Jeżeli Arsenal Londyn ma być najlepszy w tym sezonie na Wyspach, to musi wygrywać takie spotkania, jak to niedzielne z Chelsea. Jeżeli „The Blues” wygrają na Stamford, także wrócą do walki o tytuł. Wszystkich może podzielić liderujący Manchester United, który zagra w „Teatrze Marzeń” z Liverpoolem.
„Niedziela Wielkiej Nocy”, „Krwawa Niedziela”, „Niedziela Wielkiego Szlema” – określeń na ten zbliżający się wielki dzień nie brakuje, szczególnie w prasie angielskiej, która jak zawsze słynie z tego typu epitetów. Nie chcę mówić, że te niedzielne spotkania zadecydują kto zostanie mistrzem, bowiem jeszcze wszystko się może zdarzyć, ale na pewno wiele po 23 marca się rozjaśni.
Niemniej jednak najmniejsze szanse na końcowy triumf daję „The Blues”. Wprawdzie Chelsea potrafi walczyć, ale nawet w tak dramatycznym spotkaniu jak ostatnie z Tottenhamem, kiedy to nie potrafiła odnieś zwycięstwa, ukazuje, że to nie jest ekipa nieobliczalna, ekipa… Jose Mourinho. Na dodatek czy można patrzeć przychylnym okiem na drużynę, którą steruje nie manager, a kapitan zespołu? Ba! Wychodzi na to, że pod okiem Johna Terry’ego, de facto wielkiego zwolennika ofensywy, drużyna odnosi lepsze wyniki, niż po myśli szkoleniowej Granta.
Za i przeciw
Teraz głównym tematem do rozważań jest to, czy Man U obroni tytuł i w jakim stylu tego dokona. Oto krótkie zestawienie argumentów dlaczego „Czerwone Diabły” zakończą ligę na pierwszym miejscu i dlaczego tego robić nie powinny (co nie oznacza, że nie zrobią).
+ Magia drużyny
A właściwie historia. Manchester United to chyba najlepsza w historii piłki nożnej drużyna obok Realu Madryt czy tam Milanu. Jak dobre są „Czerwone Diabły”? Wystarczy obejrzeć tabele ligowe z ostatnich 10, czy nawet 15 lat. Świetnie ukazują, że prędzej czy później (a najczęściej to pierwsze) tytuł zawsze powraca na Old Trafford. W decydujących momentach to przeświadczenie może się przydać, ponieważ „dzieciaki Wengera”, które atletycznie przygotowane są wybornie, które są wygłodniałe sukcesów, mogą się jednak zapędzić i po prostu okazać się za słabymi na wymagania, jakie stawia finisz w Premiership. Gdyby „Kanonierzy” nie pogubili punktów ze słabeuszami (vide cztery ostatnie remisy z rzędu) w ogóle pewnie nie podejmowałbym tego tematu. W tych jednak okolicznościach, podopieczni sir Alexa Fergusona są w dużo lepszej sytuacji.
+ Terminarz
Obie ekipy walczą jeszcze w Lidze Mistrzów, na której koncentrują się równie mocno, jednak w lidze „rozkład jazdy” zdecydowanie łatwiejszy ma drużyna z Manchesteru. „Czerwone Diabły” jedyny trudny wyjazd mają do Londynu, gdzie zagrają z Chelsea. Ale Stamford Bridge to jest obiekt, na którym MU grać i lubi i potrafi. Do tego w tygodniu LM „Diabły” będą pauzować, więc nie zmęczą się występami w Pucharze Mistrzów. A z kolei Arsenal zagra wtedy osławiony już trójmecz z Liverpoolem i, jak już wcześniej pisałem, punkty na pewno gdzieś pogubi. Ponadto Arsenal z Manchesterem United zmierzy się nie na Emirates, albo jak kto woli na Ashburton Grove, ale właśnie na wielkim „Teatrze Marzeń”. W tamtym roku wygrać się tam im udało, w tym będzie już jednak zdecydowanie trudniej.
+ Gwiazdy
Ten tytuł zobowiązuje. Gwiazda to nie zawodnik, który sprzedaje najwięcej koszulek i ma najwięcej żelu na głowie. Jest to piłkarz, który w decydujących momentach bierze grę drużyny na swoje barki, gra na najwyższym poziomie i robi dosłownie wszystko, aby odnieść końcowy triumf. Oczywiście w drużynie Fergusona takim kopaczem jest Cristiano Ronaldo, a do tego wtórować z powodzeniem może mu taki Wayne Rooney. A Arsenal? Cesc Fabregas i „Ade” Adebayor to piłkarze na pewno z klasą światową, jednak oni grają kapitalnie, gdy całą drużyna się dobrze prezentuje. Mimo, że ostatnie spotkanie w LM z Milanem pokazało, że także oni potrafią w pojedynkę wygrywać mecze, to jednak ograć „dziadków” z Mediolanu, a nawet takie przeciętne Blackburn jest sporą różnicą.
– Arsenal gra ładniej
Pierwszym argumentem za tym, że to Arsenal powinien wygrać ligę, jest oczywiście styl gry. Nie mówię tutaj oczywiście, że Man Utd gra brzydki futbol, bo oczywiście tak nigdy nie było. Chodzi mi tutaj o ten pierwiastek doskonałości, który momentami możemy dostrzec u „Kanonierów”. Oni grają zupełnie nie „wyspiarsko”. Szanują piłkę, rozgrywają ją bardzo spokojnie, zawsze po ziemi. Na pozór wolno, jednak w decydujących momentach przyspieszają i każda taka akcja musi się kończyć strzałem. W tej grze widać oczywiście mądrość i rękę Wengera i jak wielki talent musi drzemać wśród tych młodych piłkarzy, skoro tak dobrze realizują wszelkie założenia francuskiego szkoleniowca.
– Monotonia
W ostatnich latach Premier League pod względem niespodzianek nas nie rozpieszczała. „Fantastyczna Czwórka” zawsze obsadza pierwsze miejsca, a walka o tytuł toczyła się jedynie pomiędzy najbogatszą Chelsea, a najlepszym Manchesterem. Teraz jest wreszcie szansa, by obie drużyny rozdzielił Arsenal, który w ostatnich latach miał sporego pecha, ale i też był w fazie przebudowy. Pozbyto się wielkich gwiazd typu Vieira, Pires, Cole, czy Henry i okazało się, że młodzież także potrafi ciągnąć tak ogromny wózek. Zwycięstwo tak młodej ekipy byłoby prawdziwą wodą na młyn dla całej opinii publicznej.
Zawsze marzeniem każdego kibica było to, ażeby mistrzostwo rozstrzygało się w ostatniej kolejce, najlepiej bezpośrednio pomiędzy dwoma drużynami. Teraz raczej tak nie będzie, ale nie zmienia to faktu, że walka będzie się toczyć do samego końca. Pytanie tylko, które dwie drużyny (bo na pewno nie trzy) odnajdą ukryte siły na ten krótki, ale morderczo intensywny finisz.