22 maja 2010, finał Ligi Mistrzów na Santiago Bernabeu. Inter Mediolan ogrywa 2:0 Bayern i jako pierwszy włoski zespół może cieszyć się potrójną koroną. Inter jest wielki, Inter jest potężny. 15 lat wcześniej udziały większościowe w klubie kupuje Massimo Moratti... i przez dekadę niemiłosiernie męczy się z piłką. W dzisiejszym TBT opowieść o setkach milionów dolarów i paśmie niepowodzeń w najbardziej międzynarodowym klubie świata.
Ile nazwisko Moratti znaczy dla fana Interu? Pewnie nie mniej niż imię własnego ojca. Dlaczego? Musicie wiedzieć, że Massimo nie jest pierwszym Morattim na mediolańskich salonach ze ścianami w czarno-niebieskich barwach. Angelo Moratti to ojciec nie tylko Massimo, ale i całego wielkiego Interu. Ojciec wszystkich sukcesów z lat 60., najlepszego i jeszcze długo niedoścignionego czasu w klubowych dziejach, z Pucharami Europy, mistrzostwami Włoch, Helenio Herrerą i Luisem Suarezem na czele.
Kiedy Moratti-senior odszedł z klubu w 1968 roku, junior miał 23 lata i bardziej niż na klub czekał na udziały w Saras – superkoncernie naftowym swojego ojca. Massimo na przemyśle energetycznym dorobił się nieprawdopodobnej fortuny, jednak w końcu musiał przyjść moment, kiedy Włoch będzie chciał kultywować dzieło swojego zmarłego w 1981 roku ojca. Ambicja.
Pieniądze szczęścia nie dają
Moratti-junior nabył większościowy pakiet akcji w klubie od Ernesto Pellegriniego w lutym 1995 roku i niedługo potem zaczęło się szaleństwo. Moratti-senior nie szczędził pieniędzy na swoją miłość – Fachetti, Mazzola i Suarez nie grali za darmo. Zwłaszcza ten ostatni (nie, nie chodzi o asa Barcelony, a o gracza o wiele bardziej zasłużonego w historii futbolu) kosztował krocie, gdyż zapłacone za niego 142 tysiące funtów były wówczas transferowym rekordem świata.
Plan Massimo nie był trudny. Chciał on bowiem zaprowadzić Inter na sam szczyt poprzez sprowadzanie na San Siro (czy raczej Stadio Giuseppe Meazza) najlepszych graczy, ci mieli taśmowo wygrywać mu trofea. O ile Angelo pieniędzy nie żałował, o tyle jego syn je najzwyczajniej w świecie trwonił. Od letniego okienka transferowego przed sezonem 1995/1996, a więc pierwszego na stanowisku właściciela, do okienka przed zwycięską kampanią 2004/2005 Moratti wpompował w klub 684 miliony euro. Średnia – 68,4 miliona w każdym roku (lato + zima).
Dzisiaj trwa medialna nagonka na Real, oba Manchestery czy też PSG za rokroczne wydawanie olbrzymich kwot na nowych zawodników, jednak to właśnie Inter Mediolan przecierał szlaki w sztuce wyrzucania pieniędzy w błoto. Jak inaczej nazwać fakt, że marnowano wielomilionowy kapitał na graczy pokroju Robbiego Keane’a (nie ujmując Irlandczykowi, w nadchodzącym porównaniu wypada dość blado), a nie potrafiono wykorzystać potencjału takich graczy, jak: Cannavaro, Pirlo, Roberto Carlos i Seedorf?
Za tych czterech panów większość trenerów na przełomie wieków dałaby się pokroić. W ekipie „Nerazzurrich” jednak są oni jednymi z wielu graczy, których karierami zachwycaliśmy się przez lata, a w czarno-niebieskiej części San Siro im nie poszło. Z piłkarzy, którzy nie poradzili sobie w barwach Interu podczas pierwszych dziesięciu lat Morattiego, ale w innych klubach zrobili wielkie kariery, można by skonstruować niezłą jedenastkę. Na papierze byłaby ona w stanie zrobić naprawdę wiele. W klubie wszyscy ci gracze albo zawodzili, albo nigdy nie dostali prawdziwej szansy.
Ronaldo, Calciopoli i Inter Mediolan
O sukcesy było trudno. Moratti chciał podbić Europę, ale żeby to zrobić, wypadałoby najpierw podbić Italię, co było piekielnie trudne. Jak się okazuje, nawet trudniejsze niż podboje na Starym Kontynencie. Okienko przed sezonem 1997/1998 to prawdopodobnie jedno z najważniejszych, a na pewno najbardziej romantycznych zakupów w nowej historii klubu. Za kwotę 53 milionów dolarów (+ 27 milionów dla Brazylijczyka, ale o tym się nie mówi) do klubu zawitał Ronaldo.
Wielki Ronaldo. Najlepszy piłkarz tamtych czasów, mówcie, co chcecie, Zidane miał się dopiero obudzić. Marzenie Morattiego, który obserwował go od szczenięcych lat w PSV (Ronaldo to ewenement: w wieku 21 lat, a więc w momencie przyjścia do Interu, był już piłkarzem kompletnym), ale czekał na dogodny moment. Sympatycy „Nerazzurrich” tłumnie zjawili się na stadionie, aby witać wielkiego wirtuoza, który miał im dać wszystko.
Wszedł z przytupem: pierwszy sezon na Półwyspie Apenińskim to 31 bramek i wygrana w Pucharze UEFA. W finale Inter Mediolan zmierzył się z Lazio, gładko odprawił rywala wynikiem 3:0 i mógł cieszyć się z jedynego trofeum do przyznanego przy zielonym stoliku mistrzostwa za 2006 rok. Ronaldo strzelił bramkę również w finale, a w klasyfikacji strzelców Serie A musiał ustąpić tylko Oliverowi Bierhoffowi z Udinese. W międzyczasie odebrał Złotą Piłkę i JEDENAŚCIE innych (najważniejszych w każdej kategorii) wyróżnień. Nie udało się zdobyć mistrzostwa, ale co z tego, z Brazylijczykiem uda się jeszcze dziesięć razy, uważali wtedy fani „Czarno-niebieskich”. I nie tylko oni.
Szkoda tylko, że Brazylijczykowi poskąpiono zdrowia. Kolejne cztery sezony to zaledwie 48 spotkań i 25 bramek. „Il Fenomeno” zdecydowaną większość czasu w Interze spędził w gabinetach lekarskich, lecząc pozrywane na wszystkie możliwe sposoby więzadła w kolanie. Co było potem? W Korei zagrał być może najlepszy dla jednego piłkarza mundial w historii, po nim uciekł do Realu Madryt. Gdyby miał zdrowie, ten tekst prawdopodobnie nigdy nie zostałby przeze mnie napisany.
Odszedł Ronaldo, sprowadzono z Lazio Hernana Crespo i walka o laury rozgorzała ponownie. Dlaczego piłkarze zmieniali się tak często? Otóż nie tylko Florentino Perez zmienia trenerów jak rękawiczki. Moratti robił to wcześniej. W okresie 1995–2005 w klubie pracowało aż jedenastu szkoleniowców, z czego dwóch po dwa razy! Inter Mediolan i stabilizacja na ławce były pojęciami zupełnie przeciwstawnymi. Jak w takich okolicznościach budować pewną i stałą drużynę?
Wicemistrzostwo Włoch i Puchar UEFA to dzieła Luigiego Simoniego, który miał przyjemność prowadzić drużynę z: Ronaldo, Zanettim, Pagliucą, Djorkaeffem i Simeone w składzie. Wszystko było na najlepszej drodze do tytułu: ostatni raz 2. miejsce udało się zająć w sezonie 1992/1993, jeszcze za rządów Ernesto Pellegriniego. Taki dorobek trzeba nagrodzić. I Moratti nagrodził. Simoni został zwolniony.
Wybaczcie Massimo, dopiero się uczył. Na naukę nigdy nie jest za późno – nawet, jeśli od dziesięciu lat nie jesteś w stanie przełamać złej passy, a w międzyczasie tytuł zdobywają Lazio i Roma. Inter Mediolan, który znamy – chociaż może patrząc na ich ostatnie osiągnięcia to złe określenie – zbudowany został za drzwiami sądowych gabinetów. W dużym skrócie: afera Calciopoli to wybuchły w maju 2006 roku skandal na ogromną skalę, w który zamieszane były wszystkie (prócz Romy i Napoli) czołowe kluby Serie A.
Chodziło o ustawianie meczów. Wyroki były surowe: „Juve” zdegradowane do Serie B, tam rozpoczęcie sezonu z ośmioma punktami na minusie, a mistrzostwa za 2005 i 2006 rok zabrane. Fiorentina: -15 pkt., Reggina: -15 pkt., Milan: -8 pkt., Lazio -3 pkt., Inter: czysty… aż do 2011 roku. Mistrzostwa za sezon 2004/2005 nie przyznano, jednak tryumf za kolejną kampanię powędrował do czarno-niebieskiej części Mediolanu. Inter tamten sezon zakończył na 3. miejscu, jednak wobec udowodnienia zarzutów „Juve” i Milanowi, to właśnie „Nerazzuri” okazali się czystymi, szczęśliwymi zwycięzcami.
@gkaczmarek @czesmich Inter Mediolan w sezonie 2005/06 liderem nie był ani razu, a tytuł zdobył ;) #AferaCalciopoli
— Sebastian Warzecha (@sebwarzecha) May 7, 2014
Kolejne lata to absolutna dominacja podopiecznych Manciniego w lidze. Włoch za bezcen odkupił ze zdegradowanego Juventusu Vieirę i Ibrahimovicia, do tego dołożył: Grosso, Crespo i Maicona. Inter Mediolan wygrał cztery kolejne mistrzostwa, a zakończył na potrójnej koronie pod wodzą Mourinho, ale to już inna historia. Ważną jej składową jest fakt, że gdyby nie opieszałość włoskich prokuratorów, „Czarno-niebiescy” prawdopodobnie podzieliliby los Juventusu.
W 2011 roku na jaw wyszły fakty obciążające Inter, jednak nic już nie można było z tym zrobić. Włoski wymiar sprawiedliwości osądził, że sprawa uległa przedawnieniu. Klub Morattiego miał do powiedzenia w aferze Calciopoli nie mniej niż jego najwięksi rywale. Mecze kupowane przez telefon, otwarte rozmowy z sędziami. Paolo Bergamo, odpowiedzialny w latach afery za wyznaczanie arbitrów, mówił:
– Należy jednak rozróżnić rozmowy, które były dopuszczone, od tych, które weszły w sferę „popełnienia przestępstwa”. Jeśli chodzi o te ostatnie, to najczęściej dzwonił do nas właśnie Inter, ponieważ nie wygrywali. Nie mieli wyników, więc dzwonili do nas bardzo regularnie. (źr. Calciomercato.it)
Massimo Moratti nie jest już prezydentem Interu Mediolan. Włoski potentat branży naftowej w 2013 roku sprzedał swoje udziały w klubie Ericowi Thohirowi, indonezyjskiemu biznesmenowi. Po potrójnej koronie udało się jeszcze zdobyć puchar kraju w 2011 roku, ale to wszystko, na co stać było klub po erze Mourinho. Drużyna znowu prowadzona jest przez Manciniego, dziś jest 4. w tabeli, bez szans na mistrzostwo, które po powrocie do formy sprywatyzował Juventus. Kibice czekają na lepsze czasy.
Czy mają te dziesięć lat Morattiemu za złe? Wolne żarty. Pięć (cztery?) mistrzostw z rzędu, potrójna korona, nieprawdopodobna ligowa dominacja i wspaniałe wygrane z Milanem – to zrekompensowało im wszystko. A tamte dziesięciolecie? Puchar UEFA i Lazio pokonane w finale, romantyczny futbol, piłkarze ze światowego topu, Inter rosnący w siłę i każdego roku rozpalający nowe nadzieje. Szklanka jest do połowy pełna.
Ostatni odcinek Throwback Thursday to wspomnienie Antoniego Ptaka i jego brazylijskiej Pogoni Szczecin.