Arka po raz ostatni wygrała ligowy mecz na własnym boisku 30 maja, a jej przeciwnikiem była… Odra Wodzisław. Fatalną passę po niespełna pięciu miesiącach udało się przełamać „Arkowcom” właśnie w meczu ze śląskim klubem.
Przed tym spotkaniem powodów do zadowolenia nie mógł mieć ani opiekun gospodarzy – Dariusz Pasieka, ani gości – Robert Moskal, wszakże oba zespoły spisywały się do tej pory bardzo słabo i były dostarczycielami punktów dla innych. Ostatnie zwycięstwa, odpowiednio Arki nad Koroną i Odry nad Cracovią, wlały nieco optymizmu do serc kibiców z Gdyni i Wodzisławia, ale bezpośredniej rywalizacji obawiano się i tu i tam.
Mecz miał być emocjonującym pojedynkiem dwóch nastawionych ofensywnie drużyn. Tymczasem prawdziwych emocji starczyło na pierwszych sześć minut, w czasie których wszystko się rozstrzygnęło. Odra zaatakowała od pierwszej sekundy, ale szybko popełniła błąd w obronie, po którym Przemysław Trytko nie dał najmniejszych szans golkiperowi rywali – Adamowi Stachowiakowi. Napastnik uderzył precyzyjnie w długi róg i na Olimpijskiej zapanowała wielka radość. Trzy minuty później trybuny znów eksplodowały i to ponownie za sprawą Trytki! Trener Odry łapał się za głowę po fatalnym błędzie swoich obrońców. Kolejna strata piłkarzy gości zaowocowała szybkim atakiem, po którym wspomniany Trytko pokonał Stachowiaka. Sześć minut i w zasadzie było po meczu.
Podopieczni Roberta Moskala starali się otrząsnąć po dwóch celnych ciosach, ale próby Piechniaka i jego kolegów rozbijały się o szczelny mur gdyńskiej defensywy, a jeśli i jego udało się ominąć na posterunku stał Andrzej Bledzewski, z meczu na mecz odzyskujący formę sprzed lat. Trzeciego gola mógł w 17. minucie uzyskać Trytko, ale jego „główka” trafiła w poprzeczkę. Od tego momentu na boisku w zasadzie istnieli tylko gospodarze. Odra, mimo że straciła aż dwa, gole cofnęła się na swoją połowę, a Arka kontrolowała przebieg meczu, sama starając się konstruować akcje ofensywne.
Tak też wyglądała, w dużym skrócie, również druga połowa spotkania. Odra nieporadnie starała się wciągnąć rywala na swoją część boiska i błyskawicznym przerzutem uruchomić szybkich Wodeckiego i Chwalibogowskiego. Była to gra tak czytelna, że nawet przeciętnie prezentujący się „Arkowcy” nie mieli najmniejszych kłopotów z przejrzeniem zamiarów rywala. Ciekawiej było nadal pod bramką Stachowiaka. Kolejne próby Budzińskiego (dobry występ) i wprowadzonego w drugiej części Labukasa bronił z dużym wyczuciem i odrobiną szczęścia bramkarz z Wodzisławia. Bardzo groźnie na „szesnastce” gospodarzy zrobiło się chyba tylko raz, gdy w 71. minucie główka litewskiego napastnika Matuleviciusa spadła na słupek. Na nic więcej tego dnia Odry nie było stać. Arka wygrała w pełni zasłużenie, prezentując się momentami bardzo przyzwoicie. Kibice z Gdyni mają tylko nadzieję, że na kolejny sukces przyjdzie im czekać krócej niż pięć miesięcy.