Turecki hit nie zawiódł


26 sierpnia 2012 Turecki hit nie zawiódł

Piłkarze Besiktasu i Galatasaray Stambuł zafundowali swoim kibicom wspaniały spektakl. Derby Stambułu obfitowały w bramki, których padło aż sześć, jednak to nie wystarczyło, by wyłonić zwycięzcę. Wynik 3:3 można uznać za sukces Galatasarayu, który doprowadził do remisu dopiero w 86. minucie po rzucie karnym.


Udostępnij na Udostępnij na

Mecz pomiędzy dwoma czołowymi klubami ligi tureckiej rozpoczął się po myśli Besiktasu. Jednak to nie piłkarz gospodarzy, ale Filipe Melo wpisał się na listę strzelców. Po dośrodkowaniu w pole karne z rzutu wolnego Brazylijczyk usiłował wybić piłkę głową, lecz zrobił to tak nieszczęśliwie, że zupełnie zaskoczył bramkarza swojej drużyny, Fernando Muslerę. Na odpowiedź nie czekaliśmy zbyt długo. Wstrzelenie piłki w pole karne zostało zbyt krótko wybite przez jednego z defensorów gospodarzy i nadbiegający Elmander nie miał większych problemów z trafieniem do siatki.

Selcuk Inan
Selcuk Inan (fot. turkiyesporgazetesi.com)

Kiedy wydawało się, że to już koniec emocji w pierwszej połowie spotkania, Besiktas zadał kolejny cios. Po przejęciu piłki przez piłkarzy Galatasarayu zapowiadało się na piorunującą kontrę, lecz strata na własnej połowie okazała się niezwykle kosztowna. Piłka szybko wróciła do Holoski, który precyzyjnym strzałem w długi róg nie dał szans Muslerze. Gospodarze już w myślach rozważali, jak zacząć drugą połowę, z kolei goście szukali sposobu na wyrównanie jeszcze przed przerwą i… udało im się. Po rzucie rożnym wytworzyło się potworne zamieszanie, w którym największym sprytem wykazał się Umut Bulut. Turecki napastnik wykorzystał moment zagapienia rywali i z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki.

Pierwsza połowa stała na bardzo wysokim poziomie. Oglądając to spotkanie, można było dojść do wniosku, że liga turecka nie ustępuje włoskiej czy francuskiej. Druga odsłona również nie zaprzeczała tej tezie. Wystarczyło pięć minut, by po efektownej akcji i indywidualnym błędzie jednego z piłkarzy „Galaty” Filip Holosko wyprowadził zespół Besiktasu na prowadzenie.

Kiedy Besiktas witał się już z gąską, Galatasaray wciąż miał nadzieje, że los się do niego uśmiechnie. I rzeczywiście, na cztery minuty przed końcem arbiter dopatrzył się faulu w polu karnym i podyktował „jedenastkę” dla zespołu gości. Do piłki podszedł Selcuk Inan, ten sam, który w niemal identycznej sytuacji rozstrzygnął o losach Superpucharu Turcji, w którym Galatasaray mierzył się z Fenerbahce. Po drobnym zamieszaniu Inan strzelił mocno i celnie, a piłka zatrzepotała w siatce. Ten gol zadecydował o podziale punktów, który na pewno nie zadowala piłkarzy Besiktasu, którzy trzykrotnie wychodzili na prowadzenie, by później je tracić.

Najnowsze