W hicie 9. kolejki angielskiej Premier League Manchester United zremisował na Old Trafford z Liverpoolem 1:1. Bramki strzelali Marcus Rashford oraz Adam Lallana, ale widowisko nieco rozczarowało.
Mimo że w ostatnim czasie mecze tych drużyn nie były na takim poziomie jak przed laty, atmosfera przed pierwszym gwizdkiem sędziego była naprawdę gorąca. Fanom nie przeszkadzał fakt, iż obie ekipy przystępowały do tego spotkania z zupełnie innej pozycji. Jeszcze nigdy bowiem na tym etapie sezonu różnica w tabeli między Manchesterem United a Liverpoolem nie była tak znacząca. Oliwy do ognia dolewały obie strony: Virgil van Dijk twierdził, że to mecz jak każdy inny, a Ole Gunnar Solskjaer wyraził nadzieję, iż „jego drużyna nie będzie czekać 30 lat na mistrzostwo Anglii”.
Okazało się jednakże, że w Premier League nie można być niczego pewnym. Choć co prawda nie sprawdził się scenariusz Graeme’a Sounessa, który w studiu przedmeczowym mówił, iż „wygrana United będzie najbardziej sensacyjnym wydarzeniem od czasu wygrania przez Wigan Pucharu Anglii”, to chyba mało kto spodziewał się tak dużych problemów drużyny Liverpoolu.
VARiactwo sędziów
Niestety po raz kolejny angielscy sędziowie pokazują, że nie dojrzeli jeszcze do obsługi technologii VAR. Powtórki wideo, które w teorii miały pomóc arbitrom podejmować poprawne decyzje, w praktyce wydają się dodatkiem zupełnie zbędnym. Bo jak inaczej opisać sytuację przy bramce Rashforda, gdzie sędzia Martin Atkinson nie widzi oczywistego faulu na Divocku Origim?
Kompromitacja sędziów w Premier League, co za sensacja. #MUNLIV pic.twitter.com/o8hbW2mli9
— Maciek Szumilas (@veS_111) October 20, 2019
I choć później arbiter podjął już słuszną decyzję o odgwizdaniu ręki przy bramce Sadio Mane, niesmak po jego pracy pozostał. Pamiętajmy jednak, że to nie VAR, jako technologia, powinien być obwiniany o fatalną skuteczność, a ludzie, którzy go obsługują. Co tydzień jesteśmy świadkami kuriozalnych decyzji sędziowskich i to w lidze, w której realizacja techniczna i cała otoczka są absolutnie najmocniejsze na świecie. Jeszcze wczoraj sędzia nie dostrzegł na powtórkach ewidentnego karnego dla Watfordu. No panowie, z czym do ludzi?
There really is no point wasting time with VAR if it just won't overturn an incorrect decision not to award a penalty. Watford robbed here at Spurs. https://t.co/ak69PO13gO
— Colin Millar (@Millar_Colin) October 19, 2019
Bezzębny Liverpool
Zostawiając jednak kontrowersje na boku, trzeba przyznać, iż drużyna Juergena Kloppa zagrała naprawdę słabe spotkanie. Pod nieobecność Mohameda Salaha „The Reds” nie potrafili stworzyć większego zagrożenia pod bramką Davida de Gei, który ani razu nie musiał się specjalnie wysilać między słupkami. Divock Origi został zgaszony przez Aarona Wan-Bissakę, a Firmino i Mane nie potrafili wziąć odpowiedzialności na swoje barki.
W tym meczu nie układało się Liverpoolowi nic. Fabinho nie przypominał tej kotwicy, która rządzi i dzieli w środku pola, van Dijk wydawał się dziwnie elektryczny, a Trent Alexander-Arnold zaliczył całkowicie anonimowy występ.
Tym samym jak demony wracają do Kloppa głosy, które zarzucały mu brak odpowiedniego wzmocnienia ławki rezerwowych. Wystarczy jedna, drobna kontuzja któregoś z tercetu atakujących, a ekipa Niemca pozbawiona jest 30% swoich normalnych możliwości. Wydawałoby się, że Klopp mógł podpatrzeć od Pepa Guardioli, jak ważne jest równomierne budowanie szerokiego składu, a tymczasem na Anfield nie sprowadzono w tym okienku ani jednego piłkarza.
Lallana i Chamberlain odmienili spotkanie
Na szczęście dla drużyny gości, futbol w Premier League lubi zaskakiwać. W drugiej połowie niemiecki szkoleniowiec przemeblował ustawienie swojej linii pomocy, bowiem na boisko wpuścił aż trzech pomocników – Oxlade’a-Chamberlaina, Naby’ego Keitę oraz Adama Lallanę. Pierwszy z nich zaliczył świetne wejście i z miejsca rozruszał dość skostniały środek pola Liverpoolu, za to ten ostatni stał się ostatecznie bohaterem spotkania.
I tak wyrównującą bramkę zdobywa piłkarz, który do tej pory był u Kloppa zawodnikiem trzeciej kategorii. Dzięki jego wyrównaniu na kilka tygodni śmieszne memy z jego udziałem trzeba będzie schować do szafy. Wydaje się, że to najwyższy czas, by niemiecki trener pozmieniał coś w wyjściowym ustawieniu linii pomocy w najbliższych meczach.
Old Trafford nie leży Liverpoolowi
Manchester United całą swoją nadzieję mógł opierać na atucie własnego boiska, na którym Liverpoolowi gra się niezwykle trudno. Ostatnim razem „Czerwone Diabły” przegrały w lidze ze swoim odwiecznym rywalem 16 marca 2014 roku. Do tego United nie przegrało żadnego z 281 ostatnich meczów w lidze na własnym boisku, gdy do przerwy prowadziło.
Roy Hodgson's Liverpool have scored as many PL goals at Old Trafford as Jurgen Klopp's Liverpool (2)
— Duncan Alexander (@oilysailor) October 20, 2019
Podopieczni Ole Gunnara Solskjaera zagrali zdecydowanie najlepsze spotkanie w tym sezonie. Rozważni w defensywie, agresywni w środku pola i skuteczni w ataku. Mimo nieobecności Paula Pogby Manchester United potrafił wyprowadzić groźne kontry i neutralizować z reguły wybieganą pomoc Liverpoolu. Można się zastanawiać, czy wynika to tylko z tego, że Liverpool nie lubi grać na Old Trafford, czy może Norweg wreszcie znalazł receptę na dobrą grę zespołu.
Wilk syty i owca cała
Wydaje się, że ten wynik zadowoli obie strony tego pojedynku. Manchester United, bo „Czerwone Diabły” były skazywane przed tym meczem na pożarcie. Liverpool, bo przez większość spotkania grał bardzo słabo i wizja pierwszej porażki w lidze wisiała na włosku.
Tym samym ekipa Kloppa zachowuje bezpieczną, sześciopunktową przewagę nad Manchesterem City, mając już za sobą jedno z dwóch najtrudniejszych spotkań wyjazdowych w kalendarzu. Fani gospodarzy mogą za to z optymizmem oczekiwać na kolejne mecze, bowiem dziś Ole Gunnar Solskjaer pokazał, iż potrafi dobrze ustawić swój zespół. A do tego Manchester powstrzymał swoich rywali od wyrównania rekordu 18 ligowych zwycięstw.
WWWWWWWWWWWWWWWWWD
Ole Gunnar Solskjær’s Man Utd end Liverpool’s winning streak one short of Man City’s record. pic.twitter.com/1xqYQcdqRt
— Coral (@Coral) October 20, 2019
Szkoda tylko, że po raz kolejny mecz tych dwóch drużyn okazał się rozczarowaniem. Tyle się mówi o rywalizacji „Bitwy o Anglię” z El Clasico o miano najbardziej prestiżowego pojedynku na świecie, ale już któryś jej odcinek mocno nuży swoich widzów. Jeśli ktoś oczekuje angielskiego rollercoastera na najwyższym poziomie, to chyba musi poczekać do starcia Liverpoolu z niebieską częścią Manchesteru.