Stoke City co sezon spisywane jest na przeciętność. Pozazdrościć można jedynie kibiców, którzy nadal przychodzą na mecze drużyny, która do niedawna słynęła z topornego i brzydkiego futbolu. Czy kiedyś to się zmieni, a drużyna wespnie się wyżej niż środek tabeli?
Od ostatniego sukcesu Stoke City minęło kilka lat. W sezonie 2010/2011 drużyna prowadzona wówczas przez Tony’ego Pulisa dotarła do finału Pucharu Anglii, w którym uległa 1:0 Manchesterowi City. To i tak było wielkie wydarzenie dla kibiców z Britannia Stadium, zwłaszcza iż drużyna zajęła spodziewane miejsce w środku tabeli, nie wyróżniając się niczym specjalnym podczas ligowych potyczek. Od tego czasu minęło kilka lat, a rzeczywistość Stoke jak była szara, tak i taka pozostaje do teraz. I nic nie świadczy o tym, iż w obecnych rozgrywkach się to zmieni.
Nie zmienia tego dzisiejsze zwycięstwo drużyny Marka Hughesa, która dzięki wygranej nad chcącym znowu wrócić do Championship Queens Park Rangers wskoczyła na 9. miejsce w tabeli, na którym utrzyma się na dłużej, jeśli Swansea nie pokona w jutrzejszym spotkaniu Southampton. Patrząc na potencjał tej drużyny, można uznać, że to lokata, która należy jej się jak psu buda. O mieszkaniu w pięciogwiazdkowym hotelu nie ma jednak co myśleć.
To ekipa, która od lat gra aż do bólu angielsko i siłowo. Jej styl gry nigdy jakoś nie nagrzewał kibiców do skakania, a dziennikarzy do piania z zachwytu. To klub, który można byłoby pewnie porównać do Korony Kielce, kiedy prowadził ją obecny szkoleniowiec Podbeskidzia. Piłkarzy nie bez powodu nazywano przecież „buldogami Ojrzyńskiego”. Nie za ładne, ale swoje robią. A przy ograniczonych możliwościach pewnego stopnia się już nie przeskoczy.
W tym sezonie Mark Hughes próbuje walczyć z opinią mówiącą, iż Stoke prezentuje toporny i brzydki futbol. Stąd też transfery zawodników, którzy na pierwszy rzut oka nie pasowali do koncepcji gry drużyny. Victor Moses i Bojan Krkić to piłkarze, którzy w siłowym futbolu niespecjalnie się lubią, a bazują raczej na szybkości i technice. Trudno też powiedzieć, aby Mame Diouf był takim drzewem jak ponad dwumetrowy Peter Crouch. Skupić się warto zwłaszcza na tym drugim, zwłaszcza iż Moses przyszedł tylko na wypożyczenie.
https://vine.co/v/OT6mLr9YXXU
Wykupienie za niecałe 2 mln euro Bojana było wielką niewiadomą. 24-latek znany jest głównie z tego, że zapowiadał się na piłkarza lepszego niż Messi, a ostatecznie nie odpalił. To facet, który dysponuje prędkością, potrafi namieszać u rywala na linii frontu czy uderzyć na bramkę. A jednocześnie chucherko, które przewraca się przy byle powiewie wiatru. Mierzący 173 cm zawodnik był zaskoczeniem w ekipie Hughesa. Co prawda, to zawodnik który ostatecznie pełnego obrazu gry Stoke nie odmienił, ale daje jej przebłyski. Przebłyski, które nakazują sądzić, iż choć do rewolucji jeszcze daleko, to jej zalążki już mają miejsce. Szkoda tylko, iż trwało to niedługo, bo Katalończyk zerwał wiązadła krzyżowe i w tym sezonie już nie zagra.
A skoro za tak śmieszną (jak na angielskie realia) kwotę dało się wyciągnąć takiego grajka jak Krkić, to warto się postarać i znaleźć mu jeszcze kilku kompanów. Nie śmiem twierdzić, iż były skrzydłowy Barcelony co mecz rozgrywa znakomite zawody, ale można śmiało stwierdzić, iż odbudowuje swoje nazwisko. Niestety, przy reszcie kadry, jaką dysponuje jego aktualny szkoleniowiec, nie będzie w stanie odnieść większych sukcesów. O ile defensywa prezentuje się w miarę przyzwoicie z Begoviciem w bramce i Ryanem Shawcrossem na stoperze, o tyle im dalej, tym biedniej. Steven N’Zozi, choć w destrukcji prezentuje się nieźle, to wirtuoz i kreator z niego żaden. Tak samo Glenn Whelean i Charlie Adam. Bo Stephena Irelanda z powodu jego nieobecności w kadrach meczowych nawet nie warto brać pod uwagę.
To, co obecnie gra Stoke z Mosesem, Arnautoviciem i Bojanem za napastnikiem, to szczyt możliwości tego zespołu. Mam tu na myśli zarówno wyniki, jak i styl gry. Być może to też kwestia samego szkoleniowca, Marka Hughesa. A być może to zwykłe gdybanie.
Pewne jest natomiast, iż Stoke jest pierwszą drużyną, której przydałaby się rewolucja. Wśród innych zespołów co jakiś czas dzieje się lepiej, a potem gorzej lub na odwrót. Na Britannia Stadium jest natomiast zawsze niemal tak samo monotonnie. Środek tabeli, okupiony dosłownie mieczem i toporem. Nie widać tu również jakichś specjalnych ambicji, które mogłyby wznieść ekipę na wyższe lokaty. Podstawą powinny być jednak zmiany w kadrze i znalezienie kilku innych Bojanów, którzy razem mogliby odmienić los spisywanej co sezon na przeciętność drużyny. Być może to piłkarze spisani już na straty (jak zresztą wspomniany Krkić czy Moses) będą w stanie wynieść tę drużynę? Są zawodnicy, którym w czerwcu kończą się kontrakty, mało kto się nimi interesuje, a sami potrzebują klubu, w którym byliby postaciami kluczowymi. Jak chociażby Anderson z Manchesteru United, któremu po sezonie wygasa kontrakt z „Czerwonymi Diabłami”. Nic nie wskazuje, aby ktokolwiek chciałby go przedłużyć, a to przecież zawodnik, który jeszcze niedawno potrafił oczarować dobrym zagraniem i kreatywnością. Piłkarz, który wobec biedy w środku pola Hughesa mógłby się sprawdzić.
Z drugiej strony mamy tu do czynienia z ekipą, która od sezonu 2009/2010 kurczowo trzyma się najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii i jako jedyna trzyma równy poziom. Choć wyniki nie powalają, to znajdowanie się w elicie jest nadal czymś wartym uznania, zwłaszcza iż nikt nigdy nie wymienia Stoke jako kandydata do spadku. Czy warto ryzykować i bić się o wyższe cele, to pytanie dla włodarzy klubu. Po kilku latach regularnej gry w Premier League chyba można zacząć myśleć o czymś więcej niż przeciętność.
Niech redaktor przeczyta jeszcze raz swój tekst i poprawi błędy ,bo artykuł ciekawy ,ale pełno w nim "wielbłądów" :)