Tottenham bliżej celu


Tottenham zbliżył się do czwartego miejsca na koniec sezonu, tryumfując w pojedynku z Portsmouth. Bliżej swojego celu jest też Hull City, które wygrało 2:0 z Fulham.


Udostępnij na Udostępnij na

Tottenham Portsmouth

Oczywistym faworytem pojedynku Tottenhamu Hotspur z Portsmouth był pierwszy z wymienionych zespołów. W końcu, jak można porównywać ekipę walczącą o premiowane awansem do Ligi Mistrzów czwarte miejsce z podopiecznymi Avrama Granta okupującymi od dłuższego czasu ostatnią lokatę w stawce drużyn walczących w rozgrywkach Premiership? Przy okazji tego meczu wystąpiło wiele podtekstów, jak choćby ucieczka trenera Harryego Redknappa z Portsmouth do „Kogutów” czy dzieje Jeramaina Defoe, Niko Kranjcara bądź Petera Croucha.

Goście od początku meczu chcieli pokazać, iż nie zamierzają się położyć na murawie i odpuścić gospodarzom. Anthony Vanden Borre już w 5. i 10. minucie miał swoje okazje, jednak je zmarnował, nie trafiając nawet w bramkę. Wraz z upływem czasu jednak Tottenham akcentował swoją przewagę. Przejawiało się to między innymi akcjami, które wykończyć próbowali Peter Crouch czy Gareth Bale, ale ich działania nie zakończyły się happy endem.

W 27. minucie padła pierwsza bramka meczu. Wspomnieni wcześniej gracze Tottenhamu połączyli siły i za sprawą wrzutki Walijczyka i celnego strzału głową Anglika zrobiło się 1:0. W 36. minucie mogło być już 2:0. Tom Huddlestone trafił w poprzeczkę i mógł jedynie rozpamiętywać swoją indolencję strzelecką.

Jednak już pięć minut później Niko Kranjcar był zdecydowanie bardziej dokładny. Chorwat pokonał bramkarza rywali i mógł rozpocząć świętowanie kolejnej bramki w tym sezonie. Ta akcja wywołała ostatnie emocje w pierwszej części gry.

W drugiej połowie tempo gry ewidentnie siadło. Pierwsza ciekawa akcja miała miejsce dopiero w 59. minucie, gdy Nwankwo Kanu miał pecha i nie dał rady umieścić piłki w siatce. Gościom brakowało chęci, aby spróbować nawiązać walkę z rywalami. Jeszcze na dziesięć minut przed końcem spotkania Sebastien Bassong uderzał na bramkę Portsmouth, ale chybił.

Hull City Fulham

Hull City stanęło dziś przed kolejnym sporej rangi wyzwaniem. Podopieczni Iana Dowiego nie mogą już tracić punktów, aby zapewnić sobie pozostanie wśród najlepszych ekip Anglii. Rywalem popularnych „Tygrysów” była drużyna prowadzona przez Roya Hodgsona, czyli Fulham radzące sobie w tym sezonie nadspodziewanie dobrze. Niewątpliwie większą motywację mięli gospodarze, którym raczej nieśpieszno do powrotu na areny Championship.

Mecz rozpoczął się lepiej dla przyjezdnych. W 5. minucie Zoltan Gera stanął przed bardzo dobrą okazją, jednak jej nie wykorzystał. Szybko zemściło się to na jego drużynie. W 17. minucie sędzia podyktował rzut karny, który został zamieniony na gola przez Bullarda. To zmieniło losy meczu, gdyż gospodarze nie musieli już naciskać na Fulham, a mogli się skupić na rozsądnej defensywie. Jednak ich rywale w przypływie gniewu po utracie bramki stworzyli sobie dwie ciekawe sytuacje. Najpierw przestrzelił Simon Davies, a jego ślady chwilę później poszedł Clint Dempsey.

Kolejne fragmenty przyniosły głównie walkę w środku pola i brak klarownych sytuacji bramkowych. Dopiero w 37. minucie Zoltan Gera ponownie miał swoją okazję, lecz, aby tradycji stało się zadość, również jej nie wykorzystał.

Po wznowieniu gry w drugiej połowie Hull zadało nokautujący cios. W 48. minucie Dean Marney dośrodkował na pole karne, a tam Craig Fagan wyskoczył najwyżej spośród wszystkich i podwyższył na 2:0. To ostatecznie dobiło Fulham. Goście niby jeszcze próbowali walczyć, ale Clint Dempsey seryjnie marnował stwarzane przez kolegów akcje. Wynik utrzymał się do końca.
 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze