Koronawirus pustoszy świat. Kilka dni temu w małym kraju w Afryce Wschodniej – Burundi, nie odnotowano oficjalnego przypadku zakażenia COVID-19, choć niedawno pojawiła się informacja o pierwszy trzech możliwych. Być może jest ich więcej, ale kraj po prostu jest słabo rozwinięty. Obecnie Burundi to jedno z kilku państw na świecie, gdzie mimo pandemii gra się w piłkę. Jak wygląda tamtejsza liga? Które miejsce na świecie zajmuje reprezentacja?
Republika Burundi, państwo położone we wschodniej części Afryki, jest jednym z najmniejszych krajów na świecie (pod tym względem zajmuje 142. miejsce), jednak zamieszkuje go blisko 11 milionów mieszkańców. Ciekawostką jest fakt, że pierwotnie Burundi zamieszkiwał lud Twa, który aktualnie stanowi zaledwie 1% całej populacji. Dziś ludność tego kraju w większości stanowią przedstawiciele dwóch grup etnicznych: Tutsi i Hutu.
Burundyjczycy graniczą z Rwandą, Demokratyczną Republiką Konga oraz Tanzanią. Nie mają dostępu do morza, ale za to na ich terytorium znajduje się jezioro Tanganika należące do Wielkich Jezior Afrykańskich, które jest jednocześnie najgłębszym zbiornikiem wodnym na kontynencie. Udając się w rejs wzdłuż jeziora, można zaobserwować hipopotamy, krokodyle i inne zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Ponadto piękne, zielone tereny, parki narodowe oraz widowiskowe wodospady znajdujące się w południowo-wschodniej części państwa. Coś pięknego. To jeden z powodów, dla których warto odwiedzić Burundi.
Jest jednak jedno ale, a właściwie ciemniejsza strona tego państwa. Należy bowiem pamiętać, że kraj ten jest niebezpieczny i niestabilny politycznie. W każdej chwili może wybuchnąć tam kolejna rewolucja. Ministerstwo Spraw Zagranicznych stanowczo odradza wyjazd do tego państwa, o ile nie jest to konieczne.
Sytuacja polityczna w Burundi pozostaje napięta i nie można wykluczyć nagłej eskalacji. W nieodległej przeszłości dochodziło w Burundi do krwawych zamieszek i starć z siłami zbrojnymi. Na obszarach przy granicy z Demokratyczną Republiką Konga i częściowo z Rwandą dochodzić może do starć sił zbrojnych z rebeliantami i przemytnikami. W parkach narodowych dochodziło w przeszłości do operacji sił zbrojnych.
To nie wszystko. Ponadto można stać się ofiarą napadu na tle rabunkowym.
Na terenie całego kraju dochodzić może do napadów rabunkowych. W Bużumburze turyści mogą paść ofiarą licznych przestępstw pospolitych (kradzieże pieniędzy, szczególnie podczas pobierania gotówki w bankomatach, kradzieże kieszonkowe, włamania i kradzieże samochodów). Należy unikać poruszania się po zmroku. Zdarzają się też napady na biura i domy cudzoziemców pracujących w instytucjach pomocowych i przedstawicielstwach firm zachodnich.
Na szczęście dla lokalnych mieszkańców pomiędzy tym wszystkim jest piłka nożna. Ludzie, mimo tak trudnej sytuacji, jakiej na co dzień doświadczają, mają chwile radości, a dostarcza im tego futbol. Każde 90 minut jednoczy mieszkańców Burundi i sprawia, że na chwilę zapominają o otaczającym ich napadach, przemocy, głodzie – z powodu niedożywienia cierpi 63 % społeczeństwa – i walkach o władzę.
Primus Ligue
Burundyjczycy są zakochani w futbolu. Dzieci, ale nie tylko, grają w piłkę o każdej porze dnia i gdziekolwiek się tylko da. Poza tym na plażach władze miast zagospodarowują teren do tworzenia boisk do gry. Co ciekawe, podobno w wyznaczonych godzinach policja zamyka ulicę jednej ze stolic – Bużumbury (jest to stolica ekonomiczna, największe miasto w kraju z głównym portem, z którego w świat wypływają kawa czy bawełna), aby ludzie mogli wykorzystać drogi do uprawiania sportu, m.in. biegania.
Wracając jednak do futbolu, aktualny sezon to 63. kampania Burundi Premier League (może być również Primus Ligue – nazwa ta pochodzi od głównego sponsora ligi). Rozgrywki cieszą się statusem profesjonalnych, ale piłkarze nie zarabiają tam pieniędzy, do których mogliśmy przywyknąć w świecie bliżej nam znanym. Są to grosze.
Liga natomiast składa się z 16 zespołów, a rywalizacja opiera się na zasadzie mecz i rewanż – bez zbędnych podziałów na grupy, chociaż w 2009 roku na chwilę zmniejszono rozgrywki do 12 ekip. Każdego roku z najwyższą klasą rozgrywkową w Burundi żegnają się trzy drużyny. Jeśli chodzi o grę w pucharach, to niestety dla Burundyjczyków ich Primus Ligue jest na tyle słaba, że tylko mistrz kraju ma szansę gry w pucharach, i to już od rundy preeliminacyjnej. W ostatniej kampanii CAF Champions League Aigle Noir – mistrz Burundi, odpadł już po pierwszym dwumeczu. „The Fighters” dali się pokonać ekipie z Kenii – Gor Mahia – aż 5:1. W ramach ciekawostki można wspomnieć, że nigdy żaden zespół z opisywanego przez nas państwa nie zagrał w afrykańskiej Lidze Mistrzów, przez co ich liga nie jest uwzględniania w rankingach.
W obecnym sezonie po 26. kolejkach liderem jest Le Messager Ngozi, które dwa lata temu zdobyło mistrzostwo kraju. Teraz mogą powtórzyć ten sukces i gdyby tak się stało, to byłby to ich drugi tytuł w historii. Jednak muszą się pilnować, bo tuż za ich plecami znajduje się ekipa Musongati, która ma od nich tylko cztery „oczka” mniej oraz jeden mecz zaległy.
Do tej pory 14 zespołów wygrywało ligę burundyjską, z czego 11 ma lub miało siedzibę w jednym i tym samym mieście – Bużumbuże. Tylko trzy kluby sięgały po tytuł, będąc spoza jednej ze stolic tego państwa, a były to Aigle Noir FC, Le Messager Ngozi oraz Flambeau de I’Est.
Vital’O FC
Opowiadając o piłce nożnej w tej części świata, nie sposób jest nie napisać o najbardziej utytułowanej drużynie z tego kraju, czyli o Vital’O FC. Zespół ten bowiem w całej swojej historii 14 razy sięgał po Puchar Burundi oraz aż 20 razy po mistrzostwo, ale po raz ostatni sztuka ta udała im się cztery lata temu. Od tamtej pory piłkarze z Bużumbury stają co najwyżej na trzecim stopniu podium – było tak w 2017 i 2019 roku – i w obecnej kampanii mogą również to powtórzyć. Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek Vital’O FC zajmują czwartą lokatę w ligowej tabeli, a do trzeciego miejsca tracą zaledwie punkt.
Klub z Bużumbury został założony w 1960 roku jako Rwanda Club. W kolejnych latach jeszcze kilkakrotnie zmieniał nazwę, aby w okolicach 1975 roku ostatecznie pozostać przy tej obecnej. Pierwsze mistrzostwo natomiast zdobyli w 1971 roku, a ich lata świetności przypadają na lata 80. i 90. ubiegłego wieku, wtedy to aż dziesięciokrotnie kończyli sezon na pierwszym miejscu. W XXI wieku najlepsi okazali się w aż siedmiu sezonach. Co ciekawe, największym sukcesem Vital’O FC na arenie międzynarodowej jest finał afrykańskiego Pucharu Zdobywców Pucharów, który miał miejsce w 1992 roku. Żaden inny klub z Burundi nigdy wcześniej ani nigdy później nie dokonał czegoś podobnego.
W zeszłym roku w Vital’O FC pojawił się nowy inwestor. Jest nim belgijski biznesmen Didier Vandenkerckhove, który kupił klub i według niektórych źródeł zobowiązał się zainwestować jakieś 450 milionów franków burundyjskich, czyli blisko milion złotych, w dalszy rozwój drużyny.
Reprezentacja
Reprezentacja Burundi nie należy do najwybitniejszych na kontynencie. Są raczej słabą drużyną narodową, która gdzieś tam powoli puka do średniego poziomu. Według najbardziej aktualnego rankingu FIFA „Jaskółki” zajmują bardzo odległe, bo 149. miejsce. W tym zestawieniu najwyższą lokatą, którą zajmowali, była 96. w 1993 roku. Najniższą zaś ta w roku 1998, było to 160. miejsce. W Afryce natomiast plasują się na 43. lokacie wśród 54 krajów.
Burundi nigdy nie zakwalifikowało się do mistrzostw świata, ale w zeszłym roku Burundyjczycy po raz pierwszy wzięli udział w Pucharze Narodów Afryki. Sam turniej nie należał do udanych, bowiem „Jaskółki” dowodzone przez Saido Berahino – najbardziej wartościowego reprezentanta, który zaliczył epizody w młodzieżowych drużynach narodowych Anglii i grał m.in. w WBA – przegrały wszystkie mecze, i to do zera. Jednak grupa, w której się znaleźli, nie należała do najłatwiejszych, bo musieli rywalizować z Madagaskarem, Nigerią i Gwineą.
Śmierć na boisku
Jeśli jesteśmy już przy temacie kadry narodowej Burundi, należy wspomnieć o reprezentancie, który zmarł podczas spotkania. Było to prawie rok temu, bo 25 kwietnia. 28-letni Faty Papy miał problemy z sercem, jednak to zbagatelizował i w czasie trwania meczu jego drużyny – Malanti Chiefs – stracił przytomność, a po kilkudziesięciu minutach stwierdzono zgon. Defensywny pomocnik nie chciał słuchać lekarzy, którzy kategorycznie zakazali mu gry w piłkę, zamiast tego udał się do szamana, który leczył go ziółkami.
Lekarze mówili mi, że mogę umrzeć. Urządzenie, które włożyliby mi do serca, pomogłoby w przypadku zawału. Odmówiłem. Może to źle, ale są ludzie, którzy używają do leczenia tradycyjnych ziół. Konsultowałem się z szamanem, choć jestem muzułmaninem. Mam nadzieję, że mój bóg mi wybaczy (…) Teraz wszystko jest już w porządku. Wszelkie problemy za mną. Faty Papy dla „Soccer Laduma”
Wywiad z piłkarzem ukazał się 24 kwietnia, czyli w przeddzień tej tragicznej śmierci. Faty Papy był 39-krotnym reprezentantem Burundi i we wszystkich tych spotkaniach zdobył trzy gole. W ostatnich miesiącach życia przygotowywał się do największego i najważniejszego turnieju w jego życiu – Pucharu Narodów Afryki. Niestety nie było mu dane tam zagrać.
Pewnie znowu pisze o tym kraju ktos kto tam mie byl. To swietny spokojny kraj. Tylko teraz zmarl prezydent o znowu soe zaczac moze.....