo dotyczyło sztabu trenerskiego.
Na początku 2021 roku drużyna zaliczyła tylko jedno zwycięstwo, do tego cztery remisy i trzy porażki. Miał pan wtedy jakiś pomysł, jak to odwrócić i znów wprowadzić drużynę na zwycięską drogę? Po pana zwolnieniu prezes Śląska Piotr Waśniewski powiedział, że drużyna przestała się rozwijać. Zgadza się pan z tym?
Przed moim odejściem z klubu odbyliśmy rozmowę z prezesem i dyrektorem sportowym. Oni mieli inne pomysły niż ja, ale wszystko odbyło się profesjonalnie i rozstaliśmy się w cywilizowany sposób.
Jaki był pana pomysł na odwrócenie tej złej passy?
Plan w takich sytuacjach musi być zmienny. Poziom mentalny każdego zawodnika jest inny. Jeśli wygrasz trzy mecze z rzędu, wiadomo, że poziom pewności siebie wzrośnie. Jeśli jednak przegrasz lub zremisujesz kilka meczów z rzędu, ten morale idzie w dół. Jednak poziom tego wzrostu lub spadku jest u każdego inny. W takich sytuacjach zadaniem moim i mojego sztabu jest praca nie tylko nad umiejętnościami czy taktyką, ale przede wszystkim nad mentalnością. Trzeba ich podnieść i przygotować do walki z kolejnymi wyzwaniami.
Teraz chciałbym zapytać o wrocławską młodzież. Niemal w każdym sezonie władze Śląska zapowiadają stawianie na młodych graczy bez względu na to, kto jest trenerem. Zazwyczaj jednak obecność młodych zawodników z Wrocławia na boiskach ekstraklasy jest znikoma. Czym jest to spowodowane?
To jest zawsze trudne pytanie. Z jednej strony mamy cele drużyny i cele klubowe, czyli osiągnięcie jak najwyższego miejsca w tabeli. Z drugiej strony mamy rozwój, wdrażanie młodych zawodników do pierwszego zespołu i przygotowywanie ich do meczów w ekstraklasie. Musisz to dobrze wyważyć, bo nie ma szans na osiąganie sukcesów sportowych samą młodzieżą.
Trzeba umiejętnie tym balansować.
Zgadza się. Myślę, że we Wrocławiu pracowałem z dobrymi i uzdolnionymi młodymi chłopakami, ale wokół nich muszą znajdować się zawodnicy doświadczeni. Takimi w Śląsku byli na przykład Robert Pich, Piotrek Celeban, Mariusz Pawelec czy Krzysiek Mączyński, którzy dawali młodym ogromne wsparcie.
Coś w rodzaju mentoringu?
Tak, wszyscy o których wyżej wspomniałem byli dla młodzieży wzorem do naśladowania. Młodzi gracze mogli zawsze liczyć na ich pomoc. Nawet nie musieli o nią prosić.
Rozumiem, ale nadal nie wiem, czemu oni ostatecznie nie przebijają się na stałe do pierwszej jedenastki. Tacy zawodnicy jak Bergier czy Samiec-Talar oraz wielu innych w przeszłości byli zapowiadani jako ogromne talenty, a na razie tego kompletnie nie widać.
Ja zapamiętałem ich jako pracowitych chłopaków, którzy krok po kroku zbierali doświadczenie, ale to jest długi proces. To nie jest tak, że oni z miesiąca na miesiąc z poziomu drugiej ligi przeskoczą na ekstraklasę.
Czyli za pana czasów nie byli jeszcze gotowi na ekstraklasę?
Ja integrowałem ich z pierwszą drużyną. Myślę, że mają potencjał, ale powtórzę, że to jest proces. Od zakończenia współpracy ze Śląskiem nadal śledzę postępy drużyny. Kibicuję też młodym zawodnikom, aby stali się ważną częścią drużyny.
Dobrze, spójrzmy trochę poza Wrocław. Jak pan uważa, dlaczego polskie kluby nie potrafią zaistnieć w europejskich pucharach? Ekipy z ligi czeskiej regularnie występują w Lidze Europy, trafiają też do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a drużyny z Polski mają z tym ciągły problem.
Podobne pytanie otrzymałem niedawno od czeskiego dziennikarza. Na początku trzeba zaznaczyć, że czeskie drużyny i czescy trenerzy mają wiele szacunku do polskich ekip. Szczególnie po starciach Slavii Praga z Legią czy Rakowem Częstochowa, który był blisko wyeliminowania Slavii. Ostatecznie zabrakło Rakowowi chyba nieco jakości i dlatego to Slavia zagrała dalej.
No tak, tutaj mówimy o minimalnej porażce ze Slavią Praga, która ma swoją renomę, ale polskie drużyny potrafiły przegrywać ze znacznie słabszymi przeciwnikami z Luksemburga czy Islandii.
Uważam, że wasze najlepsze ekipy jak Legia, Lech czy Raków mają sporo jakości. Jednak do gry w pucharach potrzeba pucharowego doświadczenia, a na zdobycie go potrzeba czasu. Nie jest łatwo osiągnąć sukces natychmiast.
Czyli brakuje nam cierpliwości?
Tak, bądźcie cierpliwi, pracujcie i zdobywajcie doświadczenie. Pamiętam, jak Viktoria Pilzno lata temu budowała swoje międzynarodowe doświadczenie. To nie był wielki klub tutaj w Czechach, ale przyszedł ktoś z niezłymi pieniędzmi, długofalowym projektem oraz dobrze wyszkoloną kadrą trenerską i zarządzającą. Budowano drużynę cierpliwie. Krok po kroku podnoszono jakość, na początku na podwórku czeskim, a potem przeniesiono to na poziom międzynarodowy.
Trzymam kciuki za to, żeby polskie kluby w końcu zaczęły osiągać sukcesy na arenie międzynarodowej. Życzę wam wszystkiego najlepszego, bo macie znakomitą infrastrukturę piłkarską. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, kiedy tu przyjechałem i zobaczyłem, jak to wszystko u was wygląda. Zapowiada się bardzo interesująca rywalizacja w grupie eliminacyjnej do Euro 2024.
Wyprzedził mnie pan. To miało być moje następne pytanie. Zastanawiałem się, jakie są pana przewidywania, bo wygląda na to, że Polacy z Czechami powalczą o pierwsze miejsce w tej grupie.
Zgadza się. Jesteśmy dwójką faworytów, ale nie skreślałbym też Albanii. Tam piłka nożna mocno się rozwija.
Albańczycy faktycznie mogą namieszać, ale myślę, że decydujące starcia odbędą się między naszymi reprezentacjami.
To będzie bardzo interesujące. Tym bardziej że pierwsze spotkanie już w marcu w Pradze. Wielu ludzi tu w Czechach pyta mnie, jak oceniam nasze szanse.
No i jakie są pana typy?
(dłuższa chwila ciszy przerwana śmiechem)
Wiem, że serce jest po czeskiej stronie…
Tak, trudno powiedzieć, bo część mojego serca jest też polska. Poznałem tutaj fantastycznych ludzi zarówno w Śląsku, jak i poza nim. Wracając jednak do naszego pojedynku. Nie umiem odpowiedzieć. Wiem jednak, że to będzie bardzo interesujące wydarzenie.
Tym bardziej, że Polacy mają nowego szkoleniowca. Myśli pan, że Fernando Santos będzie w stanie wyciągnąć z polskich piłkarzy te najlepsze cechy? Mamy znakomitych zawodników grających w wielkich klubach, ale mam wrażenie, że poprzedni selekcjonerzy nie byli w stanie wyciągnąć z nich tego, co najlepsze.
Zdecydowanie Santos jest bardzo doświadczonym trenerem z najwyższej półki, który ma na koncie wiele sukcesów. Nie będzie to jednak dla niego łatwe przyjechać do Polski i błyskawicznie zbudować drużynę, która będzie grała na bardzo wysokim poziomie.
Myślę, że dużą rolę odegra tutaj jego autorytet, który jest niepodważalny.
Tak, to bardzo ważna cecha. Z drugiej strony presja ze strony polskich fanów i mediów będzie ogromna. Każdy od selekcjonera z takim doświadczeniem będzie oczekiwał bardzo wiele.
Nasze reprezentacje są narodowym skarbem, więc tu zawsze oczekiwania i presja są ogromne.
Ale jeśli mam być szczery, tutaj w Czechach oczekiwania teraz są bardzo podobne. Nie zagraliśmy na mundialu. Wy graliście i poszło wam całkiem nieźle. U nas z powodu braku awansu na mundial presja na awans do mistrzostw Europy jest ogromna i taka sama będzie motywacja.
ah wiesiu wiesiu 🥺🥺🥺