Sensacja, cud, niedowierzanie. Osiągnięcie półfinału Ligi Europy w wykonaniu Eintrachtu jest czymś niebywałym, a co więcej, szanse na finał są niemałe. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie wróżył takiego sukcesu "Orłom". Trudno było o inne prognozy, patrząc na kadrę i możliwości finansowe klubu. Zespół z Frankfurtu to kopciuszek wśród grubych ryb nawet w starciach drugich europejskich rozgrywek. Mimo to swoją walecznością nadrabia zaległości i zbiera owoce.
Po pierwszym meczu z londyńską Chelsea szanse na finał wciąż są realne. Mimo sporej przewagi „The Blues” we Frankfurcie, co było rzeczą do przewidzenia, rywalizacja o występ na Stadionie Olimpijskim w Baku jest wciąż otwarta. Oczywiście faworytem wciąż pozostaje Chelsea, zwłaszcza że czeka ją rewanż na Stamford Bridge, lecz trwający sezon pokazał, że lepiej nie drażnić piłkarzy z Frankfurtu.
Ci niejednokrotnie pokazali niby silniejszym, że można wygrać, będąc outsiderem. Każdy kolejny ich mecz to przygoda życia, zatem o chęć zwycięstwa z ich strony można być spokojnym. Już na samym początku ich przygody z pucharami mało kto dawał szanse na awans z fazy grupowej, ci jednak pokazali, że nie mają zamiaru odgrywać roli turysty jeżdżącego po różnych stadionach.
Wyjazdy i rewanże
#12gegen11 👊 pic.twitter.com/DxQbhqOYfG
— Eintracht Frankfurt (@Eintracht) May 2, 2019
Bramkowy remis, jaki udało się utrzymać piłkarzom Adolfa Hüttera do końcowego gwizdka, można uznać za zwycięski. Mało kto wierzył przed meczem w potknięcie gości, dlatego też taki wynik we Frankfurcie jest bardzo szanowany. To także kwestia tego, jak wyglądała rywalizacja na boisku. Tam Chelsea była po prostu zespołem posiadającym więcej jakości, brakowało jednak trochę szczęścia w strzeleniu o tego jednego gola więcej. Rewanż, choć jest wciąż sprawą otwartą, na pierwszy rzut oka wydaje się rozstrzygnięty. Eintracht przez wielu spisywany jest na straty, ale przecież tak było właściwie w rywalizacji z każdym przeciwnikiem w tegorocznej edycji Ligi Europy.
O tym przekonały się chociażby dwa włoskie kluby. Najpierw Lazio Rzym jeszcze w fazie grupowej, następnie Inter już w fazie pucharowej. Oba zespoły przegrały, choć minimalnie, już od dawna oglądają dalsze zmagania w telewizji, a „Orły” wciąż grają.
Zdobywcy Pucharu Niemiec w każdym ze spotkań Ligi Europy właśnie w rewanżach pokazywali swoją siłę, która zawsze owocowała awansem. Tak było chociażby w starciu z Szacharem Donieck, w którym Ukraińcy dali sobie wbić cztery gole, strzelając przy tym jednego. Także i Benfica w rewanżu miała niewiele do powiedzenia.
Zatem przedwczesne skreślanie drużyny z Niemiec może być zgubne w skutkach dla londyńskiego klubu. Niemniej to Chelsea jest w lepszej sytuacji.
Bez Hallera i Rebicia
Może i Chelsea nie wyszła w najsilniejszym zestawieniu, ale to samo można powiedzieć o gospodarzach. Austriacki szkoleniowiec musiał sklecić swój skład, pomijając dwóch bardzo ważnych, a właściwie bezcennych na ten moment zawodników. Pierwszym z nich był oczywiście Francuz, który zmaga się z kontuzją mięśni brzucha.
O tym, jak ważnym jest on ogniwem w układance Hüttera, niech przemówią liczby. Licząc tylko same spotkania Ligi Europy, napastnik zdobył w dziewięciu meczach pięć goli i zaliczył trzy asysty. Jednakże jego osoby brakuje już od dłuższego czasu. Nie grał chociażby w ćwierćfinale przeciwko Benfice Lizbona, jak się więc okazuje, można sobie radzić bez niego.
Powalczył Eintracht na tyle, na ile starczyło sił. Szkoda, że Rebic i Haller nie mogli zagrać. Ważne, że wciąż są w grze.
— Tomasz Urban (@tom_ur) May 2, 2019
Drugim problemem okazuje się jednak brak Ante Rebicia. Wicemistrz świata z 2018 roku może i nie ma tak fantastycznych statystyk jak wspomniany Haller, jest to jednak piłkarz, który również wnosi wiele pozytywnego do ofensywnych działań frankfurtczyków. Niestety jednego z nich na Stamford Bridge w rewanżowym spotkaniu z Chelsea zabraknie. Mowa o pierwszym z wymienionych. Drugi daje nadzieję na to, że Eintracht może jeszcze zagrozić faworytowi.
Poza tym wciąż należy pamiętać o innym z tercetu, jakiego się obawiano od dawna. Luka Jović, to napastnik, który w dyspozycji, jaką obecnie prezentuje, jest zagrożeniem dla każdego. Pokazał to choćby właśnie w pierwszym meczu „The Blues”. Wcale nie jest powiedziane, że to jego ostatnie słowo.
Jedyni zwycięzcy
https://twitter.com/Avanti__News/status/1124030659255787520
Pierwszy pojedynek nie wyłonił zwycięzcy, a to zapowiada, że w kolejnym spotkaniu nie zabraknie emocji. Te z pewnością zagwarantować mogą kibice Eintrachtu, którzy w każdym meczu są dwunastym zawodnikiem. Fantastycznie dopingują, robią kapitalną atmosferę i jako jedyni mogą czuć się zwycięzcami.
https://twitter.com/PrawyPopulista/status/1124042963921797121
Bez nich awans do kolejnych rund byłby bardzo utrudniony. W każdym spotkaniu stawiają się w ogromnej liczbie, zapełniając po brzegi stadiony, i przy okazji każdego spotkania grzechem jest pominąć to, co na nich wyprawiają fani „Orłów”. Z ich pomocą w Londynie szanse na awans rosną, zatem Londyn musi się przygotować na przyjęcie tłumów z Frankfurtu.