W hicie 18. kolejki w Zabrzu Górnik podejmował Lecha Poznań. Po kontrowersyjnym rzucie karnym i bramce Huberta Wołąkiewicza „Kolejorz” wygrał 1:0. Po spotkaniu rozmawialiśmy ze szczęśliwym Łukaszem Trałką.
37 punktów Legia, 34 Lech, 31 Górnik Zabrze i Śląsk Wrocław. Jak się podoba tabela?
Nie ma to na razie dużego znaczenia. Ważne, aby Legia za daleko nie odskoczyła, a teraz są to tylko dwa punkty. Cały czas jest to wszystko blisko, a my patrzymy do przodu, więc liczymy tylko stratę do Legii i nie patrzymy w dół tabeli.
Mecz z Górnikiem był na tyle istotny, że zostawiliście w tyle drużynę, która deptała Wam po piętach i której oddech czuliście na plecach.
Tak, to na pewno. Było to bardzo ważne spotkanie, szczególnie po ostatnim meczu z Polonią, w którym straciliśmy punkty. Gdyby dzisiaj ponownie nie udało się zdobyć kompletu, to wtedy Legia by odskoczyła, a Górnik by doskoczył i sytuacja zrobiłaby się trudna. Dziś to było trudne spotkanie, zdawaliśmy sobie z tego sprawę i udało się wygrać.
Byłeś pierwszy przy Nakoulmie przed rzutem karnym. Co mu szeptałeś?
Mam swoje czary i to poskutkowało. W zasadzie zadziałało już drugi raz. Mam nadzieję, że nie będę musiał już tego więcej stosować.
Sędziowie nie lubią dyktować rzutów karnych dla Lecha Poznań. To była pierwsza „jedenastka” dla „Kolejorza” w tym sezonie. Jak to wyglądało na boisku? Kontrowersyjna decyzja sędziego Raczkowskiego.
Byłem zbyt daleko od sytuacji. Nadal nie wiem, czy był karny czy nie. Natomiast przy karnym dla Górnika też mieliśmy wątpliwości. Nie wiem, czy był tam kontakt, czy była to sytuacja, aby podyktować „jedenastkę” . Dzięki Bogu „Prezes” przestrzelił.
Stworzyliście dziś naprawdę sporo sytuacji, ale są takie mecze, że nic nie wchodzi i wygrywa się po bramce z rzutu karnego.
Właśnie. Sytuacji naprawdę mieliśmy bardzo dużo, ale nieskuteczność irytowała. Za każdy razem brakowało zimnej krwi. Ostatnie podanie dochodziło, ale piłka po strzale nie wpadała do bramki lub Skorupski świetnie interweniował. Jak na mecz wyjazdowy to sytuacji było sporo.
Niektórzy się zastanawiali, czy Lech będzie nadal wygrywał na wyjazdach, gdy przyjdzie mu się mierzyć z drużynami sąsiadującymi w tabeli, a nie tylko z przeciwnikami z dołu klasyfikacji, jak bywało do tej pory. Dziś udało się pokonać równorzędnego rywala.
Nic dodać, nic ująć. Chcemy kontynuować tę passę i nie patrzeć, kto jest przeciwnikiem. Najważniejsze, aby wygrać przy Bułgarskiej. Teraz myślę już tylko o meczu z Bełchatowem.
Bełchatów u siebie. Może w końcu uda się wygrać w Poznaniu. „Brunatni” to ostatnia ekipa T-Mobile Ekstraklasy.
Właśnie. Bełchatów jest czerwoną latarnią, ale nie możemy się sugerować miejscem w tabeli. Liga pokazuje, że każdy z każdym może wygrać lub przegrać, dlatego do meczu podejdziemy mocno skoncentrowani. Tak jak wspomniałem. Chcemy w końcu wygrać przy Bułgarskiej.