André-Pierre Gignac w lipcu 2015 roku zaszokował całą Europę. Opuścił dość mocny na tle lokalnych przeciwników Olympique Marsylia. Chciał czegoś nowego w życiu, trochę oddechu od presji jednych z najbardziej wymagających kibiców w Europie. To był dla niego strzał w dziesiątkę. Tą samą drogą pójdzie teraz Florian Thauvin, czyli człowiek w bardzo podobnej sytuacji jak niegdyś ten sławny Gignac.
Dla Gignaca wyjazd do Meksyku okazał się strzałem w dziesiątkę. W swoim pierwszym sezonie został wybrany na najlepszego gracza całej ligi. Razem z Tigres udało mu się zdobyć aż cztery mistrzostwa z rzędu. Dwa razy został królem strzelców meksykańskich rozgrywek. Wraz ze swoją drużyną wygrał Puchar CONCACAF. Niedawno przyjął obywatelstwo nowej ojczyzny. Stał się tam bogiem – nie bez powodu okrzyknięto go najlepszym transferem w historii meksykańskiego futbolu.
Umiłowani we Francuzach
Tigres doskonale wstrzeliło się z transferem Gignaca. Na fali tego sukcesu szukało innych potencjalnych transferów z czołowych europejskich lig. Pierwszym pomysłem było pozyskanie partnera do ataku dla osławionego Francuza. Brazylijski szkoleniowiec Ricardo Ferretti od zawsze grał ustawieniem 4-4-2 (teraz pracuje nad grą wahadłami), więc przychylnie odnosił się do perspektywy posiadania drugiego dobrego napastnika.
Ostateczny wybór nie był przypadkowy – do Tigres trafił Andy Delort. 25-letni wówczas napastnik miał za sobą dobry sezon w Ligue 1, gdyż strzelił łącznie we wszystkich rozgrywkach 13 bramek. Swoje umiejętności udowadniał już wcześniej, bo nie tak dawno został królem strzelców w Ligue 2. Wówczas reprezentował słabiutkie dziś Tours FC. To był kolejny szokujący transfer ze strony Meksykanów, ponieważ znowu wyrwali z Europy bardzo perspektywicznego zawodnika. Niech tej tezie dowodzi fakt, że dzisiaj Delort występuje w niezłym jak na francuskie warunki Montpellier, w którym jest czołowym strzelcem drużyny. Meksykański klub swego czasu wyłożył na niego niespełna 10 milionów euro.
W Tigres spędził tylko pół roku. Jego wyborem kierowały ciekawość życia na innym kontynencie oraz wielki sukces Gignaca. Swoje ambicje zaspokoił dużo szybciej niż starszy kolega. Nie strzelił tylu bramek co on, ale chyba i tak nie żałuje swojego wyboru. Zresztą niejednokrotnie podkreślał to w wywiadach. Tuż po powrocie z Meksyku (odkupiło go Toulouse) wyjaśnił wątpliwości wszystkich niedowierzających.
– Ludzie mówili: „Po co, do cholery, jedziesz do Meksyku?”. Tyle że ludzie, którzy tak mówili, nie znali dobrze piłki. Nigdy nie przyjechali do Meksyku. Francuzi, którzy byli na meksykańskich stadionach, powiedzieli mi: „Nigdy w życiu nie widzieliśmy czegoś takiego”. To jest coś chorego. Musiałem to zobaczyć. Na trybunach wszyscy nosili koszulki Tigres. To było szaleństwo, wszyscy śpiewali. Śpiewało 80 barów, dzieci też. Wszystkie stadiony były pełne, od pierwszego do ostatniego miejsca. To inne życie, odkryłem inny świat – tłumaczył Delort.
Efektowny powrót. Florian Thauvin ponownie sieje postrach w Ligue 1
Europejski bazar
Innym ciekawym, częściowo polskim transferem do Tigres było pozyskanie Timothée Kolodziejczaka. Obecny stoper Saint-Etienne kosztował Meksykanów 5 milionów euro. Podobnie jak wcześniej wspomniany Delort spędził w Ameryce Łacińskiej jedynie pół roku. Trafił tam z niemieckiej Borussii Moenchengladbach, w której miał ogromne problemy z grą i kontuzjami. W Tigres również najczęściej nie był dysponowany do gry i trener Ferretti nie miał z niego jakiegokolwiek użytku. Dlatego skończyło się tak, że Francuza z polskimi korzeniami szybko wypożyczyło Saint-Etienne. Po jakimś czasie w „Les Verts” zrobił na tyle dużą karierą, że odkupiono go za 4,5 miliona euro.
Innym genialnym transferem miało być kupno etatowego reprezentanta Chile Eduardo Vargasa. Chilijczyk przed odejściem do Meksyku grał w niemieckim Hoffenheim, a do tego miał za sobą przeszłość w Napoli. Wydawał się skrojony pod wsparcie dla Gignaca – potrafił grać jako cofnięty napastnik, był szybki, niezły technicznie. Swoim stylem gry kontrastował z Francuzem, co miało stworzyć morderczą dla przeciwników mieszankę.
Tak częściowo było. Vargas zagrzał miejsce w Tigres trochę dłużej, bo opuścił Meksyk dopiero pod koniec 2020 roku. Przez ten czas nie stał się taką gwiazdą jak Francuz, ale strzelił kilka bramek i przez dobrych parę lat grał u jego boku jako drugi napastnik. Dopiero ostatnio przestał regularnie występować w pierwszym zespole, stąd transfer do Brazylii, do Atletico Mineiro. Chilijczykowi wielokrotnie zarzucano, że w klubie gra gorzej niż w reprezentacji, w której jest uznawany za jedną z najważniejszych postaci. Sam Vargas później przyznawał, że w jego reprezentacji piłkarze mają większość jakość. Między wierszami mówił też, że nie do końca dobrze współpracowało mu się z trenerem Ferrettim.
Tigres może się pochwalić również innymi znanymi nazwiskami z Europy. Zapłaciło chociażby 5,5 miliona za Ennera Valencię, który wcześniej był graczem angielskiego West Hamu. To miało być kolejne wsparcie dla Gignaca. Jednak Ekwadorczyk po dość dobrym początku szybko popadł w strzelecką niemoc. Meksykanie postanowili dać szansę młodszym zawodnikom, a Valencia od niedawna jest graczem Fenerbahce. Żeby było ciekawiej, tam jest obecnie najlepszym strzelcem całej drużyny.
Następnym graczem z przeszłością w Europie jest Rafael Carioca. Co prawda Brazylijczyk dostał się do Meksyku z brazylijskiego Atletico Mineiro, ale wcześniej był ważnym ogniwem w Spartaku Moskwa. W meksykańskim klubie pozostał do dzisiaj.
Ku przygodzie
Florian Thauvin dotychczas był jednym z lepszych zawodników OM, podobnie jak swego czasu Gignac. Jednak klub z Marsylii ma dużo problemów organizacyjnych, a także forma samego Francuza pozostawia trochę do życzenia. Co prawda jego statystyki nie są takie złe, ale w wielu ważnych meczach brakuje mu dynamiki, dryblingu oraz najzwyczajniej w świecie wsparcia od kolegów.
Skrzydłowy już od pewnego czasu myślał o odejściu. Skazą na jego karierze była nieudana wyprawa do Newcastle, w którym zawodnik uznawany wówczas za perspektywicznego grał jedynie ogony. Teraz chce udowodnić, że jego sufit jest dużo wyżej, niż może się wielu osobom wydawać. Sam zapowiadał, że jeśli nie zostanie w Marsylii, to od razu wyruszy za granicę.
Problemem w przypadku wyboru europejskiego klubu byłby fakt, że Thauvin z miejsca straciłby status gwiazdy. Na pewno nie trafiłby do klubu formatu Barcelony lub Bayernu – zostałby tam zwykłym przeciętniakiem. Szanse na angaż miałby jedynie w klubach rozmiaru Bayeru Leverkusen czy Sevilli, w których też jest przecież ogromna konkurencja.
Dużo mówiło się o ewentualnym transferze do Serie A. Thauvin miał być na celowniku takich klubów, jak Milan czy Napoli. Jednak tam ponownie spotkałby się z hordą niesamowicie ambitnych kibiców, którzy przy pierwszym potknięciu oskarżyliby go o brak zaangażowania. Poza tym każdy z tych klubów ma w składzie magików, takich jak Zlatan Ibrahimović lub Dries Mertens. Francuz nie byłby pierwszoplanową postacią.
Stąd pomysł transferu do Tigres. Meksykanie są świadomi, że Gignac ma skończone 35 lat i jego kariera powoli chyli się ku końcowi. Thauvin jest dla nich strzałem w dziesiątkę, gdyż od lipca będzie wolnym zawodnikiem, a w Meksyku możliwości finansowe są ograniczone – bez odstępnego można wyłożyć więcej pieniędzy na pensję. Ponadto Gignac wspomoże adaptację nowego piłkarza. Układ wygląda na korzystny obustronnie, bo dzięki takiemu ruchowi Thauvin nie traci statusu gwiazdy, a miejscowi kibice zapewne będą bardziej tolerować jego ewentualne wahania formy niż ci francuscy.
Florian Thauvin has received an official bid from Tigres in Mexico, confirmed. He’ll be a free agent in the summer and he won’t extend his contract with OM. Negotiations on – Tigres are proposing him an agreement until June 2026. 🇲🇽 #Tigres #OM @CLMerlo
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) May 6, 2021
Cyrograf
Thauvin podpisał kontrakt z Meksykanami do 2026 roku. Oznacza to, że docelowo ma spędzić w Meksyku resztę swojej kariery i zaspokoić oczekiwania ambitnych fanów Tigres. Z jednej strony jest to ryzykowne posunięcie, gdyż w przypadku nieudanych pierwszych miesięcy Francuz staje się wyrzutem sumienia dla całej społeczności, a w konsekwencji i tak koniec końców wszyscy zainteresowani musieliby ratować się wypożyczeniem niepotrzebnego zawodnika do Europy, zapewne do klubu mniej znanego niż Olympique Marsylia.
Przed transferem pojawiało się pytanie, która cecha charakteru Thauvina wygra? Chęć poznania innej kultury i dożywotni status gwiazdy czy rozwój sportowy w pakiecie z wielkim ryzykiem? Francuz wybrał to pierwsze.