Jak spartolić sobie karierę – młodzieńcza sodówka i alkoholowe szaleństwo


9 sierpnia 2014 Jak spartolić sobie karierę – młodzieńcza sodówka i alkoholowe szaleństwo

Któż z nas nie zna tego uczucia, gdy po mocno zakrapianej imprezie daje się słyszeć odgłos rosnącej trawy? Pulsująca jeszcze w skroniach mocno krew i często obolałe ciało. Życie po libacji alkoholowej nie należy do najłatwiejszych. A co, jeśli w takim stanie mamy jeszcze rozegrać mecz? Jak się jednak okazuje, kac morderca nie zawsze zabija potencjał piłkarzy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Legendarny Meazza na kacu

Piłka nożna, jak wiele innych sportów, kojarzy nam się z dyscypliną, ogromnym poświęceniem, z zakazami i napiętym harmonogramem. Tak było zawsze. Dawniej jednak piłkarze nie mieli zbytniej sposobności, aby oddawać się zabawom i rozpuście. Na początku współczesnej historii futbolu zawodnicy zarabiali podobnie jak przeciętni robotnicy. Nie mieli nic do powiedzenia przy podpisywaniu kontraktów, a w hotelach nie czekała na nich najwyższej klasy posługa. Przy takim traktowaniu i zarobkach sodówka nie uderzała graczom do głowy. Chyba że było się najlepszym na świecie. O Giuseppe Meazzie można by było napisać jeszcze wiele osobnych artykułów. Legendarny Włoch uchodził za najbardziej utytułowanego piłkarza. Dzięki niemu Squadra Azzurra wywalczyła w 1934 i w 1938 roku złote medale mistrzostw świata. Dla Interu Mediolan zdobył 247 bramek – najwięcej w historii klubu. Chociaż niski, to diabelnie szybki, nazwany przez fanów „Demonem”.

Piłkarz uważany za jednego z najlepszych w dziejach futbolu był sławny też z innego powodu niż jego kariera sportowa. Poza boiskiem duże kontrowersje wzbudzało prywatne życie Giuseppe. Zawodnik wywalczył sobie silną pozycję w klubie oraz w reprezentacji i jako jedyny z drużyny mógł palić papierosy. Nie myślał o ustatkowaniu się i założeniu rodziny. Ważniejsze były dla niego nocne zabawy, oczywiście mocno zakrapiane. Zwyczajem stało się dla niego rozgrywanie meczów z syndromem dnia następnego. Był jednak fenomenem piłkarskim, a to pozwalało na rozgrzeszanie go z jego pijackich grzechów. Pewnego razu po imprezie zbudził się pół godziny przed meczem i w ostatniej chwili zdołał dotrzeć na stadion. Już wtedy posypały się groźby od trenera i prezesa. Lecz w trakcie spotkania zaliczył hat-tricka i o całej sprawie zapomniano. Ciekawostką z życia Giuseppe jest również słynny karny wykonany w meczu z Brazylią… bez spodenek. W trakcie strzelania „jedenastki” szorty napastnika rozerwały się, jednak nie przeszkodziło to Meazzie w zdobyciu bramki.

Alkohol szkodzi…

… na szare komórki również. O tym, jak procenty mogą zaszkodzić karierze piłkarskiej, przekonał się już nie raz Nicklas Bendtner. Duńczyk już od paru lat pracuje na swoją złą, a może raczej głupią reputację. Napastnik Arsenalu był dobrze zapowiadającym się zawodnikiem, a niektórzy wróżyli m światową sławę. Być może przepowiednie by się sprawdziły, gdyby nie idiotyczne wybryki gracza. W 2013 roku Bendtner za jazdę po pijaku został ukarany grzywną w kwocie 147 tysięcy dolarów, odebraniem prawa jazdy na trzy lata oraz zawieszeniem w reprezentacji na pół roku przez duńską Federację. Niestety kara nie przywróciła Duńczykowi rozumu. Nie upłynęło wiele czasu, nim piłkarz kolejnym incydentem dał o sobie znać. Tym razem zdemolował apartament. Na kolejny i najgłośniejszy wybryk Nicklasa również nie trzeba było długo czekać. Po jednej z imprez kompletnie zalany Bendtner zaczął awanturować się z taksówkarzem. Poszło o rzeczy, które piłkarz przywłaszczył sobie z kolegami z taksówki. Kiedy kierowca poprosił o zwrot, rozpętało się piekło. Najlepiej relacjonują to słowa pokrzywdzonego: – Powiedział, że gdyby nie był znaną osobą, toby mnie pobił, i nazwał mnie grubą świnią. Poprosiłem go, żeby wyszedł z auta. Powtórzyłem to trzy razy i zagroziłem, że jeśli tego nie zrobi, to zadzwonię na policję. Bendtner opuścił spodnie, wymachiwał paskiem jak biczem i krzyczał, że chce mnie „piep…”. Nazywał mnie „małą dziwką” – tak nisko upadł ten, który był kiedyś nadzieją duńskiej piłki.

A teraz kolejny przykład – „Brylanta”, jak nazywają Adriana Mutu, kibice z Rumuni. Szlachetny kamień szybko jednak zanurzył się w mule alkoholu i narkotyków i… już się z niego nie wydostał. Lista przewinień i występków zdolnego napastnika jest dłuższa niż pas startowy lotniska w Londynie. Ukoronowanie jego dokonań piłkarskich i zarazem początek jego upadku nastąpiły w 2005 roku. To właśnie wtedy Mutu został wybrany najlepszym piłkarzem Rumunii oraz został przyłapany na spożywaniu kokainy. Oczywiście pomimo konsekwencji, jakie poniósł, nie rozstał się z nałogiem. Cztery lata później został ukarany przez FIFA karą 17 milionów euro za zażywanie kokainy w Chelsea. W 2011 roku Mutu oraz jego kolegę zgubił natomiast alkohol. Piłkarze za spożywanie trunków przed meczem reprezentacji mieli zostać na zawsze wykluczeni z kadry narodowej. Sankcja została później cofnięta, lecz zawodnik szybko zadbał o przywrócenie zakazu. W 2013 roku Mutu ponownie został zawieszony za zamieszczenie na Facebooku zdjęcia, na którym selekcjoner, Victor Piturca, jest stylizowany na serialowego Jasia Fasolę. Oprócz tego na koncie piłkarza znajdziemy także dotkliwe pobicie barmana czy inne wybryki po alkoholu. Niestety Rumuńska Federacja oraz FIFA zbyt długo miały dobre serce albo zaślepione oczy wobec coraz gorszych wybryków piłkarza.

Alkohol nasz powszedni

Nie do pomyślenia jest, aby nas ominęła afera alkoholowa. Nawet w sferze piłki nożnej. Problemy przez picie mieli już m.in.: Artur Boruc, Sławomir Peszko, Michał Żewłakow czy Maciej Iwański. Kara? Odsunięcie z kadry. Bolesna pokuta. Szczególnie jeżeli w tym czasie rozgrywa się EURO we własnym kraju. Wielu broniło Boruca za „aferę samolotową”, kiedy to spożył zakazany trunek. Przez jeden głupi wybryk straciliśmy wtedy chyba najlepszego bramkarza. Nie pomogły już przeprosiny i prośby.

I jeszcze jedno. Lepiej nie kręcić po pijanemu filmików z imprezy. Bo później nagranie może ujrzeć światło dzienne. Taka nie-przygoda zdarzyła się Patrykowi Mikicie. Po porażce z Lechią na Facebooku zawodnika Widzewa ukazał się filmik z pewnej balangi. Alkohol, śpiewy i dziewczyny nie spodobały się fanom klubu. Cała sprawa nie odbiła się jednak głośnym echem. Później jeszcze doszło do rzekomego „włamania” na profil zawodnika, po czym rozgorzała kłótnia między nim (lub włamywaczem) a kibicami.

Wszystko jest dla ludzi. Ale pamiętajmy, alkohol to nie zabawka i nie każdy jest Giuseppe Meazzą. To tylko niektóre przykłady piłkarzy, którym używki zniszczyły karierę. Czasami głupie lub śmieszne wybryki mogą przelać czarę goryczy. A kac jednak raczej nie pomaga w zdobywaniu bramek.

Komentarze
versus0 (gość) - 11 lat temu

Warto było dodać jeszcze Paula Breitnera i George Besta. Tutaj ten drugi pasuje w 100%.

Najnowsze