Walka o utrzymanie nie zwalnia tempa. W sobotnie popołudnie o poprawienie swojej niepewnej sytuacji walczyły między innymi Southampton, Swansea i Stoke, lecz tylko jedna ekipa mogła zasypiać z poczuciem wypełnionego zadania.
Tadić na ratunek „Świętym”
Plan na tę kolejkę został zrealizowany. Podopieczni Marka Hughesa stoczyli ciężki bój z Bournemouth, jednak końcowy rezultat sprawił, że zgromadzeni na St Mary’s Stadium kibice mogli wrócić do domów z podniesionymi głowami. A trzeba powiedzieć, że ostatnimi czasy uśmiech niezwykle rzadko gościł na twarzach fanów „Świętych”. Dla uwikłanych w zaciętą walkę o utrzymanie piłkarzy Southamptonu zdobyte dziś trzy punkty były niewątpliwie cenniejsze od złota. Sukces jednak rodził się w bólach i choć ofensywnie usposobieni piłkarze gospodarzy dwoili się i troili, by zagrozić bramce strzeżonej przez Asmira Begovicia, to obie zdobyte przez Southampton bramki były bezpośrednim efektem błędów rywala.
Przy pierwszej akcji bramkowej błyskawicznej kontrze gospodarzy musiał stawić czoła jeden gracz „The Cherries”. Jego wysiłki skazane były na niepowodzenie, a swój popis rozpoczął wtedy Dusan Tadić. Serb był zdecydowanie najlepszym piłkarzem na boisku, co potwierdził również w drugiej połowie, zdobywając ładnego gola na wagę zwycięstwa. Tutaj bezpośrednim winowajcą jest Steve Cook, który źle przyjął piłkę i oddał ją we władanie rywalom, a ci bez skrupułów wykorzystali wpadkę Anglika.
Pomimo że przewaga optyczna leżała raczej po stronie podopiecznych Eddiego Howe’a, to znacznie konkretniejsi w swoich działaniach byli dzisiaj rywale „The Cherries”. Jedyny gol gości w tym spotkaniu padł zresztą po rzucie rożnym, a większość prób ataku pozycyjnego spaliła na panewce. Motorem napędowym tych akcji był najczęściej Lys Mousset, którego upilnowanie stanowiło dla złożonej z trzech defensorów linii obrony „Świętych” największe wyzwanie. To z Francuzem największy problem miał również Jan Bednarek, gdyż pogonie za o wiele szybszym rywalem skazane były na niepowodzenie. Korzystny wynik gospodarze zawdzięczać mogą przede wszystkim bardzo szczelnej dzisiaj defensywie. Głęboko cofnięte dwie linie zawodników okazały się być dla „Wisienek” przeszkodą nie do pokonania. Każdy poważniejszy błąd indywidualny był za moment naprawiany przez jednego z partnerów. Przykładem tego jest choćby Bednarek, który swój niezły występ zawdzięcza dziś współpracy z Cedriciem.
„Łabędzie” niepewne utrzymania
Nieporównywalnie trudniejsze zadanie mieli dziś przed sobą podopieczni Carlosa Carvalhala, którzy w ostatnim sobotnim meczu podjąć mieli na własnym stadionie londyńską Chelsea. O tym rozgrywanym w strugach deszczu spotkaniu zgromadzeni na stadionie widzowie raczej nie będą opowiadać swoim wnukom. Istnieje zresztą spora szansa, że o jego przebiegu nie będą pamiętać już w przyszłym tygodniu, jak tu bowiem wspominać mecz rozstrzygnięty już w czwartej minucie. Wtedy to właśnie przepięknym podkręconym strzałem popisał się Cesc Fabregas. W dalszej części ani gospodarze nie mieli zbytnio pomysłu, jak odgryźć się bardziej utytułowanemu rywalowi, ani goście nie podjęli się już szturmów na bramkę rywala.
50 – Cesc Fabregas has scored his 50th Premier League goal, becoming the third Spanish player to do so in the competition (after Fernando Torres and Diego Costa). Milestone. pic.twitter.com/P3FrLhaW6Y
— OptaJoe (@OptaJoe) April 28, 2018
Piłkarzem, który wyróżnił się dziś na boisku, był bez wątpienia Eden Hazard, który walnie przyczynił się do zdobycia zwycięskiej bramki, a dodatkowo to on odpowiedzialny był za większość sytuacji wykreowanych przez „The Blues”. Szansę od pierwszej minuty dostał dziś również Olivier Giroud, który jednak podobnie jak kibice będzie chciał o tym spotkaniu jak najszybciej zapomnieć. Dośrodkowania posyłane w jego kierunku były zbyt krótkie, zbyt długie, zbyt niskie lub zbyt wysokie. Francuz co prawda cofał się, by zrobić więcej miejsca głównej postaci dzisiejszego widowiska – Edenowi Hazardowi – ale nie był nawet blisko powiększenia swojego dorobku bramkowego.
Hazard był dziś co prawda postacią pierwszoplanową, ale część show skradł mu niewątpliwie Carlos Carvalhal, którego mieliśmy okazję oglądać częściej niż niektórych z jego piłkarzy. Niezadowolony z pracy sędziego dzisiejszego spotkania – Jonathana Mossa – Portugalczyk stale posyłał w kierunku arbitra oraz swoich współpracowników ironiczne uśmiechy. Piłkarze Swansea nie wyróżnili się jednak tak jak ich szkoleniowiec i poza sytuacją, gdy piłkę obok słupka posłał Andre Ayew, nie byli blisko wyrównania wyniku meczu. Tym samym przewaga „Łabędzi” nad Southamptonem stopniała już do jednego punktu i obecność klubu z Walii na starcie kolejnego sezonu Premier League wciąż stoi pod znakiem zapytania.
Significant results at both ends of the #PL table… pic.twitter.com/y4eyKOe581
— Premier League (@premierleague) April 28, 2018