Torino we wczorajszym spotkaniu było bliżej wygranej w derbach Turynu niż kiedykolwiek. Juventus – powiedzmy sobie szczerze – nie zachwyca. Oczywiście, "Granata" jest w znacznie gorszej sytuacji. Jednak kiedy mieliby wygrać ze "Starą Damą" jak nie teraz? Kiedy jak nie w momencie, gdy ich rywal zza miedzy ma problemy z utrzymaniem równej formy i dobre spotkania przeplata kiepskimi? Lepszej okazji niż wczoraj piłkarze Torino mogą nie mieć przez długi czas. Po raz kolejny potwierdza się teza, że podopieczni Marco Gianpaolo to mentalne "przegrywy"...
Kojarzycie ten obrazek, gdy kojot próbuje złapać Strusia Pędziwiatra i gdy wydawać, by się mogło, że już go ma… Nagle okazuje się, że kojot jest nad przepaścią, a ten przerośnięty gołąb znowu go przechytrzył. O albo jeszcze inny obrazek. Bieg długodystansowy w którym jeden z zawodników prowadzi przez większość czasu. Sprawnie i w dobrym stylu broni się przed próbami ominięcia go. Aż nadchodzi ostatnie 100/200 metrów. Nasz zawodnik zaczyna zwalniać. Rywal go dogania… Mało tego. Nasz główny bohater na 50 metrów przed metą upada na twarz. Przegrywa… Tak jest na każdym mityngu. Nasz bohater prowadzi, by pod koniec zawodów ponieść klęskę. To jest właśnie Torino w tym sezonie…
Torino FC = rozpaczliwa obrona
Torino w tym sezonie ma coraz mniej osób po swojej stronie. No, przynajmniej wśród polskich fanów calcio. Ich spotkania ogląda się mniej więcej z tak wielkim zafascynowaniem jak wyścig żółwi albo wypływanie żywicy z drzewa. Wszyscy tutaj zgodzimy się, że to mało wciągające zajęcie.
Jednak wczorajszy mecz był nieco inny. Można, by rzec ciekawy. To był mecz w którym „Granata” pokazała, że świetnie potrafi bronić jako zespół. Co prawda do czasu, ale zawsze coś. Szybko zdobyta bramka (już w 9 minucie) przez Nicolasa N’Koulou wlała kilka litrów nadziei kibicom Torino FC . Swoją drogą – to był dobry mecz w wykonaniu N’Koulou.
Kilkukrotnie Torino pokazało ile znaczy asekuracja i podwajanie. Przez sporą część gry Juventus próbował przebić się przez mur postawiony przez zawodników Gianpaolo, ale nie był w stanie. „Stara Dama” ma również swoje problemy, jak choćby brak kreatywnego pomocnika w środku pola. Ciężko konstruować akcje, gdy ma je kreować Arthur. Z całym szacunkiem…
Spadajcie już
Wielu – zwłaszcza polskich – kibiców ma zwyczajnie dość patrzenia na Torino. Spora część z nich zwyczajnie życzy im spadku do Serie B i tam poukładania sobie wszystkiego na nowo. Kto wie czy to nie byłby rozsądny ruch. Spadek, przemyślenie sobie wszystkiego i powrót z nową siłą.
Dość szybko Torino zrównało się poziomem niechęci z Udinese. To chyba jedyne drużyny, którym życzy się jak najszybszego spadku do drugiej ligi włoskiej. Całkiem poważnie Udinese przypomina mi Koronę Kielce. Każdy życzył im spadku, a ci i tak rok w rok się utrzymywali. No, ale to nie o nich. Dziś mieliśmy zająć się małym pieczeniem na grillu Torino. Klub, który miał walczyć o europejskie puchary. Zespół do którego dokooptowano kilku ciekawych zawodników za chwilę może bić się nie o Europę, a o pozostanie w elicie… Quo vadis, Torino?
Klub mem – Torino FC
Na świecie wyróżniamy kilka rodzajów klubów. Są kluby-giganci, czołówka europejska, średniacy, plankton (polskie kluby w Europie), a także kluby memy. Zgadnijcie w której grupie znajduje się obecnie Torino. No cóż. My mamy Cracovie, a Włosi Torino. Chociaż powody przez które się tam znalazły oba zespoły są zgoła odmienne. Przed państwem główny powód dla którego nazywamy zespół z Turynu klubem memem:
Torino to jest klub mem, po prostu.
Atalanta 1:0 -> 2:4
Cagliari 1:0 -> 2:3
Sassuolo 1:0 -> 3:3
Lazio 2:1, 3:2 -> 3:4 ('95, '98)
Inter 2:0 -> 2:4
Sampdoria 1:0 -> 2:2
Juventus 1:0 -> 1:2— Michał Borkowski (@mbork88) December 5, 2020
W siedmiu spotkaniach w tym sezonie „Granata” prowadziła z przeciwnikiem. Mimo to udało im się zdobyć w tych meczach zaledwie 2 punkty. 2! Na 21 możliwych. Zespół Marco Gianpaolo stracił 19 punktów mimo prowadzenia w meczu. Dziewiętnaście punktów, które dali sobie wyszarpać w głównej mierze w końcówce spotkań. Pamiętacie ten obrazek z biegaczem? Dla Torino ostatnie 50 metrów zaczyna się w okolicach 75/80 minuty. Wtedy magicznie włącza im się tryb „przegryw” i czekają na lanie od rywala jak dzieciak od ojca po wywiadówce…
Tylko Andrei żal
Dziwna jest to miłość doprawdy. Andrea Belotti jest jak bryłka złota pośród błota. Belotti jest jak jeden biały ząb, gdy reszta psuje się już od dłuższego czasu. Jest w końcu jak kochający brat, który próbuje zrobić wszystko, gdy jego rodzeństwo jest atakowane przez silniejszych.
Jednak na jak długo wystarczy mu cierpliwości? Czy w końcu nie powinien stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: – Andrea, byku. Jesteś znacznie lepszy od nich. Przerastasz ich. Czas ruszyć do mocniejszego klubu? Być może Belotti powinien to zrobić już jakiś czas temu, ale wciąż wierzy, że w Torino będą lepsze czasy. Musi mieć w sobie nieskończone pokłady cierpliwości.
Być może to co go pociesza i podnosi na duchu to te przebłyski, gdy jego zespół gra na prawdę dobrze. Póki co są to podrygi, bo Torino jest jak Mariusz Pudzianowski w pierwszym odcinku „Tańca z Gwiazdami”. Często gubi rytm.
Wiele zależy od Belottiego w Torino jednak na koniec i tak to jego koledzy popełniają błędy, które prowadzą do porażki. Czy ten zespół stać, by mentalność przegranych zmienić w mentalność zwycięzców? Prawdopodobnie od tego zależeć będzie dalsza przyszłość reprezentanta Włoch w Turynie…