Stoper Lecha Poznań, Zlatko Tanevski, rozegrał dopiero drugie ligowe spotkanie po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją. Tydzień temu wybiegł na boisko w pierwszej jedenastce w meczu z Wisłą w Krakowie i zebrał pochlebne opinie. Gorzej było w Austrii, gdzie nie upilnował Franza Schiemera przy jednej ze straconych bramek. Mimo to w niedzielę Franciszek Smuda zdecydował się – w obliczu kontuzji Bartosza Bosackiego – postawić na macedońskiego obrońcę. I nie pomylił się. Tanevski bowiem – niczym rasowy snajper - strzelił zwycięskiego gola dla Kolejorza.
– Piast Gliwice okazał się bardzo trudnym przeciwnikiem. Przed meczem zakładaliśmy, że musimy zagrać agresywnie i to powinna byś skuteczna recepta na zespół z Gliwic. Niestety, wcale tak nie było. Dobrze, że szybko strzeliliśmy bramkę, choć ona tak naprawdę nie uspokoiła do końca naszej gry. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy i komplet punktów został w Poznaniu.
Powinieneś być podwójnie zadowolony. Lech zdobył bowiem trzy punkty za sprawą Twojego jedynego i zwycięskiego gola. Często strzelasz bramki?
– Nie, na pewno nie często (śmiech). Dziś akurat się udało, z czego jestem bardzo zadowolony. Wbrew pozorom to wcale nie jest łatwa sztuka, ale ja wykonałem tylko swoją pracę. Gola zawsze jest trudno strzelić, ale dziś piłka trafiła do mnie i naprawdę pozostało mi tylko trafić.
Wróćmy do tego feralnego, czwartkowego meczu pucharowego z Austrią. Czego w Twojej ocenie zabrakło Lechowi w Wiedniu?
– To bardzo trudne pytanie. Myślę, że kluczową rolę odegrał sędzia. W mojej ocenie sędziował bardzo źle. Nie chciałbym zrzucać na niego odpowiedzialności, ale proszę zwrócić uwagę, jak często odgwizdywał przewinienia. Nie potrafię ich nawet zliczyć, było ich chyba z sześćdziesiąt. A w dodatku większość z nich była zupełnie nieuzasadniona. Dlatego moim zdaniem właśnie te rzuty wolne w okolicach szesnastki okazały się dla nas zabójcze. W takim przypadku musi być bowiem maksymalna koncentracja, o którą naprawdę jest trudno, jeżeli nie było mowy o żadnym faulu, a arbiter mówi, że był. To wprowadza ogromne zdenerwowanie, a co za tym idzie, spada koncentracja.
Trzeba przyznać, że mieliście też w Wiedniu sporo szczęścia, kiedy Rafael Okotie nie wykorzystał rzutu karnego. Twoim zdaniem arbiter prawidłowo podyktował jedenastkę?
– Uważam, że faulu nie było, ale co z tego – sędzia zagwizdał.
W rewanżu w Poznaniu trzeba zatem wygrać. Znacie już receptę na pokonanie Austrii?
– Powiem to, co zawsze powtarza nam trener. Od pierwszych minut bezwzględnie atakujemy, aby jak najszybciej strzelić gola. To wszystko.
Dziękuję za rozmowę.
– Dzięki.