Strzeleckie harce niedocenianego Fletchera


19 października 2012 Strzeleckie harce niedocenianego Fletchera

Zapewne większość mniej dociekliwych fanów Premier League, słysząc nazwisko Fletcher, momentalnie myśli o Darrenie, blondwłosym pomocniku Manchesteru United, od dłuższego czasu borykającym się z kłopotami zdrowotnymi. Tymczasem od nowego sezonu – podczas niejako przymusowej absencji gracza MU – najpopularniejszym i prawdopodobnie najlepszym Fletcherem z ojczyzny legendarnego Williama Wallace’a jest łysiejący 25-latek o imieniu Steven.


Udostępnij na Udostępnij na

Jego niesamowita dyspozycja jeszcze do ostatniej serii spotkań pozwalała przeciętnemu Sunderlandowi skutecznie umykać przed zachłannymi szponami porażek i w związku z tym zasiadać do stołu niepokonanych razem z wszechmocnymi City i Chelsea. Zagadką pozostaje, dlaczego w lipcu kolejka po usługi wszędobylskiego napastnika kończyła się w zasadzie na jego nowym pracodawcy, Sunderlandzie, a przecież na niedobór snajperskiej iskry narzekali chociażby Brendan Rodgers i Arsene Wenger? Czy to oni wykazali się haniebną pomyłką, czy Martin O’Neill zabłysnął, wyciągając prawdziwe arcydzieło z magazynu kiczowatych bohomazów?

Świetna dyspozycja Fletchera długo pozwalała Sunderlandowi uciekać przed zmorą porażek
Świetna dyspozycja Fletchera długo pozwalała Sunderlandowi uciekać przed zmorą porażek (fot. skysports.com)

Tuż przed startem ligi większość ekspertów szyderczo pukała się w czoło, słysząc o rozmiarze gotówki wyłożonej Wolves za Fletchera. Gremialnie uznano, że Szkot z pewnością nie prezentuje jakości, która w przeliczeniu na pieniądze wynosi od 12 do 14 milionów funtów. Wielki kibic SAFC, a przy tym świetny dziennikarz sportowy i wybitny historyk futbolu, Jonathan Wilson, w wywiadzie udzielonym na kilka dni przed rozpoczęciem ligi (jeszcze przed zaklepaniem transferu wychowanka Hibernianu) bez ogródek stwierdził: – Musimy sprowadzić środkowego napastnika. Przecież nie chcemy, aby widmo spadku goniło nas do samego końca rozgrywek. Jednak moim zdaniem lepszym interesem niż zakup za 14 milionów jednego Fletchera byłaby inwestycja w 11 czy 12 utalentowanych nastolatków z Afryki bądź Ameryki Południowej.

Anglik jeszcze ostrzej wyraził swoje zdanie na temat angażu napastnika Wolves na swoim twitterowym koncie w dniu, w którym oficjalnie ogłoszono finalizację transferu. – Naprawdę? 14 milionów za Stevena Fletchera? Za kolejne sześć moglibyśmy sprowadzić RvP (nie to, że chciałby do nas przyjść). To jest absurdalne – stwierdził Wilson. Głos w tej sprawie zabrał także opiekun reprezentacji Szkocji, Craig Levein. – Możemy się spierać cały dzień, czy on istotnie jest wart takich pieniędzy. Ta kwota wygląda dość nieprzyzwoicie, jednak w tę stronę zmierza świat futbolu: takie pieniądze płaci się za napastników – powiedział Szkot. Co prawda akurat wypowiedź Leveina może być złośliwym symptomem jaskrawej niechęci, jaką darzy (a raczej darzył, zresztą raczej słusznie, o czym za chwilę) Fletchera, ale jego opinia w żadnym wypadku nie była odosobniona.

Skądinąd ani Martin O’Neill, ani – co ważniejsze – Ellis Short nie przejęli się siarczystą krytyką i doprowadzili do przeprowadzki 25-letniego piłkarza na Stadium of Light, a ten odwdzięczył się najlepiej, jak mógł – w swoich pierwszych czterech meczach w Premier League aż pięciokrotnie trafiał do bramek rywali, zapewniając SAFC sześć punktów i status niepokonanej drużyny po sześciu kolejkach. Dzięki niemu O’Neill mógł wejść w buty krnąbrnego proroka, z butą upajając się świetną decyzją: – Jego gra nie jest dla mnie żadną niespodzianką. Często oglądałem Stevena w minionym sezonie i doskonale wiedziałem, że jest bardzo dobrym graczem.

I tu ponownie należy zadać pytanie – dlaczego Irlandczyk widział coś, czego nie dostrzegli Villas-Boas, Wenger czy Rodgers? Jedynym zespołem, który poza Sunderlandem wyraził zainteresowanie zatrudnieniem Fletchera, była Aston Villa, aczkolwiek temat szybko upadł, a przecież szkocki snajper już wcześniej nieźle znał się na swoim rzemiośle. W swoim premierowym sezonie na angielskich murawach w 35 meczach ośmiokrotnie oszukiwał bramkarzy rywali, co dało mu lokatę lidera w wewnątrzklubowej hierarchii i tytuł najlepszego zawodnika klubu. Co prawda Burnley szybko zakończyło swój mezalians z Premier League i po roku pogodziło się z Championship, jednak akurat Fletchera trudno o to obwiniać. Kolejnym przystankiem Szkota był Wolverhampton, w którym spisywał się jeszcze lepiej niż w Burnley. Spędził tam dwa lata, zdobywając odpowiednio 10 i 12 bramek w lidze, co zważywszy na mierną jakość asystentów, było wyczynem co najmniej imponującym. W minionym sezonie jego trafienia stanowiły 30% dorobku strzeleckiego Wilków. Warto dodać, że „Wytwórca Strzał”, jak dosłownie tłumaczy się nazwisko gracza, był dla obydwu klubów najdroższym transferem w historii (kosztował odpowiednio 2,75 i 7,5 miliona funtów). Ponadto, choć oficjalnie nie ujawniono sumy, na jaką opiewała transakcja między Wolverhamptonem a Sunderlandem, także wiadomo, że na urodzonego w 1987 roku napastnika „Czarne Koty” wydały najwięcej gotówki w swoich 133-letnich dziejach.

Swoisty ostracyzm, jakim pokarały Fletchera czołowe kluby Anglii, jest tym bardziej osobliwy, że skuteczność bynajmniej nie jest jego jedyną pozytywną cechą. Szkot może zaimponować techniką użytkową i kontrolą piłki oraz świetną grą w powietrzu. Między innymi w tej ostatniej umiejętności Louise Taylor z „Guardiana” upatrywała powód braku zainteresowania piłkarzem, sugerując, że wespół z dobrymi warunkami fizycznymi (185 cm wzrostu) i wyjątkowo sędziwym wyglądem gracza (wygląda dużo dojrzalej niż na 25 lat) kreuje to wizerunek napastnika w starym, brytyjskim stylu, a przecież każda z ekip walczących o tytuł marzy raczej o katalońskiej tiki-tace, a nie tradycyjnym kick and rush. Ten zarzut bezlitośnie odrzucił sam zainteresowany, udowadniając w trwającym sezonie, że kapitalnie czuje się z piłką przy nodze, czego obfitym i wymiernym plonem jest pięć bramek zdobytych właśnie kończynami dolnymi.

Irlandczyk wygląda znacznie dojrzalej niż na swoje 25 wiosen
Irlandczyk wygląda znacznie dojrzalej niż na swoje 25 wiosen (fot. skysports.com)

Publicystka „Guardiana” wskazuje także na narodowość piłkarza. Wprawdzie minęły już czasy, w których graczy niczym śmieci przed kubłami segregowano według pochodzenia czy rasy, jednak truizmem jest, że w futbolowym świecie zdecydowanie wyżej niż Szkotów czy choćby Polaków ceni się Anglików, Francuzów, Hiszpanów czy Brazylijczyków.

Aczkolwiek decydującą kwestią, działającą na niekorzyść Fletchera zdaje się obawa przed jego szczeniackim zachowaniem, któremu wyraz dał w lutym 2011 roku. Właśnie wówczas zawodnik nagrabił sobie u Leveina, rezygnując z gry w kadrze za pomocą… SMS-a. Piłkarz był niezadowolony w związku z brakiem powołania na listopadowy mecz towarzyski z Wyspami Owczymi oraz zerowym dorobkiem minutowym w październikowym dwumeczu eliminacyjnym, więc po ogłoszeniu nominacji na spotkanie z Irlandią Północną wystukał wiadomość do Franka Reilly’a, członka szkockiego FA, wyraźnie wykładając mu, że on powołania sobie nie życzy. Ponadto stwierdził, że jeśli Levein chciał go w swojej drużynie, to mógł do niego zadzwonić.

Rzecz jasna selekcjoner nie krył zdziwienia zachowaniem Fletchera, jednocześnie stwierdzając, że za jego kadencji już nie założy reprezentacyjnego trykotu. – Nie ma dla niego powrotu. Ta sprawa jest już zakończona – mówił w maju tego roku. Oczywiście nietuzinkowa skuteczność łysiejącego snajpera podziałała na Leveina jak łzy kobiety na zakochanego mężczyznę. Świetna dyspozycja napastnika sprawiła, że jego hardość momentalnie zmiękła, dodatkowo podkopana telefonem od O’Neilla, który zarzekał się, że Fletcher jest skrajnie zdesperowany, by wrócić do reprezentacji. Opiekun szkockiej kadry stanął przed arcytrudnym wyborem – unieść się honorem i obejść bez dobrego piłkarza czy dać sobie napluć w twarz, ale znacząco wzmocnić swój zespół. Ostatecznie przełknął dumę i wyrzucił swój autorytet na śmietnik, powołując gracza Sunderlandu na przegrane mecze przeciwko Walii i Belgii.

Tym samym ponownie do głosu doszła banalna prawda, że zdolniejsi mogą sobie pozwolić na więcej. Zapewne kibice i koledzy nieprędko zapomną o zeszłorocznej dezercji snajpera, jednak jeśli 25-latek swoimi trafieniami zapewni Szkocji punkty, to i oni zostaną udobruchani (choć prawdopodobnie już pod wodzą nowego szkoleniowca). Fletcher zrobił to, co w tej sytuacji mógł zrobić, czyli dobrą grą wyważył sobie zatrzaśnięte z hukiem drzwi do kadry, a jeśli utrzyma formę przez dłuższy czas, to kolejka po jego usługi będzie nieporównywalnie dłuższa i już nikt nie będzie pytał jak Jonathan Wilson: – Steven Fletcher? A skąd on w ogóle jest?

Komentarze
~Burton (gość) - 12 lat temu

Fletcher to swietny napastnik, co pokazuje strzelajac
arcyważne bramki w lidze, ale boje sie, że jak
przyjdzie kryzys i nie bedzie potrafil strzelic
bramki Sunderland tych goli nie zdobedzie wogole.
Niech O'Neil poprosi zarzad o kase na drugiego
napastnika, bo bez goli nie da sie utrzymac, a watpie
zeby byl to szczyt marzen Irlandczyka. Bardzo ciekawy
tekst. Przyjemnie się czyta.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze