Dla Roberta Szczota czwartkowy mecz Górnika ze Śląskiem Wrocław był wyjątkowy. 27-letni zawodnik na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce debiutował właśnie w barwach WKS-u.
Mimo sympatii dla klubu z ul. Oporowskiej, pomocnik zabrzan nie był zadowolony z końcowego remisu. Przyznał jednak, że to gospodarze częściej dochodzili do klarownych sytuacji bramkowych.
– Obiektywnie patrząc, to Śląsk stworzył sobie kilka naprawdę dobrych okazji. Prawdopodobnie należał mu się jeszcze rzut karny, ale sędzia był innego zdania, co oczywiście się zdarza. Miałem nadzieję, że ktoś nad nami dzisiaj czuwa i zdobędziemy trzy punkty. Niestety nie zdołaliśmy zgarnąć całej puli. Śląsk w końcówce osiągnął przewagę, strzelił bramkę i niewiele brakowało a wygrałby to spotkanie. Mimo wszystko cel minimum, czyli zdobycie jednego punktu, został przez nas zrealizowany.
Powrót na stadion przy ul. Oporowskiej był dla Szczota wyjątkowym przeżyciem. 27-letni zawodnik zaznaczył, ze na taki moment czekał od dawna.
– Odszedłem z Wrocławia bodaj trzy, cztery lata temu, ale od tamtej pory nie miałem okazji zagrać przeciwko Śląskowi na jego boisku. Dziś nadarzyła się taka okazja. Na pewno darzę ten klub dużym sentymentem, ponieważ to tutaj dane było mi zagrać po raz pierwszy w Ekstraklasie. Z tego powodu jestem wdzięczny trenerom, którzy szkolili mnie w tamtym okresie.
Sczot w barwach zespołu ze stolicy Dolnego Śląska występował w latach 2002-2005. Pogarszająca się wówczas sytuacja sportowa i finansowa klubu spowodowała, że musiał poszukać innego miejsca dla rozwoju swojej kariery. Tym samym wylądował w belgijskim RAEC Mons, gdzie spędził jeden sezon. Kolejne dwa rozegrał w ŁKS-ie Łódź, a w rundzie jesiennej obecnej edycji rozgrywek grał dla Jagiellonii. Przed rozpoczęciem tegorocznych ligowych zmagań z Białegostoku do Zabrza za dwa miliony złotych sprowadził go Henryk Kasperczak.