Sznaucner dla iGol.pl: Ekstraklasa kusi


Udało mu się powstrzymać Aarona Lennona oraz Kyle'a Walkera, ale w Polsce nadal pozostaje nieco zapomniany. Może najwyższa pora to zmienić? Piłkarz poważnie myśli o powrocie do rodzimej ligi.


Udostępnij na Udostępnij na

Trenerowi PAOK-u Laszlo Boloniemu tylko raz udało się przekrzyczeć kibiców swojej drużyny na White Hart Lane podczas środowego spotkania Ligi Europy. Rumuński szkoleniowiec podszedł do linii bocznej, pomachał w stronę rozgrzewających się piłkarzy i wydarł przeraźliwie głośne i ostre „Miro!” do jednego z nich. Grecy, od 38. minuty grający w dziesięciu, desperacko bronili wyniku dającego awans do fazy pucharowej, ale wyraźnie zaczęli opadać z sił. Po ich lewej flance z minuty na minutę coraz groźniej grasował błyskawiczny Aaron Lennon, wspierany przez muskularnie zbudowanego Vedrana Ćorlukę. Aby powstrzymać duet zawodników Tottenhamu, Boloni desygnował do gry Mirosława Sznaucnera. Była 62. minuta.

Polski obrońca rozważa swoją przyszłość
Polski obrońca rozważa swoją przyszłość (fot. paokmania.gr)

Jak powiadają, reszta jest historią. Polski obrońca nie dość, że udanie uprzykrzał życie filigranowemu pomocnikowi „Spurs” oraz reprezentacji Anglii, to i świetnie powstrzymywał Kyle’a Walkera. Kolejny kadrowicz Albionu wśród podopiecznych Harry’ego Redknappa został wprowadzony do gry pięć minut po Sznaucerze, aby wspierać Lennona na prawym skrzydle gospodarzy. Zacięta rywalizacja nieraz doprowadziła Anglików do frustracji i przepychanek, które Walker gotów był kontynuować także po ostatnim gwizdku holenderskiego sędziego Hendrikusa Bas Nijhuis. Chłodny i opanowany Sznaucner nie dał się sprowokować. Odważna postawa w pierwszej połowie oraz heroiczna obrona wyniku w drugiej sprawiły niemałą sensację – PAOK pokonał „Spurs” na White Hart Lane 2:1.

Grający w Grecji od blisko dekady Polak zamierza pojawić się na Euro 2012, ale raczej w charakterze komentatora bądź turysty aniżeli członka kadry narodowej. Szkoda, ponieważ w zimny środowy wieczór udowodnił, że pomimo 32 lat na karku nadal potrafi powstrzymywać światowej klasy piłkarzy. Udało nam się z nim porozmawiać po zakończeniu spotkania.

Zacznijmy od gratulacji. Pokonać Tottenham na White Hart Lane to jednak jest sztuka.

Dokładnie, jest wielką sztuką przyjechać na Tottenham i wygrać. Mecz dobrze się dla nas ułożył, kiedy szybko strzeliliśmy dwie bramki. Trzeba przyznać, że graliśmy bardzo dobrze. Dopiero po czerwonej kartce wszystko się obróciło. Resztę meczu musieliśmy grać w dziesiątkę, a gola straciliśmy z karnego. Nie było łatwo. Widać było, że Tottenham postawił wszystko na jedną kartę i dążył do wyrównania. Gdyby strzelił na 2:2, to praktycznie dawałoby to mu awans, bo ostatni mecz gra z Shamrock Rovers i myślę, że wygra. Ale my się w sumie dobrze trzymaliśmy. Co prawda było parę trudnych momentów, ale udało się. Jesteśmy naprawdę zadowoleni, ponieważ awansowaliśmy kosztem Tottenhamu. 

Czy pomimo Twojego doświadczenia nogi nie zadrżały, kiedy wchodziłeś na boisko w drugiej połowie? Sytuacja dramatyczna, a przed Tobą Aaron Lennon, a później także i Kyle Walker – dwaj reprezentanci Anglii.

Nie jest łatwo, kiedy wchodzi się do gry z ławki. Człowiek jeszcze nie czuje meczu i trudno jest kryć takiego zawodnika, jakim jest Lennon, który naprawdę dysponuje wielką szybkością, i trudno go zatrzymać. Ale my się dobrze ustawialiśmy. Obrona była wręcz skomasowana…

…Częstochowa…

Tak, tak (śmiech). Niełatwo było stworzyć coś z przodu, ponieważ mieliśmy jednego zawodnika mniej. Trudno było także kreować coś od tyłu, bo każda strata piłki była wielkim zagrożeniem. Trzeba było ją jak najszybciej wybijać do przodu, a tam mieliśmy tylko jednego zawodnika przeciwko trzem czy czterem obrońcom. Dlatego szybko traciliśmy piłkę i broniliśmy dalej. Ale wytrwaliśmy!

Serce na pewno kilka razy zabiło mocniej. Piłka dwa razy wylądowała w Waszej siatce w drugiej połowie, ale sędzia goli nie uznał.

Było kilka takich momentów, kiedy piłka faktycznie wpadła do siatki. Jeżeli trafiliby na 2:2, to mogliby pójść za ciosem. Nam by troszkę głowy opadły i moglibyśmy nawet przegrać to spotkanie. Ale obrona spisywała się dobrze. Szczęście nam trochę sprzyjało. 11 punktów na 15 możliwych z dotychczasowym meczów w grupie to jak na PAOK wynik świetny.

Ktoś Was podejrzewał o zrobienie takiego wyniku?

W sumie rok temu też wyszliśmy z niełatwej grupy. W tegorocznych rozgrywkach jeszcze nie przegraliśmy meczu – trzy zwycięstwa i dwa remisy. Wyjście z grupy było naszym celem. Wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie – Tottenham i Rubin Kazań to na papierze kluby od nas mocniejsze, także finansowo. Dlatego nie byliśmy faworytem. 

Czy PAOK będzie się wzmacniał zimą, aby przejść kolejne rundy? Czy też faza pucharowa jest sukcesem samym w sobie?

Nie sądzę, aby były jakieś spektakularne transfery na fazę pucharową. Myślę, że obecny skład jest wystarczająco mocny. Nie powinno być szaleństw w tej kwestii.

W Grecji grasz już dziewiąty rok, a o obywatelstwo można starać się po siedmiu. Złożyłeś już wniosek?

Faktycznie, po siedmiu latach pobytu już można, ale jeszcze się nie starałem o nie. Nie wiem, czy byłoby mi do czegoś potrzebne – choć do Stanów nie potrzebowałbym wizy! (śmiech) Ale to chyba tylko w tym grecki paszport by mi pomógł. Poza tym nie widzę większej potrzeby, aby się o to starać. 

Ale dobrze musi Ci się tam układać, skoro te lata w Grecji tak spokojnie płyną i płyną…

Jestem już tutaj dziewiąty rok i, co trzeba podkreślić, cały czas w tych samych Salonikach – cztery lata w Iraklisie, a teraz już piąty rok w PAOK-u. Bardzo mi się podoba w mieście oraz klubie, choć czasami są sytuacje, kiedy nie jest łatwo. PAOK ma naprawdę fantastycznych kibiców…

…co było słychać na White Hart  Lane.

Dokładnie! Ale są też momenty, tak jak wszędzie, że jeżeli nam nie idzie, to bywa nieprzyjemnie. Kibice żyją jednak piłką i kiedy mamy słabszy okres, to nasłuchujemy jakichś ostrych docinek z trybun.

Przez minione osiem lat występował w barwach Iraklisu oraz PAOK-u
Przez minione osiem lat występował w barwach Iraklisu oraz PAOK-u (fot. paokmania.gr)

Praktycznie od 2004 roku słuch o Tobie w Polsce zaginął. Po cichutku grasz sobie w Grecji, ale polskie media specjalnie tego nie śledzą. Pasuje Ci taka sytuacja czy brakuje tego zainteresowania?

Ja się do tego przyzwyczaiłem, że jestem w Polsce troszkę zapomniany. Ale dużo się w Polsce pozmieniało od czasu, kiedy wyjechałem! Jest bardzo dużo nowych zespołów. Kiedy ja jeszcze tam grałem, to rywalizowałem z zupełnie innymi zespołami, a teraz jeszcze do tego jest dużo nowych stadionów. Wszystko się zmieniło na plus. Ale brak zainteresowania mi nie doskwiera. Gram już sporo lat w Grecji i dobrze się tam czuję. Nawet dobrze mówię po grecku, więc to nie polscy, a greccy dziennikarze do mnie wydzwaniają. Dzięki temu nie tęsknię za zainteresowaniem mediów.

Budują się w Polsce nowe stadiony – nie korci Cię, aby wrócić i trochę na nich pograć?

Oj, tak! Rozmawiałem ostatnio o tym z moim menedżerem, żoną oraz rodziną. Został mi ostatni rok kontraktu w PAOK-u i przyznam szczerze, że nie wiem, co zrobić. Kusi trochę ta perspektywa, aby pograć trochę na tych stadionach, kiedy tyle naprawdę ładnych obiektów powstało w Polsce. Fajnie byłoby zobaczyć, jak to wygląda. Jak na razie jednak nie myślę o tym tak bardzo. Kiedy będzie bliżej końca kontraktu oraz ligi, będę się zastanawiał nad ofertami, które wpłyną, i nad tym, kto mnie będzie chciał zatrudnić. Zobaczymy.

A co jeżeli zadzwoni trener Probierz i powie, że potrzebuje prawej ręki, aby poprowadzić Aris? W końcu mówiłeś, że lubisz Saloniki?

Chyba raczej nie (śmiech). Jednak jestem już piąty rok w PAOK-u, a te wszystkie mecze z Arisem to naprawdę jest wojna. W głowie jest już zakodowane, że to jest odwieczny rywal. Dlatego niełatwo byłoby mi pracować dla Arisu. 

Miałeś okazję spotkać i porozmawiać z Michałem Probierzem?

Nie było jeszcze takiej okazji, nie spotkałem go jeszcze w Salonikach. Jeżeli spotkalibyśmy się gdzieś przypadkiem, a myślę, że gdzieś w końcu na siebie wpadniemy, to na pewno wymienimy parę zdań.

Co byś powiedział o obecnej sytuacji Arisu i wyzwaniu, jakie stoi przed Probierzem?

Piłkarze się na pewno podniosą. Co roku są gdzieś w granicach czwartego, siódmego miejsca. Często grają w play-offach. Nie wystartowali w tym sezonie za dobrze, chyba mają obecnie tylko jedno zwycięstwo, ale myślę, że się podniosą. Mają dobry skład. Przyznam szczerze, że nie znam warsztatu trenera Probierza, ale z tego, co słyszałem, to ma twardą rękę, dobrze poukłada zespół i zacznie zdobywać punkty.

Kiedy już jesteśmy przy tym – choć wiem, że masz jeszcze co najmniej kilka sezonów gry przed sobą – czy myślisz już o planach po zawieszeniu butów na kołku? Trenerka?

Faktycznie, mam nadzieję, że jeszcze parę lat grania mi zostało, ale kuszącą wizją byłaby praca z dziećmi. Fajnie byłoby je szkolić. Mój syn ma pięć lat i zaczął trenować w akademii PAOK-u. Chodzę oglądać jego treningi. Naprawdę fajnie to wygląda, kiedy dzieci trenują z pasją i poświęcają się piłce. Oglądać te treningi to dla mnie czysta przyjemność. Myślę, że mógłbym takie coś robić w przyszłości.

Odchodząc nieco od piłki, porozmawiajmy chwilę o samej Grecji. Kraj jest w epicentrum kryzysu, który nie schodzi z pierwszych stron europejskich gazet. Jak jest to odbierane w Grecji? Czy te problemy faktycznie widać na ulicach? Jakie są Twoje wrażenia jako piłkarza oraz jako zwykłego mieszkańca?

Zacznę może od klubów. Wszystkie kluby jednak w jakimś stopniu odczuwają ten kryzys. Chyba tylko Panathinaikos oraz Olympiakos nie mają jakichś większych problemów finansowych. Reszta drużyn bywa niewypłacalna na czas. Jako zwykły mieszkaniec jakoś tego gołym okiem nie widzę, aby kryzys doskwierał. Ludzie nadal chodzą do restauracji czy tawern, które Grecy uwielbiają. To, co robili, nadal robią. Czy to zjeść coś na mieście, czy napić się kawy, którą uwielbiają, jakoś tego nie ucinają i mają na to fundusze. Kiedy jednak te rządowe cięcia wejdą w życie i Grecy dostaną po kieszeni, to kryzys pewnie będzie widać. Ale na razie to nie jest specjalnie widoczne.

Czy kryzys finansowy w Grecji mógłby wpłynąć na decyzję dotyczącą Twojej przyszłości? Rozważasz to w takim kontekście?

Nie, w takich kategoriach nie myślę. To, co jest zapisane w kontrakcie, dostaje się prędzej czy później. Wiadomo, to nie jest przyjemne, kiedy nie dostaje się pieniędzy na czas, bo opłaty są opóźnione o pięć czy sześć miesięcy, ale po jakimś czasie pieniądze się odzyskuje. Czy to przez FIFA, czy grecką federację… W sumie nie myślę jeszcze o tym, co się może wydarzyć, kiedy skończy się mój kontrakt. Gdybym jednak miał opuścić Grecję, to wróciłbym do Polski. Tylko taką ewentualność biorę obecnie pod uwagę.

Na White Hart Lane rozmawiał Robert Błaszczak

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze