W jednym z dwóch spotkań otwierających 6. kolejkę T-Mobile Ekstraklasy Ruch Chorzów przegrał u siebie z Zagłębiem Lubin 0:2. Udany debiut w barwach zespołu „Miedziowych” zaliczył Arkadiusz Piech, który był strzelcem drugiego gola.
Mecz lepiej rozpoczęli gospodarze, od początku biorąc się do ataku. Zamieszanie na lewej flance robił Dziwniel, jednak jego dośrodkowania przecinali obrońcy gości. W 13. minucie dobrą klepkę Janoszki z Jankowskim strzałem zakończył ten drugi, jednak Gliwa pewnie złapał piłkę. To była pierwsza naprawdę dobra, składna akcja w tym meczu. Chwilę później świetnym indywidualnym rajdem środkiem pola popisał się Szultes, jednak i tym razem bramkarz „Miedziowych” stanął na wysokości zadania. Inna sprawa, że lubinianie nie mieli za bardzo ochoty przeszkadzać zawodnikowi Ruchu. Obserwacja gry gości do tego momentu była wyjątkowo męczącym zajęciem.
Zagłębie do gry wzięło się dopiero po 20 minutach, rzuty rożne piłkarzy KGHM nie zrobiły jednak zbyt dużej krzywdy gospodarzom. Chwilę później Ruch powinien strzelić bramkę. Włodyka zaatakował na skrzydle, jego strzał odbili obrońcy, a piłka trafiła do niepilnowanego Szultesa. Ten jednak „popisał się” fatalnym przyjęciem i Gliwa zdążył zablokować jego uderzenie. W 27. minucie przy Cichej zapanowała konsternacja – gola po wyjątkowo nieskładnej kontrze i dośrodkowaniu Kwieka uderzeniem głową z 12 metrów zdobył Papadopulos. To był pierwszy strzał gości w tym meczu i dopiero druga bramka w tym sezonie. Gol zdeprymował gospodarzy, którzy zaczęli gubić się w akcjach. Efektem tego był groźny strzał Cotry, który z łatwością zgubił krycie w okolicach 20. metra.
Przez dziesięć następnych minut z boiska wiało nudą aż do momentu, w którym do głosu z powrotem doszli piłkarze Jacka Zielińskiego. Po rzucie rożnym groźny strzał oddał Szyndrowski, jednak jego potężna bomba poleciała ponad poprzeczką. W 43. minucie gości po strzale Jankowskiego uratowała poprzeczka. W doliczonym czasie pierwszej połowy błąd po kolejnym rzucie rożnym popełnił Gliwa, jednak gospodarze nie potrafili strzelić w zamieszaniu pod bramką rywali. Tak zakończyła się pierwsza połowa.
Druga zaczęła się od chaotycznych ataków Ruchu Chorzów – widać było, że gospodarze chcieli jak najszybciej odrobić straty. Zagrożenie stwarzali jednak tylko po stałych fragmentach gry. W grze obu zespołów przez cały mecz nie brakowało niedokładności. Przez nieudane zagrania w środku pola kulało tempo rozgrywania akcji, dużo było fauli i niecelnych podań. Więcej z gry mieli zawodnicy Ruchu, ale nie potrafili przekuć swojej przewagi na naprawdę groźne akcje. W 55. minucie „Niebiescy” wyszli z kontrą po rzucie rożnym, jednak akcja przeprowadzona została za wolno i zawodnicy „Miedziowych” zdążyli ustawić się w obronie. Akcje gospodarzy zazwyczaj sprowadzały się do mało przekonujących dośrodkowań, łapanych przez Gliwę albo wybijanych przez obrońców. Widanow po jednym z nich mógł strzelić gola samobójczego, podobnie jak kilka minut wcześniej Konczkowski z drugiej strony boiska. W 61. minucie na boisko wszedł Arkadiusz Piech – były zawodnik Ruchu, najnowszy nabytek zespołu z Lubina.
To właśnie ten zawodnik w 72. minucie strzelił bramkę na 2:0. Z lewej strony dośrodkował nieupilnowany Cotra, piłka trafiła do nieobstawionego Piecha, a temu nie pozostało nic innego, jak umieścić piłkę w bramce przy krótkim słupku. Nowy napastnik „Miedziowych” nie celebrował jednak zdobycia bramki na boisku swojego byłego klubu. Chwilę później piłkarze Ruchu domagali się rzutu karnego za zagranie piłki w polu karnym ręką przez obrońcę, jednak ich prośby zakończyły się żółtą kartką dla Babiarza, który… nie przebywał nawet na boisku. Ta scena może podsumowywać daremność starań gospodarzy o korzystny wynik w tym meczu. Piłkarze Ruchu, nawet jeśli już byli przy piłce przed polem karnym rywali, to albo tracili ją po fatalnych dośrodkowaniach, albo po desperackich indywidualnych szarżach. Drugi stracony gol zupełnie odebrał im koncepcję gry. W barwach gości szalał Piech, który naprawdę robił różnicę w grze ofensywnej Zagłębia. Po jego dośrodkowaniu z najbliższej odległości nad bramką strzelił wprowadzony chwilę wcześniej Rymaniak. Chwilę później na bramkę Gliwy groźnie strzelał Starzyński, jednak jego strzał zablokowali obrońcy. W doliczonym czasie gry kolejną akcję Piecha zmarnował Rymaniak, potem fatalnie strzelał Smektała i chwilę później sędzia Tomasz Radkiewicz zakończył spotkanie.
Futbol to dziwna gra. Rozgrywający naprawdę słaby mecz piłkarze Zagłębia pokonali Ruch Chorzów, który mimo momentami dobrej postawy nie potrafił zrobić nic, by wypunktować gości. KGHM tym samym wygrało pierwszy mecz w sezonie i odbiło się od dna, a „Niebiescy” mają dwa tygodnie na to, by zastanowić się, co muszą poprawić w swojej grze. Na początek proponuję dokładność dośrodkowań.