Na szczęście to już koniec fazy grupowej chilijskiego turnieju. Copa America to w tym roku turniej o nie najwyższym poziomie, a wpływ na to z pewnością miał fakt, iż w wyniku pierwszych trzech jego kolejek bardzo trudno z niego odpaść. Sprawdźmy jednak, komu się ta wybitna sztuka udała!
Grupa A
Widok meksykańskiej drużyna narodowej na dnie tabeli grupowej jakiegokolwiek międzynarodowego turnieju szokuje. W końcu barwy tej reprezentacji reprezentują między innymi bracia dos Santos, Carlos Vela czy Chicharito Hernandez. Tyle tylko, że – tradycyjnie już – w Copa America oni nie grają. Tym samym porażka Meksyku z Ekwadorem niespecjalnie nas dziwi. Meksyk ma bogatą historię odpuszczania mistrzostw Południowej Ameryki i w tym roku nie jest inaczej. Kibice drużyn, w barwach których biegają największe gwiazdy Miguela Herrery, z pewnością nie narzekają.
Podstaw do marudzenia nie mieli też ci, którzy zdecydowali się wytrzymać do 1:30 nocy z piątku na sobotę. Akurat zaangażowania jedenastki gospodarzy w występy na krajowych boiskach jesteśmy pewni od pierwszej minuty turnieju. Do kompletu punktów w fazie grupowej Chilijczykom zabrakło jednej bramki z Meksykiem, więc… Boliwii nastukali aż pięć. Tak na zapas. W tym jedną strzelił środkowy „przecinak”, Gary Medel, w stylu, którego nie powstydziłaby się największa gwiazda zespołu – Alexis Sanchez.
Grupa B
W drugiej grupie południowoamerykańskiego turnieju znajdowały się dwie potęgi tego kontynentu. Urugwaj, który wyjściową jedenastką nigdy jakoś specjalnie na kolana nie rzucał, ale zawsze osiągał doskonałe wyniki, i Argentyna, której zawodnicy stanowiliby trzon każdej z biorących udział w rozgrywkach reprezentacji, a z której grą bywa różnie. Głównie jednak topornie. Stąd też nie może dziwić fakt, iż była to dość wyrównana kolejka spotkań. Urugwaj zremisował z Paragwajem w batalii o bezpośredni awans z drugiego miejsca, co premiowało kadrę prowadzoną przez Lucasa Barriosa, a Argentyna wygrała 1:0 z Jamajką, zajmując pierwszą lokatę w grupie B.
Jeśliby jednak wybierać zespoły ze względu na przyjemność ich oglądania, Argentyna z pewnością nie byłaby liderem. Ba! Miałaby spore problemy z awansem. „Albicelestes” to południowoamerykański odpowiednik bardzo europejskiego terminu „drużyna turniejowa”. Mimo faktu posiadania najlepszych zawodników globu na swoich pozycjach, gra podopiecznych „Taty” Martino przyprawia o bóle głowy.
Grupa C
Podobnie jest zresztą z drużyną narodową Brazylii. No chyba że tak jak redaktorzy Wołek i Szpakowski żyjemy w innym – przypominającym ten sprzed 15 lat – świecie. Wtedy sama nazwa kraju kawy działa na nas pobudzająca. Ci mniej oderwani od rzeczywistości podczas popisów Neymara i spółki albo zasypiają, albo załamują ręce. Kto to wszakże widział, żeby najbardziej rozsławiona reprezentacja globu do wyjściowej jedenastki desygnowała anonimowych zawodników.
Podopieczni Dungi imponowali jednak doskonałymi wynikami przed tym turniejem i spodziewano się po nich przejścia wstępnej fazy eliminacji jak burza. Gromy jednak spaść powinny na największą gwiazdę tej kadry – Neymara – za jego bezmyślne zachowanie z meczu z Kolumbią. Osłabieni brakiem kapitana podopieczni Dungi wygrali jednak swoje spotkanie o „być albo nie być” w turnieju i awansowali do ćwierćfinałów – tak, tak, oczy Was nie mylą – z pierwszego miejsca.