Od Kerali po Delhi, od młodych talentów po profesjonalnych piłkarzy. W rozmowie z trenerem, który od lat rozwija młodzież w Indiach, rozmawiamy o tym, jak budować kulturę piłkarską w kraju, gdzie sport boryka się z problemami. Opowiada o wyzwaniach pracy w nowym klubie. Mówi o znaczeniu periodyzacji taktycznej, mentalnym przygotowaniu zawodników oraz o tym, dlaczego wynik w piłce nożnej nie jest celem samym w sobie, lecz efektem dobrze podjętej decyzji i skutecznego działania. Poruszamy też temat polskiej piłki młodzieżowej, roli mediów w kształtowaniu świadomości futbolowej i marzeniach trenera o pracy w Ekstraklasie.
Filip Tomana (iGol.pl): To na początek bardzo proste pytanie. Jak się pan czuje jako trener w 2025 roku?
Tomasz Tchórz: Czuję się naprawdę dobrze. Teraz mam możliwość rozwijać się jako pierwszy trener po krótkim okresie pracy w roli tymczasowego szkoleniowca w Kerali. Otrzymałem szansę poprowadzenia drużyny jako szkoleniowiec zatrudniony na stałe. W nowym klubie i nowym projekcie. Zbiegło się to w czasie z ukończeniem przeze mnie kursu UEFA Pro, więc można powiedzieć, że to symboliczny początek mojej drogi w roli głównego trenera. Stawiam pierwsze kroki i cieszę się, że mogę to robić. Dziś nie jest łatwo otrzymać posadę pierwszego trenera, szczególnie osobie z mniejszym doświadczeniem, dlatego jestem bardzo zadowolony z miejsca, w którym obecnie się znajduję.
Filip Tomana (iGol.pl): Jak wygląda praca w Indiach? Czy to stanowisko jest oblegane – czy łatwo tam znaleźć zatrudnienie?
Tomasz Tchórz: To na pewno nie jest proste. Indie to jeden z najludniejszych krajów świata – w zależności od statystyk pierwszy lub drugi, obok Chin. Siłą rzeczy jest tam wielu ludzi, a więc i wielu kandydatów do pracy w piłce. W Indiach funkcjonuje sporo trenerów, głównie lokalnych, prowadzących zespoły w ligach stanowych lub młodzieżowych. Dodatkowo obowiązuje wymóg, by w każdym sztabie szkoleniowym znajdował się miejscowy trener z licencją AFC Pro, co jeszcze zwiększa liczbę rodzimych szkoleniowców. Z drugiej strony, kluby nie zawsze chcą, aby drużyny prowadzili
trenerzy krajowi – to otwiera szansę dla obcokrajowców.
Trzeba jednak dodać, że rynki takie jak Indie, Chiny czy kraje Bliskiego Wschodu kierują się swego rodzaju „modą piłkarską”. Kibicuje się tym, którzy wygrywają mistrzostwa świata czy
Europy, a europejski futbol wciąż jest tam najwyżej ceniony. Dlatego w Indiach pracuje wielu trenerów z Hiszpanii, Holandii czy Portugalii. W Indian Super League większość szkoleniowców to właśnie Hiszpanie. Dla osób z innych krajów droga jest znacznie trudniejsza – tym bardziej, że często także dyrektorzy sportowi pochodzą z tych samych
państw i naturalnie rekrutują kandydatów z własnego środowiska.
My, Polacy, nie mamy jeszcze nikogo, kto przetarłby nam szlak – osoby w strukturach zarządczych czy menedżerskich, która mogłaby ułatwić wejście na ten rynek. To sprawia, że
przebicie się tam jest wyjątkowo trudne. Sam jestem w Indiach już siódmy sezon. Przez te lata ciężko pracowałem na swoją pozycję. Z zewnątrz może się wydawać, że to przyszło łatwo, ale w rzeczywistości wymagało ogromnej cierpliwości i wytrwałości. Nie każdy
wytrzymałby sześć lat, czekając na swoją szansę.
Filip Tomana (iGol.pl): A z czego wynika to, że w Indiach preferuje się trenerów zagranicznych?
Tomasz Tchórz: Myślę, że z trzech głównych powodów. Po pierwsze, kluby w Indiach są finansowane prywatnie – przez indywidualnych właścicieli lub grupy kapitałowe. Tacy inwestorzy po prostu szukają najlepszych specjalistów, na jakich mogą sobie pozwolić. Uważam, że poziom lokalnych trenerów wciąż jest niższy od poziomu szkoleniowców z zagranicy, więc właściciele stawiają na tych, którzy gwarantują większą
wiedzę i doświadczenie. Po drugie, cały rynek azjatycki – podobnie jak Bliski Wschód – jest bardzo zapatrzony w futbol z najwyższej półki: Premier League, mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy. Panuje przekonanie, a czasem wręcz „propaganda”, że ci, którzy wygrywają, są najlepsi. W efekcie właśnie takich ludzi chce się mieć w klubie.
W Indiach istnieje też pewna kultura tworzenia gwiazd. Bardzo szybko wynosi się ludzi na piedestał, podziwia się tych, którzy odnoszą sukcesy, a rzadziej docenia długofalowy proces rozwoju. Jeśli dana nacja dominuje w światowej piłce, automatycznie zyskuje status najlepszej. Dlatego każdy trener z takiego kraju, który przyjeżdża do Indii, od razu budzi ogromny szacunek i jest traktowany jak ktoś o wyższym statusie.
Myślę więc, że te trzy elementy – wyższy poziom umiejętności, kultura i zapatrzenie w europejski futbol – mają kluczowy wpływ na tę sytuację.
Filip Tomana (iGol.pl): Nie miał pan wrażenia, że kiedy zdobył pan mistrzostwo, to również próbowano zrobić z pana gwiazdę?
Tomasz Tchórz: Myślę, że chodzi panu o okres mojej pracy w I-League, w klubie Mohun Bagan. To ogromna marka z potężną rzeszą kibiców, więc każdy członek sztabu – zwłaszcza z zagranicy – jest tam mocno na świeczniku. Nie ukrywam jednak, że byłem wtedy drugim trenerem. Mistrzostwo zdobywał przede wszystkim pierwszy szkoleniowiec, to jego nazwisko było w centrum uwagi i to on zasłużenie odbierał większość laurów. Ja byłem częścią sztabu, który wspólnie pracował na ten sukces.
Filip Tomana (iGol.pl): Pracował pan z Kibu Vicuñą w Polsce, na Litwie i w Indiach. Jak bardzo ta współpraca ukształtowała pana jako trenera?
Tomasz Tchórz: Przede wszystkim uważam, że niezależnie od tego, z kim się współpracuje, zawsze można się bardzo dużo nauczyć. W przypadku trenera Kibu miałem okazję obserwować, jak zarządza procesami w klubie, jak buduje trening, jaką ma osobowość i w jaki sposób rozmawia z zawodnikami, zarządem czy mediami.
Jako asystent byłem swego rodzaju obserwatorem pracy pierwszego trenera – oczywiście pomagając mu w codziennych obowiązkach. To pozwalało mi porównywać jego sposób działania z własnymi przekonaniami i poglądami. Dzięki temu mogłem ocenić, które decyzje czy zachowania są trafne, a które mniej, i uczyć się zarówno na dobrych przykładach, jak i na błędach innych.
Nie chodzi więc konkretnie o to, jaki był trener Kibu, ale o samą możliwość nauki poprzez współpracę. Każde takie doświadczenie daje ogromną wartość i pozwala się rozwijać.
Filip Tomana (iGol.pl): Uważa pan, że trenerzy powinni też bardziej rozumieć aspekty organizacyjne i zarządcze w klubie?
Tomasz Tchórz: Zdecydowanie tak. Piłka nożna zmierza właśnie w tym kierunku. Nawet patrząc na polskie realia, widać, że sztaby szkoleniowe są coraz większe. Dziś nie ma już sytuacji, że trener ma tylko jednego asystenta – w większości klubów pracuje dwóch lub trzech. Proces treningowy, jego planowanie i realizacja to coraz częściej praca zespołowa.
Rola trenera głównego coraz bardziej przypomina funkcję menedżera, który koordynuje różne obszary działania drużyny. Nie odpowiada już wyłącznie za trening, ale także za organizację,
komunikację, atmosferę, współpracę między działami czy budowanie kultury pracy. To naturalna ewolucja zawodu trenera.
Filip Tomana (iGol.pl): Jak wygląda taki sztab w Indiach? Czy różni się jakoś od europejskiego?
Tomasz Tchórz: Zasadniczo jest dość podobny. Może różnić się nieco jakością pracy, bo – jak wspominałem – na niektórych stanowiskach muszą być zatrudnieni lokalni specjaliści, a ich poziom bywa czasem niższy. Jeśli chodzi o liczebność, to struktura jest bardzo zbliżona do europejskich standardów. W sztabach są trenerzy, fizjoterapeuci, lekarze, analitycy, kierownicy drużyn – pod tym względem nie ma dużych różnic. Powiedziałbym jedynie, że płynność pracy i poziom wiedzy bywają miejscami niższe, co wynika głównie z różnic w doświadczeniu i systemie szkolenia.
Filip Tomana (iGol.pl): W Indiach istnieje coś takiego jak przepis o młodzieżowcu?
Tomasz Tchórz: Nie, w Indiach nie funkcjonuje żaden przepis o młodzieżowcu. Są natomiast reguły dotyczące zawodników zagranicznych. Każdy zespół może mieć maksymalnie sześciu obcokrajowców w kadrze, z czego czterech może przebywać jednocześnie na boisku. To dotyczy rozgrywek ligowych, bo w pucharach zasady są nieco inne.
Kiedyś istniał bardzo ciekawy projekt – w rozgrywkach I-League, które obecnie stanowią drugą klasę rozgrywkową, występowała drużyna U-21 reprezentacji Indii. Grała jako klub ligowy i miała zagwarantowane utrzymanie, bez możliwości spadku. Uważam, że był to świetny pomysł. Choć wyniki nie były imponujące, młodzi zawodnicy mieli okazję rywalizować z bardziej doświadczonymi piłkarzami. Wielu z tamtego zespołu dziś występuje
w czołowych klubach. Niestety, ten projekt został zlikwidowany. Poza tym w Indiach nie ma żadnych limitów dotyczących gry młodzieży.
Filip Tomana (iGol.pl): Jak wyglądają te zasady w pucharze?
Tomasz Tchórz: W pucharach sytuacja zmienia się z edycji na edycję, bo przepisy są regularnie modyfikowane. W Indian Super League również często dochodziło do zmian – na przykład wcześniej można było mieć sześciu obcokrajowców, z czego jeden musiał pochodzić z Azji. Obecnie ten zapis już nie obowiązuje.
Wcześniej na boisku mogło przebywać pięciu zawodników zagranicznych, teraz tylko czterech. Natomiast w ostatniej edycji pucharu dopuszczono aż sześciu obcokrajowców na boisku. To wszystko zmienia się praktycznie co roku – w jednym sezonie obowiązują inne
zasady niż w kolejnym. W najnowszej edycji, w której uczestniczyłem, można było wystawić sześciu zawodników z zagranicy. My mieliśmy ich jedynie dwóch.
Filip Tomana (iGol.pl): Skąd biorą się te coroczne zmiany przepisów?
Tomasz Tchórz: Moim zdaniem wynika to głównie z braku dobrej organizacji rozgrywek. W Indiach funkcjonują dwa główne puchary – Durand Cup, który można uznać za odpowiednik krajowego Pucharu Indii, oraz Super Puchar, rozgrywany w formacie grupowym.
Najczęściej te rozgrywki poprzedzają ligę, która, moim zdaniem, wciąż nie jest dobrze zorganizowana – szczególnie jeśli chodzi o terminarz. Często nie ma jasności, kiedy liga się rozpocznie, jaki będzie harmonogram meczów i jak zostanie rozłożony sezon.
Bardzo często te puchary pełnią funkcję okresu przygotowawczego dla klubów. W zależności od sytuacji w danym sezonie i ogólnego stanu piłki w Indiach, przepisy są później dostosowywane tak, aby ułatwić klubom funkcjonowanie. Na przykład część drużyn zaczyna przygotowania wcześniej, inne później – często z powodu różnych problemów organizacyjnych. Wtedy zasady są modyfikowane po to, by wszystkie zespoły mogły rywalizować w miarę równych warunkach. Tak ja to postrzegam, choć nie jest to wiedza oficjalna – raczej moje obserwacje wynikające z doświadczenia.
Filip Tomana (iGol.pl): Czyli są duże rozbieżności w terminarzu?
Tomasz Tchórz: Tak, zdecydowanie. W Indiach występuje problem wynikający z tego, że za piłkę nożną odpowiada z jednej strony federacja, a z drugiej – główny sponsor rozgrywek, który odgrywa bardzo istotną rolę. Dotychczas współpraca między tymi podmiotami opierała się na wieloletniej umowie, która właśnie w tym roku wygasa – dokładnie 8 grudnia.
Całe obecne zamieszanie w indyjskiej piłce wiąże się z koniecznością podpisania nowej, długoterminowej umowy. To trochę tak, jakby w Polsce kończyła się umowa między Ekstraklasą a Canal+. Negocjacje prowadzone są na poziomie polityczno-finansowym i sportowym, a wynikające z nich opóźnienia i niepewność przekładają się później na problemy organizacyjne – między innymi z terminarzem rozgrywek.
Filip Tomana (iGol.pl): Polityka ma duży wpływ na futbol w Indiach?
Tomasz Tchórz: Trudno jednoznacznie określić, jak duży, ale z pewnością jest znaczący. Indie to ogromny kraj podzielony na stany, a w poszczególnych stanach rządzą różne partie polityczne. Jednocześnie władza centralna znajduje się w parlamencie, gdzie również dominuje określona partia. To wszystko jest ze sobą w pewien sposób powiązane i dość złożone. Polityka w Indiach odgrywa bardzo ważną rolę – to duży kraj, potężna gospodarka, z którą liczy się wiele państw świata. Nic więc dziwnego, że ma realny wpływ na wiele dziedzin życia, w tym na sport. Federacja, sponsorzy czy podmioty finansujące kluby i rozgrywki są często pośrednio lub bezpośrednio powiązane z polityką. W efekcie wpływ polityki na futbol jest w Indiach zauważalny i nierzadko kluczowy dla decyzji organizacyjnych.
Filip Tomana (iGol.pl): Jeśli chodzi o samą ligę – przez długi czas miała ona format franczyzowy. Czy to miało realny wpływ na spowolnienie naturalnego rozwoju piłki w Indiach?
Tomasz Tchórz: Trudno jednoznacznie ocenić, czy było w tym więcej zalet, czy wad. Z mojej perspektywy, jako osoby obserwującej to od środka, powstanie komercyjnej ligi przebiegało w kilku etapach.
Pierwszym etapem była promocja piłki nożnej i wzbudzenie zainteresowania tym sportem. Chodziło o to, by przyciągnąć masową publiczność i sprawić, żeby ludzie w ogóle zaczęli
śledzić futbol. W tamtym okresie liga była mocno komercyjna – duże środki finansowe pozwalały sprowadzać do Indii znane nazwiska. Pod względem czysto piłkarskim nie przynosiło to jednak dużych korzyści, ponieważ ci zawodnicy zazwyczaj przyjeżdżali na
krótkie, trzymiesięczne rozgrywki, będąc już u schyłku kariery. Mimo to spełniło to swoją rolę promocyjną – dzięki temu wiele osób w Indiach po raz pierwszy zainteresowało się piłką nożną. Trzeba pamiętać, że w tym kraju dominującymi dyscyplinami są krykiet i hokej na
trawie.
Drugim etapem było stopniowe wydłużanie sezonu i przesuwanie akcentu z komercji w stronę rozwoju sportowego. Nadal przyjeżdżali zawodnicy z zagranicy, ale już nie tak znani, za to bardziej zaangażowani w codzienną pracę. W tym okresie większy nacisk zaczęto kłaść na rozwój piłki młodzieżowej – powstały rozgrywki na poziomie krajowym do lat 21 i 23, ligi stanowe oraz liczne inicjatywy dla dzieci.
Obecnie, w trzecim etapie, nacisk przesunięto jeszcze niżej – na grassroots, czyli rozgrywki dziecięce, programy szkoleniowe dla najmłodszych i budowę systemów, które tworzą bazę scoutingową dla przyszłego futbolu profesjonalnego. Można więc powiedzieć, że cała struktura piłki w Indiach przeszła ewolucję. Pierwszy etap – mocno komercyjny – miał swoje zalety, bo przyciągnął uwagę kibiców, ale jednocześnie spowalniał sportowy rozwój. Teraz kierunek jest odwrotny: więcej pracy u podstaw, mniej komercji i większe inwestycje w rozwój zawodników oraz struktur organizacyjnych.
Filip Tomana (iGol.pl): Czy te rozgrywki miały wpływ na obniżenie poziomu reprezentacji, która w dużej mierze opiera się na zawodnikach z rodzimej ligi?
Tomasz Tchórz: Tak, miały wpływ. W Indiach istnieje istotny problem – brak możliwości posiadania podwójnego obywatelstwa. To poważne ograniczenie, bo w wielu innych krajach, nawet w sąsiednich, wygląda to inaczej.
Na przykład w Bangladeszu występuje zawodnik, który ma za sobą grę w Premier League. Wychował się piłkarsko w Anglii, ale może reprezentować Bangladesz. Takie przypadki są
powszechne w Azji czy Afryce, w krajach o podobnym poziomie piłkarskim do Indii.
W Indiach natomiast nie ma takiej możliwości. Istnieje coś, co nazywa się kartą OCI (Overseas Citizen of India), czyli statusem rezydenta, ale nie uprawnia on do gry w barwach narodowych. W rezultacie, jeśli w klubach większość kluczowych pozycji – jak środek obrony czy napastnik – obsadzają zawodnicy z zagranicy, to lokalni piłkarze nie mają gdzie
zdobywać doświadczenia. Siłą rzeczy cierpi na tym cała liga, a w konsekwencji również reprezentacja narodowa.
Filip Tomana (iGol.pl): W pana opinii brak spadków i awansów to duży problem tej ligi?
Tomasz Tchórz: To zależy od perspektywy. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to błąd, czy zaleta. Z punktu widzenia komercyjnego i finansowego system bez spadków i awansów jest po prostu korzystniejszy dla sponsorów. Klub, który chce dołączyć do ligi, musi wnieść wysoką opłatę wpisową.
Gdyby istniała możliwość awansu sportowego, zespół mógłby dostać się do rozgrywek bez takiej opłaty, co automatycznie oznaczałoby mniejsze przychody dla organizatorów. A mniejszy budżet ligi to niższe wpływy dla wszystkich uczestników. Z drugiej strony, patrząc sportowo, brak spadków powoduje, że część zawodników ma pewien komfort psychiczny. Wiedzą, że nawet jeśli drużyna zajmie ostatnie miejsce, nic się nie stanie. Zarabiają duże pieniądze, więc nie zawsze mają motywację, by dawać z siebie maksimum. Liga w obecnym kształcie jest mocno zamknięta. Transfery wychodzące praktycznie nie istnieją, a zawodników z zagranicy najczęściej sprowadza się bez opłat. Jeśli już pojawiają się transfery gotówkowe, to głównie między klubami z Indii.
Dochodzi też kwestia zarobków. Wielu lokalnych zawodników zarabia – jak na realia regionu – bardzo dobrze, dlatego niechętnie wyjeżdżają za granicę, gdzie zarobiliby mniej i musieliby walczyć o miejsce w składzie. Dla wielu z nich taka decyzja byłaby trudna z punktu widzenia
stabilności finansowej i życia rodzinnego. Nie można też zapominać, że nie wszystkie kluby w Indiach są zabezpieczone finansowo. Mogłoby się zdarzyć, że drużyna awansuje, ale nie będzie w stanie utrzymać poziomu
organizacyjnego i finansowego. Wtedy cierpiałaby na tym cała liga.
Podsumowując: z finansowego punktu widzenia obecny system jest bezpieczniejszy, ale sportowo liga zyskałaby na wprowadzeniu awansów i spadków. Nie ma tu jednej słusznej drogi. W Europie są ligi, gdzie system awansów działa świetnie, ale z drugiej strony – w MLS również nie ma spadków, a rozgrywki funkcjonują bardzo dobrze. Wszystko zależy od priorytetów i przyjętej filozofii.
Filip Tomana (iGol.pl): Czy widać duże różnice między współpracą z zawodnikami z zagranicy a tymi lokalnymi?
Tomasz Tchórz: Tak, zdecydowanie. Lokalni zawodnicy często patrzą na obcokrajowców jak na wzór. Dlatego podczas skautingu trzeba zwracać uwagę nie tylko na umiejętności piłkarskie, ale także na wychowanie, kulturę osobistą i podejście do pracy. Nie może być tak, że zawodnik z zagranicy, który ma być przykładem, okazuje się mniej profesjonalny niż piłkarz miejscowy. Indyjscy zawodnicy naprawdę chcą się uczyć i rozwijać. Obserwują obcokrajowców, patrzą na ich zachowanie, podejście do treningu, diety czy życia codziennego. Zazwyczaj między nimi tworzy się dobra relacja i nić porozumienia. Trzeba jedynie dopilnować, by sprowadzani piłkarze rzeczywiście wnosili coś do zespołu – byli wartością dodaną, a nie tylko wypełnieniem kadry.
Filip Tomana (iGol.pl): A różnice mentalne między nimi też są zauważalne?
Tomasz Tchórz: Tak, i to wyraźnie. Młodzi zawodnicy w Indiach są bardzo ambitni i głodni sukcesu, ale istnieje też spora grupa piłkarzy, których określiłbym jako „zepsutych” przez
system. Trafili do najwyższej ligi, zaczęli dobrze zarabiać i w pewnym momencie przestali się rozwijać. Specyfika ligi – brak spadków, wysoki komfort finansowy i pewne problemy organizacyjne – powoduje, że część zawodników pozostaje w strefie komfortu. Dlatego w lidze można zauważyć dwie grupy: z jednej strony młodych, ambitnych zawodników wychowanych w akademiach, którzy chcą się rozwijać, a z drugiej – doświadczonych piłkarzy, którym wystarcza utrzymanie obecnego statusu.
Filip Tomana (iGol.pl): A jakie to są kwoty?
Tomasz Tchórz: Bardzo zróżnicowane. Wysokość zarobków zależy od klubu, renomy zawodnika, momentu podpisania umowy czy okoliczności transferu. Było kilka wydarzeń, które znacząco wpłynęły na wzrost wynagrodzeń i stworzyły swego rodzaju „bańkę finansową”. Jednym z nich były Mistrzostwa Świata U-17 organizowane w Indiach. W Azji panuje podejście mocno „olimpijskie” – kadry przygotowują się do takich turniejów nawet dwa-trzy lata. Wtedy zebrano grupę młodych piłkarzy, których intensywnie szkolono, a po zakończeniu turnieju wielu z nich trafiło do klubów ligowych. Ich nazwiska były rozchwytywane, co przełożyło się na bardzo wysokie kontrakty.
Duży wpływ mają też lokalne agencje menedżerskie. Często mają one zawodników w kilku klubach jednocześnie i potrafią „przerzucać” piłkarzy między nimi, sztucznie podbijając ich wartość. Agencje potrafią promować swoich graczy, przekonując kluby, że warto im płacić więcej, niż wskazuje rynek. W efekcie zdarzają się ogromne różnice. Są zawodnicy, którzy zarabiają nawet 100–200 tysięcy złotych miesięcznie, ale są też reprezentanci kraju, którzy otrzymują około 5000 zł. Wszystko zależy od klubu, pozycji, momentu transferu i aktualnych realiów. System jest pod tym względem mocno niezorganizowany i nie ma w nim spójności.
Filip Tomana (iGol.pl): A to nie zorganizowanie, o którym pan mówi, jest widoczne w szerszych strukturach życia, czy głównie w sporcie i tego typu dziedzinach?
Tomasz Tchórz: Wcale nie wszędzie. Są obszary, w których poziom organizacji jest bardzo wysoki. Przykładowo – wojsko, firmy technologiczne, czy przedsiębiorstwa produkujące sprzęt i odzież dla zagranicznych marek działają w Indiach niezwykle sprawnie. W Kerali
prywatne szpitale oferują wysoki poziom opieki medycznej i funkcjonują na naprawdę europejskim poziomie. Nie można więc powiedzieć, że cały kraj jest niezorganizowany. Natomiast w dziedzinach, które dopiero się rozwijają – jak piłka nożna – wygląda to inaczej. Futbol w Indiach sam w sobie nie jest nowym sportem, bo istnieją kluby sięgające XIX wieku. Historia jest długa, ale dotycząca pojedynczych organizacji, a nie całego systemu. Brakuje ugruntowanej kultury piłkarskiej i myślenia w perspektywie długofalowej. Wiele rzeczy robi się tam z dnia na dzień, na ostatnią chwilę. Nie ma zrozumienia, że proces powinien trwać nieprzerwanie – także wtedy, gdy nie ma rozgrywek czy turniejów. Brak tej ciągłości powoduje później chaos i problemy z organizacją całego systemu.
Filip Tomana (iGol.pl): Dobrze, przejdźmy teraz do pana wizji klubu. Jest pan obecnie pierwszym trenerem, klub zmienił nazwę i buduje się właściwie od nowa. Czuje się pan jego wizytówką?
Tomasz Tchórz: Klub, w którym pracuję, ma ciekawą historię. Właściciel zdecydował się zainwestować w piłkę nożną – wykupił Hyderabad FC i przeniósł go do Delhi, bo stamtąd
pochodzi i tam prowadzi swoją firmę. Jego celem jest przywrócenie piłki nożnej w stolicy Indii. Klub przeszedł pełen rebranding i funkcjonuje obecnie jako zupełnie nowy projekt. Jednocześnie istnieją pewne zobowiązania z przeszłości – zarówno finansowe, jak i kontraktowe. Część zawodników wciąż ma ważne umowy z poprzedniego klubu.
Ta przeszłość w pewnym sensie wpływa na teraźniejszość – ma swoje plusy i minusy. Minusem jest to, że w obecnej sytuacji niepewności w indyjskiej piłce, związanej z negocjacjami między federacją a głównym sponsorem, kluby wstrzymują decyzje organizacyjne. Nie wiadomo dokładnie, kiedy ruszy liga, więc drużyny nie mogą rozpocząć pełnych przygotowań ani rejestrować nowych zawodników. Dla stabilnych klubów to jeszcze do opanowania, ale dla nowego projektu, jak nasz, to spore utrudnienie. Proces budowy zespołu jest wstrzymany, a mimo to staramy się działać i rozwijać. Nasz klub stawia sobie za cel rozwój zawodników, specjalistów i całego środowiska piłkarskiego w Indiach. To projekt nastawiony bardziej na rozwój społeczności i jednostek niż na szybkie, efektowne wyniki.
Moja kandydatura była rozważana właśnie dlatego, że mam duże doświadczenie w pracy z młodzieżą. W Kerali prowadziłem drugi zespół i w ciągu pięciu lat wprowadziłem do zawodowego futbolu siedemnastu zawodników. Dlatego w pewnym sensie można powiedzieć, że jestem wizytówką tego klubu. Cała jego kultura i tożsamość mają opierać się na wartościach, które są mi bliskie – rozwoju, edukacji piłkarskiej i odpowiedzialnej pracy z młodymi zawodnikami.
Filip Tomana (iGol.pl): Wspominał pan, że dziesięciu z nich zadebiutowało w Indian Super League.
Tomasz Tchórz: Tak, choć szczerze mówiąc, nie liczyłem tego dokładnie tylko pod kątem Superligi. Wliczam w to także zawodników, którzy dzięki piłce zaczęli zarabiać – również tych, którzy trafili do mniejszych klubów stanowych, gdzie mogą się rozwijać i utrzymywać z gry.
Filip Tomana (iGol.pl): Co jest kluczem, by zawodnik osiągnął poziom seniorskiej piłki? Przejście z futbolu juniorskiego do seniorskiego to przecież duży krok.
Tomasz Tchórz: Tak, to prawda. W Indiach młodzi zawodnicy często mają lepsze umiejętności techniczne niż starsi piłkarze. Dlatego ich wprowadzenie do seniorskiej piłki bywa łatwiejsze – bronią się po prostu jakością gry. Natomiast największym problemem jest coś innego – nadmierne poszanowanie hierarchii.
Wynika to z kultury. W Indiach starsi, bardziej doświadczeni zawodnicy, zwłaszcza ci z nazwiskiem, są traktowani z dużym, czasem przesadnym szacunkiem. Młodym piłkarzom
trudno się w tym odnaleźć. Często mają problem z uwierzeniem, że mogą konkurować z tymi bardziej utytułowanymi. Nie wynika to ze strachu, tylko raczej z wewnętrznego przekonania, że „nie wypada” być lepszym od starszego. To powoduje, że głównym wyzwaniem przy przejściu do seniorskiej piłki jest sfera mentalna, nie techniczna. Trzeba im pomóc zbudować wiarę w siebie i zrozumienie, że szacunek do starszych nie może oznaczać rezygnacji z własnych ambicji. Czasem ten szacunek przeradza się w przesadny konserwatyzm, który hamuje rozwój.
Filip Tomana (iGol.pl): Czyli nie chodzi o strach, tylko o pewien rodzaj respektu, który utrudnia im rywalizację?
Tomasz Tchórz: Dokładnie. To nie jest strach przed starszymi zawodnikami ani obawa, że coś się stanie. To raczej brak pewności siebie – takie wewnętrzne poczucie, że „nie wypada” być lepszym od kogoś z większym statusem. To w pewnym sensie kulturowy schemat.
Szacunek jest oczywiście ważny i potrzebny, ale czasami przybiera przesadną formę, która ogranicza rozwój młodych piłkarzy.
Filip Tomana (iGol.pl): A to, że ci młodsi zawodnicy są lepsi piłkarsko od starszych, z czego wynika?
Tomasz Tchórz: Przede wszystkim z czasu, w jakim dorastają, i z postępu w edukacji piłkarskiej. Indie się rozwijają – również w sferze sportu. Powstaje coraz więcej akademii i inicjatyw szkoleniowych. Grassroots, o których wspominałem wcześniej, są coraz lepiej zorganizowane. Młodzi zawodnicy mają dziś znacznie lepsze warunki do nauki futbolu niż poprzednie pokolenia. W akademiach i zespołach młodzieżowych pracuje coraz więcej zagranicznych trenerów – nie tylko na poziomie pierwszych drużyn, ale również w strukturach szkolenia. Sam przez kilka lat pracowałem w rezerwach i z młodzieżą, więc widzę, jak bardzo wzrósł poziom edukacji piłkarskiej od najmłodszych lat. To właśnie dlatego młodzi piłkarze są dziś lepiej przygotowani technicznie i taktycznie do gry na wyższym poziomie.
Filip Tomana (iGol.pl): Czy nie czuje się pan trochę prekursorem piłki w Indiach?
Tomasz Tchórz: Szczerze mówiąc, myślę, że mój wkład w jej rozwój jest naprawdę duży. Natomiast w Indiach, jak już wspominałem, wciąż dominuje myślenie na zasadzie „tu i teraz”. Najbardziej ceni się tych, którzy wygrywają – ludzi sukcesu, którzy potrafią dominować. W tym sensie, owszem, zdobyłem pewien szacunek, szczególnie wśród społeczności piłkarskiej w Kerali, ale mam świadomość, że moja praca nie jest jeszcze w pełni doceniana. Myślę, że dopiero za kilka lat widać będzie jej realny wpływ na rozwój piłki w Indiach.
Filip Tomana (iGol.pl): Widać dziś różnicę w obyciu młodych ludzi wchodzących do indyjskiej piłki?
Tomasz Tchórz: Tak, choć wciąż wielu utalentowanych zawodników pochodzi z regionów, w których poziom edukacji czy wychowania nie jest wysoki. Talent można znaleźć wszędzie, ale nie każdy przeszedł kilkuletnią drogę akademii. Zdarza się, że chłopak z mniejszego miasta nagle trafia do pierwszej drużyny i zderza się z zupełnie nowym światem.
Natomiast zawodnicy w wieku 18–22 lat, którzy przeszli już pełny proces szkolenia – grali w rezerwach, występowali w młodzieżowych reprezentacjach czy w międzynarodowych turniejach – są zupełnie inni. Mają większą świadomość, pewność siebie i nie są już onieśmieleni tym, jak wygląda profesjonalny futbol.
Filip Tomana (iGol.pl): Stara się pan wprowadzać tych młodych zawodników do swojego modelu periodyzacji taktycznej?
Tomasz Tchórz: Tak. Mój proces treningowy jest w pełni oparty na zasadach periodyzacji taktycznej, więc każdy zawodnik, który ze mną trenuje, funkcjonuje w tych ramach. Ale to nie znaczy, że moim głównym celem jest samo „wprowadzanie młodzieży”. Uważam, że młody zawodnik, zanim zacznie regularnie grać, musi być gotowy – nie tylko piłkarsko, ale i mentalnie. Początki bywają trudne. Czasami piłkarz technicznie przewyższa innych, ale w meczu nie potrafi się odnaleźć. To prowadzi do frustracji, napięć, a czasem do zwątpienia.
Dlatego proces prowadzenia zawodnika to nie tylko trening w sensie techniczno-taktycznym, ale także praca nad jego rozwojem osobistym. Często to bardziej przewodnictwo niż nauczanie – pomoc w dojrzewaniu, w zrozumieniu, jak funkcjonuje futbol profesjonalny. Uważam, że to równie ważne jak sama metodologia treningowa.
Filip Tomana (iGol.pl): Czy zawodnicy są otwarci na takie podejście do treningu?
Tomasz Tchórz: Różnie. Ogólnie powiedziałbym, że tak, ale nie zawsze ten proces przebiega łagodnie. Czasem pojawia się opór, zamknięcie, postawa obronna. Wtedy zarządzanie zespołem polega na pracy w pewnym napięciu, na radzeniu sobie ze zgrzytami i konfliktami. Ja jednak mam jasno określone cele i strategię. Mam też doświadczenie, które pozwala mi
być konsekwentnym. Jestem stanowczy i potrafię trzymać się planu mimo przeciwności. To trochę jak prowadzenie łodzi w sztormie – trzeba przetrwać trudniejszy moment, a potem sytuacja się stabilizuje. Myślę, że właśnie dzięki takiemu podejściu udaje mi się rozwijać
zawodników.
Filip Tomana (iGol.pl): Uważa pan, że periodyzacja taktyczna sprawdza się na każdym poziomie rozgrywek? Wiadomo, że różni się to w zależności od wieku i doświadczenia.
Tomasz Tchórz: Sama w sobie periodyzacja taktyczna nie dotyczy poziomu rozgrywek czy wieku zawodników. To metodologia treningu piłkarskiego – zbiór zasad, które określają, jak powinien wyglądać cały proces szkoleniowy. Jeśli się za nią podąża, to ona warunkuje sposób, w jaki planuje się, organizuje i realizuje trening. To uniwersalne podejście, które można stosować zarówno w piłce młodzieżowej, jak i profesjonalnej – oczywiście z odpowiednimi modyfikacjami.
Filip Tomana (iGol.pl): Wspominał pan kiedyś, bodajże w rozmowie z Weszło, o dwóch trenerach, którzy wywarli na pana największy wpływ. Czy czerpie pan z ich metod w codziennej pracy?
Tomasz Tchórz: Tak. Staram się podążać za bazą, którą jest dla mnie periodyzacja taktyczna. Kiedy rozwijałem się jako trener, to była metodologia, której się uczyłem i która naturalnie mi odpowiadała. Intuicyjnie czułem, że jest słuszna. Z czasem jednak, im więcej poznaje się różnych środowisk, trenerów i kultur, tym częściej trzeba się dostosować do sytuacji. Piłka nożna to sport wynikowy – czasem trzeba skupić się bardziej na przetrwaniu niż na długofalowym rozwoju. Wszystkie te doświadczenia wpływają na to, jak kształtuje się mój proces treningowy. Cały czas ewolouję, modyfikuję metody, ale główne zasady pozostają niezmienne. Trzon mojego podejścia się nie zmienia – zmieniają się jedynie narzędzia, które stosuję w codziennej pracy.
Filip Tomana (iGol.pl): A propos gry na wynik – czy jest pan zwolennikiem tego, by w młodszych kategoriach wiekowych wyłączyć wynik i bardziej skupić się na samej grze w piłkę?
Tomasz Tchórz: To zależy od wieku zawodnika. Struktura jednostki treningowej, częstotliwość zajęć czy zastosowane formy mogą się różnić w zależności od kategorii wiekowej. Natomiast gdy przychodzi czas meczu – bez względu na to, czy grają dzieci,
młodzież czy seniorzy, czy mecz jest 11-, 7- czy 3-osobowy – sam mecz rządzi się swoimi prawami. Celem gry jest skuteczność, czyli wygranie rywalizacji.
Nie uważam, że mecz lub trening meczowy powinien służyć wyłącznie popełnianiu błędów decyzyjnych „dla nauki”. Nie twierdzę też, że wynik jest najważniejszy, ale uważam, że jest
on efektem właściwego procesu: dobrych decyzji, wyboru odpowiednich środków i ich skutecznego zastosowania. Dopiero wtedy zawodnik odnosi sukces. Nie zgadzam się z podejściem, że dziecko powinno dryblować w każdej sytuacji – nawet wtedy, gdy znajduje się w zamkniętej przestrzeni i jest otoczone kilkoma rywalami. Z punktu
widzenia decyzyjności i oceny sytuacji to błąd. W tym aspekcie w pełni zgadzam się z podejściem trenera Marka Śledzia, dyrektora Akademii Legii Warszawa – mamy bardzo podobne spojrzenie na szkolenie młodzieży.
Filip Tomana (iGol.pl): Bo przecież sama gra na wynik też kształtuje zawodnika – uczy go odpowiedzialności i pokazuje, ile jeszcze mu brakuje.
Tomasz Tchórz: Dokładnie tak. Wynik sam w sobie nie daje pełnego obrazu. Można wygrać 1:0 po samobójczej bramce czy przypadkowej sytuacji po rzucie rożnym, ale taki rezultat
niewiele mówi o jakości gry. Dlatego analizując mecz, trzeba patrzeć nie tylko na liczby, ale także na tzw. performance – czyli wydajność taktyczną zawodnika i drużyny.
Dla mnie kluczowe są dwa elementy:
1. Decyzja intelektualna – czy zawodnik właściwie ocenił sytuację i podjął odpowiednie rozwiązanie.
2. Wykonanie motoryczno-techniczne – czyli czy potrafił skutecznie zrealizować decyzję, wykorzystując umiejętności techniczne i fizyczne.
Weźmy prosty przykład: bramkarz podaje do obrońcy, a przeciwnik stosuje pressing. Co powinien zrobić obrońca – próbować wyjść spod pressingu krótkim podaniem, czy zagrać długą piłkę? Wielu uważa, że gra długą piłką to przejaw „słabej kultury gry”, ale trzeba odróżnić wybijanie piłki ze strachu od świadomego zagrania dłuższego podania w odpowiednim momencie, gdy widzimy przestrzeń za linią obrony. To ogromna różnica. Dla mnie kluczowe jest, czy decyzja zawodnika wynika ze strachu i chęci uniknięcia problemu, czy jest świadomym wyborem. Chodzi o to, by zawodnik rozumiał przestrzeń, potrafił ją wykorzystać i świadomie podejmował decyzje – a nie reagował automatycznie.
Filip Tomana (iGol.pl): Ja osobiście uważam, że wynik mimo wszystko jest ważniejszy niż styl gry. Choć jeśli da się połączyć jedno z drugim, to dlaczego tego nie robić? Tak jak pan
wspomniał – wybicie piłki nie zawsze oznacza brak umiejętności, czasem po prostu sytuacja wymaga takiego rozwiązania.
Tomasz Tchórz: Dokładnie tak. Kluczowe jest analizowanie decyzji zawodników – zwłaszcza dzieci i młodzieży – zarówno pod kątem słuszności wyboru, jak i skuteczności jego wykonania. Jeśli te dwa elementy stoją na wysokim poziomie, wynik przyjdzie naturalnie. Jeśli nie, nawet przy dużym wysiłku trudno będzie o sukces.
W polskiej piłce młodzieżowej rzeczywiście istnieje pewien spór między środowiskiem dziennikarskim a trenerami. Szkoleniowcy bywają oskarżani o nadmierne „granie na wynik”, ale moim zdaniem to uproszczenie. Wynik jest przecież odzwierciedleniem tego, na jakim
poziomie znajduje się drużyna – jak zawodnicy rozumieją grę, jak podejmują decyzje i jak skutecznie je realizują.
Oczywiście, zdarza się, że wynik bywa przypadkowy – jak po samobójczej bramce – ale w większości sytuacji jest efektem prawidłowych decyzji i odpowiedniego użycia narzędzi
techniczno-motorycznych. Dlatego nie możemy uczyć młodych piłkarzy, że mają zawsze dryblować przeciwników albo podejmować ryzykowne decyzje tylko po to, żeby ćwiczyć technikę indywidualną. Nawet w piłce siedmioosobowej potrzebna jest struktura i świadomość taktyczna. Rozwój techniki nie może oznaczać chaosu.
Najważniejsze, żeby zawodnik podejmował świadome, trafne decyzje i potrafił je skutecznie wykonać w kontekście gry.
Filip Tomana (iGol.pl): A widzi pan dziś większą świadomość w kształceniu młodych zawodników w Polsce?
Tomasz Tchórz: Tak, bardzo dużą. Uważam, że Polska jest obecnie na jednym z najwyższych poziomów w Europie, jeśli chodzi o przygotowanie trenerów, ich wiedzę, zaangażowanie i
determinację. Mamy też wielu trenerów, którzy traktują ten zawód niezwykle poważnie. Mam porównanie, bo pracowałem nie tylko w Indiach i Azji, ale też w Europie.
Uczestniczyłem w kursach trenerskich na Litwie, w grupie z przedstawicielami wielu różnych krajów, i mogę śmiało powiedzieć, że Polacy wyróżniają się na tle innych. Problemem jest natomiast to, że w Polsce środowisko piłkarskie często samo podcina sobie skrzydła. Zamiast doceniać i promować własnych trenerów, zbyt łatwo ich krytykujemy. A szkoda, bo poziom wiedzy i przygotowania merytorycznego mamy naprawdę bardzo wysoki.
Filip Tomana (iGol.pl): Jak by pan opisał nową falę polskich trenerów? To przecież bardzo dobrzy fachowcy – choćby Adrian Siemieniec w Jagiellonii wykonuje świetną pracę, zarówno w lidze, jak i w europejskich pucharach.
Tomasz Tchórz: Piłka nożna w Polsce bardzo się zmieniła. Widać to nie tylko po wynikach – Jagiellonia, Legia w poprzednim sezonie, coraz lepsze występy w europejskich pucharach,
wzrost w rankingu UEFA – ale przede wszystkim po sposobie, w jaki drużyny dziś grają. Organizacja zespołów w trakcie meczu jest na znacznie wyższym poziomie niż jeszcze kilka lat temu.
Zmieniał się też sposób przygotowań. Proszę zwrócić uwagę, że dziś niektóre drużyny w trakcie rozgrzewki ćwiczą np. obronę przy rzutach rożnych. To pokazuje, jak bardzo zmieniła się świadomość treningowa i jak drobiazgowo podchodzimy do detali. Jeśli chodzi o etos pracy, polscy trenerzy naprawdę nie odstają od czołowych lig europejskich. Mamy kompetencje, wiedzę i ogromne zaangażowanie.
Ale sam proces treningowy to nie wszystko. Na poziom futbolu wpływają też finanse, infrastruktura, jakość zawodników czy zaplecze organizacyjne. Ogromną rolę odgrywa też język, którym się o piłce mówi – retoryka, słownictwo, sposób narracji. I to, moim zdaniem, w Polsce jest jednym z kluczowych problemów.
Filip Tomana (iGol.pl): Czyli uważa pan, że to właśnie media są największym problemem polskiej piłki?
Tomasz Tchórz: Tak, uważam, że to jeden z głównych problemów. Nie mówię, że wszyscy dziennikarze, ale większość mediów w Polsce nie potrafi rozmawiać o piłce w sposób merytoryczny. Dominuje populizm, szukanie sensacji, narracja pod kliknięcia, a nie analiza. Jest tylko kilku dziennikarzy, którzy naprawdę potrafią rozmawiać o futbolu – o procesach, o
taktyce, o szczegółach.
Dla porównania, w Hiszpanii nawet komentatorzy w trakcie transmisji opisują grę w sposób analityczny. Nawet przy prostych zagraniach potrafią tłumaczyć, dlaczego dany ruch czy
decyzja ma sens w kontekście całej struktury gry. Pamiętam dyskusję na Twitterze, gdzie spierano się, czy „zwykły kibic”, który włącza mecz o
19:00, powinien słyszeć taką analizę. Moim zdaniem tak – bo tu nie chodzi o samo słownictwo, tylko o budowanie ciekawości i immersji. Dzięki temu Hiszpanie potrafią rozmawiać o piłce na wysokim poziomie, bo media ich tego nauczyły. W Polsce natomiast problemem nie jest ani szkolenie, ani jakość trenerów – ta stoi na bardzo
dobrym poziomie. Problemem jest sposób, w jaki media kształtują sposób rozumienia piłki. To one nadają ton temu, jak widzimy sport i jak o nim myślimy. Jeśli zmieni się poziom rozmowy o futbolu, zmieni się też całe jego postrzeganie.
Filip Tomana (iGol.pl): Zgadzam się z tym, co pan powiedział o mediach i Hiszpanii. Nie ma pan wrażenia, że to również zależy od mentalności i kultury, jakie mamy w Polsce w porównaniu z innymi krajami?
Tomasz Tchórz: Tak, to zdecydowanie kwestia kultury. Niektóre kultury bardziej sprzyjają sportom zespołowym, inne indywidualnym. Kultura, sposób myślenia, podejście do pracy, relacji i współpracy w grupie mają ogromny wpływ na to, w jakich dyscyplinach dana
społeczność osiąga sukcesy.
Nie mówię tego w tonie krytyki, raczej jako obserwację i próbę analizy. Trzeba zrozumieć, dlaczego tak jest, i zastanowić się, jak wprowadzić pozytywne zmiany, które pozwolą nam lepiej wykorzystać potencjał, jaki w Polsce bez wątpienia mamy.
Filip Tomana (iGol.pl): Na koniec – jakie jest pana największe marzenie trenerskie? Czy dotyczy to konkretnej ligi, klubu lub reprezentacji?
Tomasz Tchórz: Chciałbym pracować w Ekstraklasie. Moim celem jest w najbliższych latach dalej rozwijać się jako trener, radzić sobie z wyzwaniami, jakie mam obecnie w Indiach – z
budowaniem klubu od podstaw i wprowadzaniem długofalowego procesu. Chcę zdobyć doświadczenie, które pozwoli polskiemu klubowi spojrzeć na mnie i powiedzieć: „Ten trener jest gotowy, by od razu pracować na najwyższym poziomie.” Zależy mi na tym, by wracając do Polski, być w pełni przygotowanym do pracy w Ekstraklasie – merytorycznie, organizacyjnie i mentalnie.