– Pogoń będzie brazylijska, albo żadna – tymi słowami Antoni Ptak zareagował na przeciętną rundę Pogoni w rundzie jesiennej sezonu 2005/2006. Biznesmen nie składał obietnic bez pokrycia i w przeciągu kilku okienek zrobił w zespole taką rewolucję transferową, jakiej ekstraklasa nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziała. Brazylijska Pogoń stała się faktem, ale czy jedenastu kopaczy z plaży w Rio pokona dowolny polski zespół?
Tak sądził właściciel klubu, a z właścicielem kłócić się nie wypada, toteż Ptak swój plan mógł zrealizować. Biznesmen jest dzisiaj jednym z najbogatszych ludzi w kraju, a i dziesięć lat temu nie narzekał na stan konta. Od lat miał pociąg do Brazylii, do której przeniósł w pewnym momencie i siebie, i swoje interesy, a polskimi przedsięwzięciami kierował zdalnie również z Kraju Kawy. Tam na stałe zamieszkał jego syn, Dawid, który rozpoczął karierę menedżera piłkarskiego…
Ideały prezesa
Ptakowi świat piłki nożnej nie był obcy, bowiem jako właściciel łódzkiego KS-u (który przez pewien czas występował pod nazwą ŁKS-Ptak…) zdobył nawet mistrzostwo Polski w 1998 roku. Po Łodzi przyszedł czas na Piotrków Trybunalski i tamtejszą Piotrcovię, którą udało się doprowadzić do drugiej ligi, i tutaj przenieśmy się ponownie do Szczecina.
W lipcu 2002 roku klub przejął Les Gondor – szemrany Szwed polskiego pochodzenia, którego czcze zapowiedzi odbudowy siły nadmorskiego zespołu skończyły się hucznym spadkiem już w sezonie 2002/2003. Kolejne rozgrywki Pogoń miała rozpocząć… w czwartej lidze, bowiem nie dostała drugoligowej licencji. W tym właśnie momencie splotły się losy Piotrcovii-Ptak (tak, kolejna zmiana nazwy) i szczecinian, bowiem właściciel pierwszego z klubów postanowił przenieść go właśnie na północny zachód kraju i zrobić fuzję, tak wówczas popularną.
Kampania 2003/2004 to łatwy sezon do ekstraklasy, kibice zaczęli ufać nowemu pryncypałowi mimo faktu, że po jego odejściu w Łodzi zostały zgliszcza. Kolejny sezon jeszcze jakoś Ptak wytrzymał bez rewolucji, jednak jesień rozgrywek 2005/2006 wyczerpała cierpliwość prezesa. Fakt ten zbiegł się w czasie z zarządzeniem PZPN-u, który praktycznie zniósł ograniczenia piłkarzy spoza Unii Europejskiej w klubach ekstraklasy. Misterny plan można było wprowadzić w życie.
– Od lat jestem zakochany w piłce brazylijskiej. Od dawna ściągałem też piłkarzy z tego kraju do klubów, które prowadziłem. Swego czasu stworzyłem nawet szkółkę dla Brazylijczyków w Piotrkowie Trybunalskim. Nigdy wcześniej nie było jednak możliwości zbudowania drużyny opartej na obcokrajowcach. Taka opcja pojawiła się dopiero w tym sezonie, bo PZPN zniósł ograniczenia liczby piłkarzy spoza Unii Europejskiej w drużynach ligowych – takimi słowami opisywał swoją rewolucję łódzki potentat finansowy w rozmowie z „Tylko Piłka”.
O ile jesienią w kadrze było pięciu Brazylijczyków, o tyle już wiosną Polaków było zaledwie sześciu… do tego dziewiętnastu piłkarzy z kraju kawy oraz słoweński bramkarz Boris Pesković, który w tym zestawieniu był prawdziwym rodzynkiem. Ptak uważał, że sama narodowość czyni zawodników z ojczyzny Pelego wybitnymi jednostkami, zdolnymi zawojować Polskę. Był to czas, kiedy Brazylia była aktualnym mistrzem świata oraz zwycięzcą Pucharu Konfederacji z 2005 roku, a Złotą Piłkę właśnie odbierał Ronaldinho, ale jakie ma to znaczenie?
Brazylijska Pogoń – brazylijski szrot
Skauting Dawida Ptaka nie stał na najwyższym światowym poziomie. Gdyby dobrze się zastanowić, nie stał on nawet na najwyższym poziomie dowolnej brazylijskiej prowincji, w których syn właściciela Pogoni wyszukiwał przyszłe gwiazdy ekstraklasy. Wytyczne? Narodowość… i w zasadzie to wszystko. Do Szczecina (a właściwie do Gutowa, wsi z województwa łódzkiego oddalonej o 500 km – sic! – od nadmorskiego miasta, gdzie Ptak otworzył duże centrum treningowe) trafiali piłkarze kopacze nawet z lig stanowych w Brazylii, a więc ludzie, którzy „umiejętności” pokazywali faktycznie na plaży w Copacabanie.
Marzenie Ptaka o jedenastce złożonej z Brazylijczyków niemal doszło do skutku w 19. kolejce z Amicą Wronki, kiedy na boisku w jednym momencie znajdowało się aż dziesięciu przedstawicieli (nie mylić z reprezentantów) tego państwa. W przerwie Elton zmienił Grzelaka i B11 miała stać się faktem, ale niestety Juniora zmienił Kaźmierczak… Co jednak stanie się, jeśli eksperyment się nie uda? Podobne pytanie zadał prezesowi Tomasz Andrzejewski z „Tylko Piłka”.
– Musi się udać, jest to tylko kwestia czasu. Jeśli nie wypali, to w następnym sezonie, wówczas przebudujemy zespół i spróbujemy jeszcze raz. Zapewniam, że nie brakuje mi cierpliwości i będę próbował do skutku – odpowiadał Ptak. Jedna z dwóch części jego wypowiedzi okazała się zgodna z prawdą: zespół przebudowany został, ale wiecznej cierpliwości nie starczyło.
Sezon 2005/2006 Pogoń zakończyła na jedenastym miejscu w tabeli. Właściciel dokonał więc latem ponownej rewolucji, sprzedał połowę składu, dokupił lepszą drugą, nową. Efekt? Spadek. Cierpliwość Ptaka skończyła się – porzucił klub, który do ekstraklasy wrócił dopiero w sezonie 2012/2013. Kolejna wspaniała przygoda biznesmena ze światem futbolu.
Piłkarze tacy jak Glauber czy Otavio byli co najwyżej na poziomie okręgówki, jednak brazylijska Pogoń miała w szeregach kilku graczy, o których warto pamiętać. Wypada zacząć od Amarala, 11-krotnego reprezentanta Brazylii i medalistę olimpijskiego. Kolejni w kolejce czekają Danilio, który brylował między innymi na Węgrzech, czy Neneca, który z powodzeniem bronił bramki kilku brazylijskich drużyn.
Niektórzy poradzili sobie również w Polsce. Sergio Batata ma polski paszport, po którego otrzymaniu zrzekł się obywatelstwa brazylijskiego, a językiem włada lepiej niż Ireneusz Jeleń w szczytowej formie. Grał w wielu klubach ekstraklasy z ŁKS-em i Widzewem na czele, wszędzie był ważną postacią. Edi Andradina, dzisiaj skaut Pogoni, również u nas grał przez lata, choć przyjechał już po trzydziestce. Gwiazdą był również Julcimar, który o dziwo zakończył karierę już w wieku 29 lat.
Postawię tezę, że brazylijska Pogoń Szczecin z 2006 przegrałaby dziś z Niemcami niżej. #BRAvsGER #WorldCup2014
— Tomek Moczerniuk 🇵🇱🇺🇸⚽ (@TomekMoczerniuk) July 8, 2014
Fanaberie prezesów to rzecz, która w futbolu była, jest i będzie. Ptak, budując szczeciński klub, powoływał się na wielu obcokrajowców w Realu, Barcelonie i Chelsea, w nich widział swoje pierwowzory i ideały. Problem jednak tkwi w szczegółach: o ile w Realu grał Ronaldo, o tyle w Pogoni Elton Souza…
Brazylijska Pogoń to przypadek bezprecedensowy, o którym pamięć pozostanie w ekstraklasie jeszcze przez wiele, wiele lat. Po Antonim Ptaku już nikt nie podjął się próby rewolucji na tak olbrzymią skalę. To pomoże reprezentacji, Polacy będą musieli dostosować się poziomem do Brazylijczyków, mawiał prezes. Miejmy nadzieję, że nigdy więcej do tego nie dojdzie.