Okno transferowe, a za nim plotki. To nieodłączny element stycznia. W tym zimnym miesiącu wszystkie oczy zwrócone są na wielkie kluby, którym jednym ruchem mogą zmienić podział sił w europejskiej piłce nożnej. Transfery to też czas, kiedy zastanawiamy się, czy do naszego klubu pasowałby jakiś zawodnik. Marzymy o błyskotliwym pomocniku, szybkim skrzydłowym albo solidnym stoperze. Jednak wciąż na futbolowej planszy pozostają gracze, którzy w żadnym razie nie potrzebują wzmocnień. Jednym z nich jest FC Barcelona.
Mistrzostwo Hiszpanii, Copa del Rey, puchar Ligi Mistrzów – trofea Katalończyków w 2015 roku można wymieniać i wymieniać. FC Barcelona zdobyła wszystko co mogła, wielokrotnie zachwycając stylem i kreatywnością. Zresztą co tu dużo opowiadać, mistrzowie Hiszpanii imponują grą niemal odkąd pamiętam. Od conajmniej 10 lat są faworytami do zdobycia najważniejszych pucharów w Europie. Gdyby tego było mało, ich filozofia i akademia piłkarska chyba wiecznie będą stanowiły wzór do naśladowania dla pokoleń. Zauważcie, że nawet nie musiałem przywoływać obecnego składu Barcelony, bo i tak wszystko robi ogromne wrażenia. FC Barcelona to prawdziwie bajeczny klub, który wydaje się zaprogramowany na sukces. Wydaje mi się, że nazwiska Lionela Messiego, Neymara czy Luisa Suareza mówią za siebie wszystko, a z nimi wciąż pozostaje Andres Iniesta, Ivan Rakitic i Sergio Busquets. Drużyna Luisa Enrique wygląda znakomicie zarówno na popularnym „papierze”, jak i na boisku. Dlatego wręcz śmieszy mnie fakt, że Blaugrana myśli nad kolejnymi wzmocnieniami, jakby szukała „dziury w całym”. To kto wpadł w oko Barcelonie?
Czy Neymar – Suarez – Messi to najlepszy atak w historii piłki?
— M. 🇦🇷 🏆 (@MateoVeb) November 4, 2015
Na pierwszy ogień zawodnik, który z FC Barcelona łączony był już kilka lat temu – Sebastian Giovinco. Włoski napastnik, który przygodę z piłką nożną rozpoczął w Juventusie Turyn. Tam też pogrywał przed przenosinami za ocean. Od stycznia ubiegłego roku jest zawodnikiem Toronto FC i jedyne, co można o nim powiedzieć, to to, że jest zabójczo skuteczny. W 34 spotkaniach ligi MLS strzelił 22 bramki, dokładając 13 asyst i koronę króla strzelców. Plotki głoszą, że piłkarzem ponownie zainteresowali się Katalończycy. Sam agent Włocha w listopadzie potwierdził doniesienia mediów, jednak na słowach (jak na razie) się skończyło.
Fakt, Luis Enrique potrzebuje drugiego napastnika, takiego typowego łowcy bramek, którego najzwyczajniej piłka szuka. Luis Suarez nie ma obok siebie równie klasowego strzelca i rodzi się pytanie, czy Sebastian Giovinco jest odpowiednim kandydatem? Patrząc z perspektywy trenera Katalończyków– być może tak, patrząc oczami napastnika Toronto FC – nie bardzo. Wręcz niemożliwe byłoby wygryzienie ze składu reprezentanta Urugwaju na kilka spotkań, a co by tu mówić o całym sezonie. Tercet, jaki Suarez stworzył z Messim i Neymarem, każdego napastnika nie wiadomo jak zdolnego, i który jest w formie, z miejsca stawia trzy metry pod ziemią. Giovinco musiałby pogodzić się z rolą rezerwowego. Asa z rękawa, którego mógłby wyciągnąć Luis Enrique na wypadek kontuzji byłego gracza Liverpoolu. Pomimo faktu, że FC Barcelona wyprzedza o kilka klas zespół z Toronto, to dla Włocha taki ruch byłby krokiem w tył. W końcu lepiej grać gdziekolwiek, niż siedzieć na ławce, nawet w Barcelonie.
Kolejny zawodnik jest młodszy od Włocha, ale wcale nie mniej utalentowany. Miałby wzmocnić środek pola ekipy ze stolicy Katalonii. Zainteresowanie nim ujawnił sam Luis Enrique. Mowa o piłkarzu Villareal, Denisie Suarezie. Pomocnik z przeszłości grał w rezerwach Blaugrany, skąd został wypożyczony do Sevilli, aby ostatecznie znaleźć się w obecnym klubie. Po dobrym słowie trenera Barcelony mówi się, że może ponownie wrócić do Katalonii. 21-letni zawodnik w obecnym sezonie strzelił trzy gole i zanotował trzy asysty w 15 spotkaniach. Z pewnością powrót młodzieżowego reprezenta Hiszpanii do Barcelony mógłby być krokiem we właściwą stronę dla obu stron. Sztab szkoleniowy mógłby łatwo załatać dziurę w składzie lub umiejętnie rotować zawodnikami, a sam piłkarz miałby szansę uczyć się od najlepszych.
Pytanie tylko, czy jest sens? FC Barcelona dysponuje niemal dopiętym na ostatni guzik środkiem pola. Dodatkowo do gry wchodzą Arda Turan, który z pewnością doświadczeniem i piłkarskim obyciem, jak na razie, przewyższa piłkarza Villarealu. Ławka w Barcelonie pęka w szwach, więc niepotrzebny jest kolejny zawodnik do siedzenia. Być może transfer Denisa Suareza byłby czymś w rodzaju sportowego ubezpieczenia, w końcu lepiej talenty trzymać przy sobie, ale wydaje mi się, że jednak Blaugrana mogłaby ten talent nieco przyćmić. Z pewnością transfer Hiszpana wprowadziłby jeszcze więcej jakości w drużynie Luisa Enrique, to jednak wciąż pozostawałby melodią przyszłości. Zawodnikiem, który być może zostanie realną alternatywą dla Rakiticia. Jak na razie miejsce w pierwszym składzie będzie musiał oddać starszym.
Maszyna ruszyła i działa sprawnie. Kroczy po kolejne trofea i nawet pod nieobecność Messiego radzi sobie dobrze. Nie jest tak, że Barcelona nie potrzebuje wzmocnień w ogóle. Aby znieść trudy sezonu, a przy tym nie tracić niepotrzebnych punktów, trener potrzebuję solidnych zmienników. Na poziomie porównywalnym do nieobecnych graczy, na których może liczyć. Jednak, czy jest sens tuningować Ferrari?