Od trzeciej ligi czeskiej do europejskich pucharów. Wyboista droga czeskiego giganta


Tomas Petrasek uczy, jak się nie poddawać. Poznajmy jego historię

3 lipca 2021 Od trzeciej ligi czeskiej do europejskich pucharów. Wyboista droga czeskiego giganta
Adam Starszyński / PressFocus

Wydaje się, że piłkarze mają życie jak ze snu. Pieniądze, szybkie auta, luksusowe mieszkania, prestiżowe mecze. Owszem, ale jest też druga strona medalu. To ludzie, którzy mają różne zakręty życiowe, a ich droga nie zawsze jest usłana różami. Przed wejściem na piłkarski szczyt trzeba minąć wiele cierni i przeszkód. Dla jednego tym wierzchołkiem góry jest triumf w Lidze Mistrzów, dla drugiego występ w kadrze kraju, dla innego gra w 1. czy 2. lidze. Tomas Petrasek przeszedł wiele, zanim podniósł trofeum za wygranie krajowego pucharu w Polsce. Lider Rakowa na boisku, jak i poza nim. Człowiek, który wielokrotnie udowadniał, że nic nie jest w stanie go złamać. Mimo że życie nie oszczędza, z każdej konfrontacji z nim "Peti" wychodzi mocniejszy. Jego historia może być natchnieniem i motywacją dla tych, którzy przeżywają gorsze chwile.


Udostępnij na Udostępnij na

W chwili pisania tego tekstu Tomas Petrasek przebywa wraz z Rakowem na obozie w austriackim Kaprun. Pracuje ciężko pod kątem nowego sezonu, a przecież blisko było, aby teraz przygotowywał się do ćwierćfinału Euro z kadrą Czech. Kontuzja trochę pokrzyżowała jego plany, ale coś mi podpowiada, że ten walczak jeszcze nie powiedział ostatniego słowa w reprezentacji… Na bycie w kręgu zainteresowań selekcjonera musiał sam zapracować, a nie przyszło to łatwo. Ale po kolei…

Dwa razy do tej samej rzeki?

Duża część życia Tomasa Petraska to występy na czeskich boiskach. FC Hradec Kralove, Viktoria Żiżkov – grając między innymi w tych zespołach, 29-latek próbował się przebić do większej piłki. W Czechach nie było mu po drodze, aby trafić na piękniejsze stadiony. Słysząc, że nie będzie z niego piłkarza i nie nadaje się do tego sportu, mógł się załamać, zrezygnować. Ale miłość do futbolu zwyciężyła i zdecydował się na krok za północną granicę swojego kraju i Polska stała się jego pierwszą zagraniczną wyprawą. Z tym, że początki na polskiej ziemi nie należały do łatwych dla Petraska. Trafił w 2015 roku do Floty Świnoujście. Cóż… Powiedzieć, że była to kiepska sytuacja, to jak nic nie powiedzieć. Spędził tam zaledwie kilkanaście dni. Nic dziwnego. W Świnoujściu nic w tamtym czasie nie było na miejscu i nie funkcjonowało dobrze. Młody, zagubiony w obcym kraju chłopak, bez dobrej znajomości języka został rzucony na głęboką wodę. Nie utopił się, ale tylko dlatego, że szybko się z niej wydostał.

Wrócił do Czech i dalej tułał się po niższych ligach, słabych drużynach. Tułał, ponieważ – jak się okazało kilka lat później – zasługiwał zdecydowanie na więcej. A to tylko niepochlebnie świadczy o szkoleniu u naszych południowych sąsiadów, jeśli wypuścili z rąk taki diament. Pojawiła się ponowna oferta z Polski. Raków zarzucił sieci na rosłego stopera. Po tym, co przeszedł rok wcześniej, mógł czuć awersję do tego kraju. Skąd wiedzieć, że tym razem trafi dobrze? To, jak Raków profesjonalnie podszedł do jego obserwacji oraz jaki długofalowy plan przedstawił, było pozytywnym sygnałem.

Rafał Rusek / PressFocus

„Peti” zaryzykował. Drugi raz wszedł do tej samej rzeki, drugi raz zdecydował się na przejście do polskiego klubu. Jak widać z perspektywy czasu – tym razem się nie pomylił.

Petrasek? Nie zna słowa „poddać się”

Takie słowa usłyszałam od jednego z fanów Rakowa po jednym z wygranych meczu, w którym „Peti” kolejny raz udowodnił, na co go stać. Strzelił zwycięską bramkę w końcówce meczu i do tego odnosił się kibic, ale można to dopasować do innych sytuacji z życia 29-latka. Trudne chwile w młodości? Nie poddał się. Wszyscy mówili, że nie będzie z niego piłkarza? Nie poddał się. Ciężka kontuzja i zagrożenie amputacją nogi? Nie poddał się. Stracone Euro przez uraz kolana? Nie poddał się.

To ostatnie było na pewno najbardziej bolesne. Wszystko było jak sen. Kolejne awanse z Rakowem, aż do najwyższej klasy rozgrywkowej, gole. Kiedy nadszedł koniec tego pięknego częstochowskiego etapu, czyli Puchar Polski i mecze na wagę medalu w lidze, Petrasek musiał oglądać je z perspektywy trybun. Mimo wszystko Raków poradził sobie z nieobecnością podpory defensywy, jednak bez Petraska to nie ta sama drużyna, tak bardzo w nią wrósł.

Już po kilku miesiącach spędzonych w Częstochowie czuł się coraz lepiej. Nie tylko na boisku, lecz także poza nim, ponieważ aklimatyzacja przebiegła całkiem sprawnie. Dziś już można zaryzykować zdanie, że „Święte Miasto” stało się drugim domem Tomasa i jego narzeczonej. Niedługo po transferze w wywiadzie dla „Media Fon” Petrasek wyglądał na radosnego i usatysfakcjonowanego pobytem w Rakowie.

– Jak mogę pomóc bramką czy asystą, to jest piękne. (…) Jestem zadowolony. Mieszka się nam i żyje spokojnie. Wszystko jest w porządku – stwierdził czeski obrońca.

Jest od samego początku z trenerem Papszunem, który darzy go ogromnym szacunkiem i estymą. Powrót Petraska niemiłosiernie się przedłużał, lecz było wiadome, że zdrowie jest priorytetowe. W chwili, gdy szkoleniowiec nie miał go do dyspozycji, mówił wtedy w rozmowie z Interią, jak brakuje mu obecności rosłego defensora.

– Dzwoniłem nawet dziś do Tomka, żeby go usłyszeć. Tak się stęskniłem! Tomek był i jest dla nas ważną postacią. Dlatego czekamy na jego powrót. Myśleliśmy, że szybciej do nas dołączy, ale co zrobić. (…) – wyznał Papszun.

Spełnienie marzeń i zaszczyt

Tym dla każdego sportowca jest występ w reprezentacji swojego kraju. Dąży do niego przez całe sportowe życie. Kilka lat temu Petrasek myślał o rzuceniu piłki i nie wiedział, czy coś z tego będzie, a teraz jest dwukrotnym reprezentantem drużyny narodowej. Jeszcze piękniejszym zwieńczeniem całej tej historii byłby wyjazd na Euro, od którego Petrasek wcale nie był bardzo oddalony. Gdyby nie kontuzja kolana, która wykluczyła go z gry na kilka dobrych miesięcy, to prawdopodobnie wspieralibyśmy dziś Czechy z nim w składzie. Oczywiście, o pierwszą jedenastkę mogłoby być trudno.

Miejsce „Petiego” to środek obrony. W wyjściowym składzie silne miejsce mają Tomas Kalas i Ondrej Celustka, ale już sam wyjazd na turniej czy siedzenie na ławce rezerwowych byłyby wielką sprawą. Obaj wspomnieni defensorzy są doświadczeni w kadrze, obyci w niej. Kilkadziesiąt rozegranych meczów, kilka zdobytych bramek to coś, co jest szalenie istotne na turnieju. Tym bardziej ta linia defensywy jest nie do ruszenia. Ale więcej czasu na pokazanie się w grze mogłoby sprawić, że Petrasek także solidnie ugruntuje swoją pozycję w kadrze. Nie należy do najmłodszych zawodników, ale i nie do tych, którzy rozważają zakończenie kariery.

W 1/8 finału z Holandią jednego z goli strzelił jego kolega z Hradec Kralove, Tomas Holes. Kto wie, czy za jakiś czas role się nie odwrócą i to Holes będzie gratulował Petraskowi udanego występu w narodowych barwach. Życie bywa niesamowicie przewrotne. Jeśli teraz coś zabrało, to tylko po to, aby w przyszłości oddać z nawiązką.

Dobry kapitan, ale i człowiek

Te słowa nie są absolutnie przesadzone. Tomas Petrasek to kapitan w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest odpowiednią osobą do sprawowania tej funkcji, choć współdzieli ją z Andrzejem Niewulisem i obaj dobrze się odnajdują w tej roli. Prezentuje godną postawę i na boisku, i poza nim. Wiele razy, szczególnie w pierwszym sezonie, był motorem napędowym Rakowa. Albo robił wszystko, aby nie dopuścić do straty gola, albo sam brał sprawy w swoje ręce i wielokrotnie zapewniał „Medalikom” punkty. Poza murawą robi sobie zdjęcia z fanami, cierpliwie rozdaje autografy, ale też chętnie angażuje się w różne akcje. Koszulka z podpisem na aukcję charytatywną czy spotkanie się w ramach jakiejś szczytnej akcji w wykonaniu Tomasa nikogo nie dziwią. On taki po prostu jest.

Kibice go kochają, pojawiają się już hasła o mianie legendy. Sam Petrasek spokojnie do tego podchodzi, ponieważ takie tytuły to duży zaszczyt, ale i obowiązek. Na honory przyjdzie czas po zakończeniu kariery, a teraz żołnierz trenera Papszuna, żołnierz Rakowa walczy za ten klub i ma jeszcze przed sobą kilka zadań do wykonania.

Niedawne świętowane pięć lat jako piłkarz Rakowa to dopiero początek. Teraz jest jeszcze bardziej potrzebny pod Jasną Górą, bo Europa wzywa. Jego piękna droga od trzeciej ligi czeskiej do europejskich pucharów to materiał na film albo książkę. Ona ciągle trwa i kto wie, gdzie będzie jej happy end? Oby tylko zdrowie dopisywało, bo resztę „Peti” już sobie wywalczy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze