Top 10 momentów uniwersum PKO BP Ekstraklasy w sezonie 2023/2024


Trener Rumak zapraszający dziennikarza na trening i mówiący o frustratach z Twittera, gol bramkarza i piesza wycieczka do Radomia czy rekord frekwencji. Działo się!

26 maja 2024 Top 10 momentów uniwersum PKO BP Ekstraklasy w sezonie 2023/2024
Marcin Bulanda / PressFocus

Cytując klasyka: koniec mistrzostw, do widzenia. Sezon 2023/2024 w PKO BP Ekstraklasie już za nami. Wydarzeń kontrowersyjnych, zabawnych czy absurdalnych nie brakowało. David Ornstein z The Athletic piszący o Radomiaku, stałe fragmenty beniaminka z Niepołomic czy sytuacja organizacyjno-polityczna w Zabrzu – to tylko kilka z nich. Zapraszamy na top 10 momentów uniwersum PKO BP Ekstraklasy w minionej kampanii.


Udostępnij na Udostępnij na

Blisko znalezienia się w naszym zestawieniu były też nietypowe asysty Warty Poznań w meczach z Cracovią i Widzewem, gol sezonu Zapolnika i ponowne zatrudnienie w Częstochowie Marka Papszuna. A teraz do konkretów.

10. Kamil Kiereś i „słuchaj, młody człowieku”

Zaczynamy dość spokojnie. Konferencja prasowa po jesiennym meczu Stali Mielec z Wartą Poznań i trener Kiereś odpowiadający na pytanie młodego dziennikarza.

Słuchaj, młody człowieku, z perspektywy mojej pracy, czyli trzynastu lat, ta praca polega na tym, że są takie momenty, gdzie robisz sukces, awans, a są też takie chwile, gdzie są dołki i to poważne dołki. Tak było też w Olsztynie, gdzie na sześć kolejek przed końcem trzeba było odrobić dziesięć punktów, żeby się utrzymać. Drużyna tego dokonała. Trudne momenty są częścią mojego zawodu – powiedział szkoleniowiec Stali po czwartej wtedy porażce z rzędu.

I jego zespół z tego dołka wyszedł. W pewnym momencie był nawet najlepiej punktującym ekstraklasowiczem na wiosnę. Sezon Stal zakończyła ostatecznie na miejscu 11., bo końcówka była mocno przeciętna.

9. Puszcza i zabójcze stałe fragmenty

Polskie Luton Town, tylko z lepszym efektem. To była romantyczna historia. Przed sezonem skazywano ją na pożarcie, ostatnie miejsce w tabeli, jakiś haniebny rekord punktowy. Nic z tych rzeczy. Puszcza zachwycała od pierwszej do ostatniej kolejki i co najważniejsze, utrzymała się w ekstraklasie.

Tomasz Tułacz z drużyną do perfekcji opanowali stałe fragmenty gry, którymi karcili dosłownie całą ligową stawkę. Absolutnie nie chcemy tutaj umniejszać trenerowi i temu, co niepołomiczanie prezentowali na boisku, bardziej chcemy docenić, bo było to w pewien sposób groteskowe.

Mariusz Rumak na konferencji przed meczem z Puszczą sporo mówił o tych stałych fragmentach. A potem? Przegrał. Choć trzeba przyznać, że problemy z bronieniem się w tym aspekcie mieli wszyscy, bo „Żubry” rozgrywały stałe fragmenty wręcz fenomenalnie. I jest zasłużone utrzymanie.

8. Mistrz i wicemistrz, czyli drużyny, które jeszcze sezon wcześniej walczyły o utrzymanie

Tak, punkt ten równie dobrze mógłby znaleźć się na miejscu pierwszym naszego zestawienia, ale to PKO BP Ekstraklasa i chyba nikogo to już tak bardzo nie dziwi. Mistrzem Polski w zakończonej kampanii po raz pierwszy w historii została Jagiellonia. Tuż za nią w tabeli uplasował się Śląsk Wrocław.

Co ciekawe, sezon wcześniej wrocławianie skończyli ligowe zmagania z zaledwie jednym punktem przewagi nad strefą spadkową, a białostoczanie z czterema.  Do tego dorzucić trzeba jeszcze Górnika, który do 30. kolejki był w grze o tytuł. A Raków, czyli panujący do soboty mistrz Polski? Znalazł się poza czołową szóstką. Cuda.

7. Nadzieja Tottenhamu trafia na wypożyczenie do Radomiaka

To chyba najgłośniejszy transfer w minionym sezonie, mimo że zimowy. Luka Vusković, którego Tottenham zaklepał za blisko czternaście milionów euro, trafił na wypożyczenie do Radomiaka. A o polskim klubie napisał nawet David Ornstein z The Athletic.

Młody Chorwat pokazał się w ekstraklasie z dobrej strony, choć miewał też mecze gorsze. Było widać jednak, że ma odpowiednie umiejętności, by w przyszłości namieszać w europejskiej piłce. Ale powoli. Czternaście meczów w Radomiaku, trzy bramki i jedna asysta.

6. Rekord frekwencji

20 kwietnia tego roku zapisał się na kartach historii ekstraklasy. 50 087 – tylu widzów miało pojawić się na Stadionie Śląskim podczas meczu przyjaźni pomiędzy Ruchem Chorzów a Widzewem Łódź, przynajmniej według oficjalnego komunikatu gospodarzy. Oficjalne stanowisko organizatorów rozgrywek jest takie, że liczba ta była nieco niższa.

Ale to i tak rekord frekwencji na meczu polskiej ligi w XXI wieku i najlepszy wynik ogólnie od sezonu 1974/1975 (Szombierki Bytom – Ruch Chorzów).

Rekord frekwencji w ekstraklasie (MINI–REPORTAŻ)

5. Kewin Komar i festyn w Wiśniczu Małym

Teraz cofnijmy się na chwilę do przełomu sierpnia i września ubiegłego roku. W polskich mediach, nie tylko sportowych, rozpętała się burza po wydarzeniach z udziałem Kewina Komara, bramkarza Puszczy Niepołomice, na festynie w Wiśniczu Małym.

Hipotez odnośnie do tego, co się tam wydarzyło, było mnóstwo, niewiele mniej niesprawdzonych informacji, w tym takich o pobiciu na tle kibicowskim. O sprawie powiedziano wszystko, więc zamieszczamy tutaj stosowny link do reportażu Kamila Warzochy z Weszło, który zbadał dogłębnie całą sprawę.

A młody bramkarz w minionym sezonie tylko sześciokrotnie pojawiał się na boisku. Przez większą część rundy jesiennej leczył kontuzję, której nabawił się właśnie podczas incydentu w Wiśniczu Małym.

4. Piłkarze Górnika nie wychodzą na trening przed meczem w Łodzi

To tak naprawdę tylko kropla w morzu organizacyjnego zamieszania, które obserwowaliśmy w Zabrzu przez ostatnich kilka, kilkanaście miesięcy. Piłkarze nie pojawili się na treningu przed meczem z Widzewem na początku rundy wiosennej z powodu zaległości w wypłatach. Spowodowane to miało być w dużej mierze tym, że Gent nie przelał w terminie pierwszej raty za transfer Yokoty.

Tak jak mówimy, to tylko kropla. Przy Roosevelta od jakiegoś czasu nie ma prezesa oraz dyrektora sportowego. Za cały pion sportowy ma odpowiadać trener Jan Urban. Spore emocje budzi też temat nadchodzącej prywatyzacji Górnika, choć żadnych szczegółów jeszcze oficjalnie nie ogłoszono, a sytuacja jest rozwojowa.

W ostatnich tygodniach zmieniła się też władza w mieście. Po osiemnastu latach Małgorzatę Mańkę-Szulik na stanowisku prezydenta Zabrza zastąpiła Agnieszka Rupniewska. Duża w tym zasługa kibiców Górnika, którzy domagali się zmian. Sytuacja jest jednak jeszcze daleka od w pełni opanowanej. Jedno jest pewne: lato przy Roosevelta i w gabinetach nudne nie będzie.

3. Gol bramkarza i piesza wycieczka do Radomia

W prima aprilis, jak przystało na ten dzień, doszło do nietypowej sytuacji w PKO BP Ekstraklasie podczas meczu Puszcza – Radomiak. W drugiej połowie gola wyrównującego dla ekipy z Radomia zdobył Gabriel Kobylak. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest on bramkarzem. No cóż, bywa i tak.

Chwilę później okazało się, że przed sezonem pewien kibic z Sandomierza zadeklarował, że jeśli jakiś bramkarz strzeli gola w PKO BP Ekstraklasie, pójdzie pieszo na stadion jego drużyny. No i padło na Radomiaka. Wycieczkę tę Jan Jurek połączył ze zbiórką pieniędzy na leczenie chorego chłopca.

Przy Struga został powitany z otwartymi rękami. W rozmowie z Canal+ podkreślił, że założył się też z prezesem Puszczy Niepołomice, że jeżeli ta utrzyma się w ekstraklasie, to pojedzie na jej stadion na rolkach. Czekamy.

2. Pogoń w absurdalny sposób przegrywa wszystko, co się da. Łatka „zero tituli” dalej obowiązuje

„Portowcy” w minionym sezonie stanęli przed największą od lat szansą na włożenie w końcu czegoś do klubowej gabloty. Nie wykorzystali jej, a okoliczności były absurdalne. Był taki moment, gdy część ekspertów twierdziła, że Pogoń to główny kandydat do zdobycia mistrzostwa Polski. Drużyna Jensa Gustafssona prezentowała najrówniejszą formę, unikała wpadek.

Przyszedł jednak dołek i szybko wypadła ona z tej karuzeli. A sezon zakończyła poza czołową czwórką. Gdy już było jasne, że o grę w europejskich pucharach poprzez rozgrywki ligowe będzie bardzo trudno, ostatnią deską ratunku miał być Puchar Polski. Trofeum to trofeum – apetyty były ogromne.

Finał na PGE Narodowym. Pogoń na kwadrans przed końcem strzela gola, który daje prowadzenie. Upragniony triumf jest na wyciągnięcie ręki. Dziewiąta minuta doliczonego czasu gry drugiej połowy: pierwszoligowiec wykorzystuje błędy ekipy Gustafssona i zdobywa gola wyrównującego, a w dogrywce przechyla szalę na swoją korzyść.

Pogoń po raz kolejny się kompromituje i zostaje z niczym. A łatka „zero tituli”? Nadal obowiązuje.

1. Mariusz Rumak nie trzyma ciśnienia na konferencjach

Na koniec crème de la crème, choć w podpunkcie tym moglibyśmy spiąć całe to ponowne zatrudnienie Mariusza Rumaka na stanowisku pierwszego trenera Lecha – nudno nie było. Początek był co prawda dość spokojny, ale gdy sprawy zaczęły się komplikować, a „Kolejorz” na przykład nie strzelił bramki przez ponad pięćset minut, hamulce puściły.

W tym miejscu zostawiamy dwie wypowiedzi szkoleniowca Lecha z konferencji prasowych w zakończonym sezonie:

Zapraszam na treningi. Trenujemy codziennie o 11:00. Obiecuję panu (do dziennikarza zadającego pytanie – przyp.), że będzie pan na wszystkich treningach i powie mi, czy coś jest nie tak. Przyjeżdża pan do nas na treningi? Bo pan stawia tezę, że coś jest nie tak. Przepraszam, że się uniosłem, ale nie lubię takich dyskusji – Mariusz Rumak po meczu z Górnikiem Zabrze.

Pojawiają się pewne insynuacje, dla mnie to są bzdury. To są frustraci, którzy wypisują coś na Twitterze, nie mając kompletnie pojęcia o tym, co się dzieje. Taki człowiek chce zaistnieć przez moment. Chce być panem świata przez siedem dni. Za chwilę się schowa do swojej norki, bo wygramy. Albo przegramy i dalej będzie pisał, że miał rację. Ja to muszę zaakceptować. Natomiast jako człowiek wewnętrznie tego nie akceptuję, bo mam inny wymiar człowieczeństwa. Taki jest świat. Ten świat niestety zwariował i idzie w tę stronę. Przepraszam, trochę się ze mnie wylało – Mariusz Rumak przed meczem z Pogonią Szczecin.

Oczywiście, to nie koniec świata, każdemu zdarza się wybuchnąć. Dołożyć do tego trzeba jednak kiepską postawę Lecha na boisku, wspomniane pięćset minut bez gola i chociażby absurdalny mecz z Legią, w którym poznaniacy sami sobie strzelili dwie bramki. A i po drodze jeszcze spuścili Wartę z ligi. Nie chodzi o sam fakt, bo w piłce nie powinno być miejsca na sentymenty, ale przegrać u siebie z Koroną?

Kibice „Kolejorza” ewidentnie cieszą się, że ten koszmarny sezon się wreszcie skończył.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze