Wprowadzenie restrykcyjnego limitu obcokrajowców w Süper Lig miało pomóc powrócić tureckiej reprezentacji do europejskiej czołówki. Zamiast zbawić futbol w kraju nad Bosforem przepis jednak tylko sztucznie wywindował ceny za rodzimych graczy i obniżył poziom rozgrywek. Po trzech latach limit znacznie więc złagodzono, a tureckie kluby ruszyły na zakupy. Chętnie sięgając po graczy z Premier League, dla których Turcja stała się wręcz oczywistym krokiem w dalszej karierze.
Po wygaśnięciu umowy z Liverpoolem w czerwcu 2008 roku Harry Kewell niespodziewanie postanowił parafować umowę z Galatasaray. Wybór Australijczyka zaskakiwał tym bardziej, że zainteresowanie zawodnikiem wyrażali przedstawiciele AS Roma, Portsmouth oraz Spartaka Moskwa. Decyzję triumfatora Ligi Mistrzów o dołączeniu do klubu ze znacznie mniej popularnej ligi na Wyspach odebrano jako spory krok wstecz. Inne zdanie na temat transferu do zespołu ze Stambułu miał sam zawodnik.
– Futbol w Turcji jest bardzo podobny do Premier League. Jest szybko i intensywnie. […] Może nie dysponujemy graczami tego samego kalibru, lecz poziom rozgrywek jest naprawdę doceniany. Besiktas, Fenerbahce i Galatasaray dobrze sobie radzą w Europie, więc Süper Lig ma zdecydowanie dobrą reputację. Trudno [jednak dokładnie] porównywać obie ligi – oceniał w rozmowie z FOX Sports Harry Kewell.
Australijczyka do kontynuowania kariery nad Bosforem skłoniły m.in. korzystne warunki finansowe. Najlepsze tureckie kluby chętnie sięgały wtedy po uznanych graczy, nie oszczędzając na wzmocnienia i wynagrodzenia. Rodzimi zawodnicy znaleźli się w odwrocie, wypierani przez przygasające gwiazdy, które postanowiły spróbować sił w Süper Lig. Tym samym znacznie utrudniając rozwój reprezentacji Turcji, która na dobre wypadła z europejskiej czołówki. Problem miał rozwiązać ambitny plan wprowadzenia limitu zagranicznych graczy w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Gra w Turcji lepsza od Barcelony
Od samego początku przepis był jednak stale poddawany krytyce przez włodarzy klubów. Zamiast zbawić futbol w kraju nad Bosforem regulacje obniżyły poziom sportowy rozgrywek. Ponadto sztucznie wywindowały ceny za najbardziej utalentowanych rodzimych graczy. W niektórych przypadkach nawet do ośmiuset procent rzeczywistej wartości, gdyż kluby, by spełnić restrykcyjny limit, nie chciały pozbywać się tureckich zawodników.
– Pomysł [regulacji] polegał na zmuszeniu klubów do rozwijania własnych talentów i podnoszenia jakości krajowych piłkarzy. To, co się właściwie wydarzyło, było rodzimą bańką transferową. Nie było wystarczającej liczby graczy o odpowiedniej jakości. Utalentowani juniorzy nie pojawiali się z dnia na dzień. Popyt znacznie przewyższał podaż – komentował w rozmowie z portalem IBTimes założyciel serwisu Turkish-Football.com, Emre Sarigul.
Ostatecznie po niemal trzech latach ogłoszono decyzję o złagodzeniu kontrowersyjnego przepisu. Wszystkie kluby Süper Lig rozpoczęły zakupowe szaleństwo, często pozyskując graczy o uznanej marce z absolutnie czołowych europejskich lig. Bezpośrednie transfery z Premier League do tureckiej ekstraklasy przestały dziwić, a z czasem stały się wręcz normą. Do tego stopnia, że w obecnej edycji Süper Lig pojawiło się piętnastu graczy, którzy do kraju nad Bosforem trafili z angielskich klubów. Najczęściej jako gwiazdy nowych zespołów, dzięki czemu nie mogli narzekać na wysokość zarobków.
Dane portalu Capology.com
Pensje na niewiele niższym poziomie od klubów ze środkowej części tabeli Premier League sprawiają nawet, że zawodnicy niechętnie zapatrują się na możliwość opuszczenia Turcji. W styczniu poprzedniego roku Barcelona wykazywała zainteresowanie Martinem Skrtelem. Z powodu małych szans na regularną grę i warunków finansowych defensor (jeszcze wtedy Fenerbahce) zdecydował się jednak pozostać nad Bosforem.
– Nie chciał być w Barcelonie trzecim wyborem. Myślę, że jest lepszym środkowym defensorem niż Clément Lenglet. Z drugiej strony Martin Skrtel jest szczęśliwy w Stambule i ma ważną rolę do odegrania w Fenerbahce. [Przedstawiciele Barcelony] widzieli go w meczu Słowacji z Ukrainą i ponownie docenili fakt, że jest liderem swojego zespołu. Jednak Skrtel powiedział nam, że chce kontynuować karierę w Turcji – mówił w rozmowie z dziennikiem „AS” jeden z agentów Słowaka, Mithat Halis.
Süper Lig śladami angielskiej ekstraklasy
Niesamowite zainteresowanie futbolem w kraju nad Bosforem oraz rosnący poziom sportowy sprawiają, że zyski ze sprzedaży praw telewizyjnych sukcesywnie rosną. Dzięki temu obecnie nawet ostatni w tabeli Kayserispor może pochwalić się graczem z przeszłością w Premier League (Brice Dja Djedje – przyp. red.). Kluby Süper Lig stać dzisiaj na pozyskanie uznanych zawodników, którzy natomiast coraz częściej bez oporów decydują się na transfer do klubów z kraju nad Bosforem.
– Turecki futbol notuje tendencję wzrostową od dwudziestu lat. Piłka nożna w tym kraju była zawsze popularna, ale nie istniała na arenie światowej. Po dwudziestu latach zyski ze sprzedaży praw telewizyjnych [do Süper Lig] wzrosły szesnastokrotnie, stając się szóstą najbardziej lukratywną ligą na świecie. W szczególności kluby takie jak Galatasaray i Fenerbahce mają dość duże przychody – argumentował dla IBTimes Emre Sarigul.
***
Rozwój pod względem finansowym i złagodzenie limitu obcokrajowców pozwoliły Süper Lig znacznie przybliżyć się do poziomu czołowych europejskich lig. Turecka ekstraklasa stała się atrakcyjnym miejscem do kontynuowania kariery dla uznanych graczy. Głównie tych z Premier League, dla których liga w kraju nad Bosforem stała się wręcz oczywistym kierunkiem w dalszej karierze.