Nie było łatwo, nie było w wielu momentach przyjemnie, ale od czego jest Nahuel Leiva. Śląsk Wrocław kluczowymi trzema minutami, w których strzelił dwa gole, odwrócił losy dwumeczu i wygrał z Ryga FC 3:1.
W teorii zadanie przed meczem nie zapowiadało się wcale na takie proste. Dotychczasowa historia odrabiania strat w europejskich pucharach nie napawała przesadnym optymizmem. Niemniej z drugiej strony w historii dwumeczów z łotewskimi ekipami zwykle to my wychodziliśmy z takich pojedynków cało, właśnie dzięki wynikom na polskiej ziemi. Śląsk Wrocław z pewnością nie chciał zawieść swoich kibiców, mimo problemów na początku sezonu i przegranego pierwszego meczu z Rygą.
Nahuel Leiva szybko wyrównuje stan dwumeczu
Śląsk Wrocław ekspresowo ruszył do odrabiania strat z Rygi. Atakował, pressował, czego efekt ujrzeliśmy już w 6. minucie, gdy otrzymał rzut karny po faulu na Piotrze Samcu-Talarze. „Jedenastkę” pewnie wykonał Nahuel Leiva.
I wszystko byłoby pięknie, ale z kompletnie niezrozumiałego powodu wrocławianie po zdobytym golu, zamiast ruszyć i wyprowadzić drugi cios oszołomionemu rywalowi, stanęli w miejscu. Po kilku minutach Łotysze ocknęli się z początkowego letargu i widząc pasywność swego rywala, sami zaczęli zagrażać bramce.
Śląsk stanął, a Niang zaczął szaleć
Najpierw zrobiło się niebezpiecznie w 18. minucie, gdy w środku pola Niang bezproblemowo uciekł spod straży Żukowskiego, przyspieszył akcję i puścił prostopadłe podanie w kierunku Ramiresa. Ten jednak chyba trochę w tej sytuacji przekombinował, bo piłka w dalekiej odległości minęła bramkę gospodarzy. Kilka minut później Niang znów pokręcił w okolicach „szesnastki” Śląska.
Za to w 25. minucie tylko dobry refleks golkipera Śląska uchronił go od straty gola. Znowu dośrodkowanie z lewej strony i po przepuszczeniu piłki przez gracza Rygi pokonać wrocławian spróbował strzałem nożycami Ramires. Jednak tu właśnie na szczęście wykazał się Leszczyński. Zaczęło się robić już zdecydowanie za gorąco, a ekipa z Dolnego Śląska miała czasem nawet problemy z wyjściem spod własnej połowy.
Śląsk strzelił gola i przestał grać, czyli wróciliśmy do obrazków sprzed tygodnia. Niang bawi się z Żukowskim, jak chce, a obrona prowokuje bramkowe sytuacje. Jest źle. #ŚLĄRIG
— Bartosz Wieczorek (@Bart_Wieczorek) August 1, 2024
Śląsk Wrocław prosił się o gola, to go dostał
Śląsk się prosił, prosił, to i dostał remisowego gola, którego stracił po rzucie rożnym. Przy tej akcji znów po raz kolejny dobrą interwencją popisał się Leszczyński, jednak przy dobitce był już kompletnie bezradny. Tutaj przy asekuracji spóźnił się Petrov, ten fakt wykorzystał Babec i na tablicy pojawił się wynik 1:1.
Dopiero pod koniec pierwszej połowy wrocławianie wreszcie się obudzili. Najpierw oddali niecelny strzał sprzed pola karnego. Dosłownie chwilę potem Samiec-Talar wykorzystał prosty błąd bocznego obrońcy Rygi, podprowadził sobie piłkę do pola karnego, lecz i jego strzał był niecelny. Na sam koniec pierwszej połowy bliski szczęścia był Sebastian Musiolik, jednak po wrzutce z lewej strony nie trafił w piłkę.
Pocieszające było chociaż to, że Śląsk w końcu zaczął robić na boisku cokolwiek od ponad pół godziny.
Śląsk Wrocław znów od początku rzucił się do ataku, tym razem na dłużej
Optymizm z końcówki pierwszej połowy przeniósł się na początek drugich 45 minut. Wrocławianie po raz drugi rozpoczęli połowę meczu z przytupem. Tym razem po dośrodkowaniu zrehabilitował się ten, który zawalił przy golu dla Rygi. Simeon Petrov najwyżej wyskoczył w polu karnym Łotyszy i bardzo precyzyjnym uderzeniem głową nie dał Matrevicsowi żadnych szans.
Tym razem nie było mowy o odpuszczaniu. W 51. minucie ujrzeliśmy kapitalny przerzut na prawą stronę, po którym piłka przeszła na środek pola, dopadł do niej Nahuel Leiva. Hiszpan argentyńskiego pochodzenia ułożył ją sobie na prawej nodze i huknął jak z armaty, podwyższając rezultat na 3:1. To był jego mecz, dwa gole i asysta. Jeśli ten awans ma czyjeś imię, to właśnie Leivy.
Ale pocisk. Z takiej odległości… Wow. Ma tą nogę ułożoną Nahuel.Śląsk się nakręcił mocno. Fajna atmosfera, dużo ludzi. Brawo, nie pękli. Dołożyć jeszcze jedną, dograć do końca i misja wykonana. #SLARIG slajd @polsatsport pic.twitter.com/SjO6pLaRqI
— Maciek Szcześniewski (@MaciekSzcz) August 1, 2024
Śląsk złapał rytm i to było widać. Ponadto Orosco postanowił skomplikować sytuację kolegom z Rygi jeszcze bardziej, wylatując z boiska po zaledwie kilku minutach. Czerwona kartka w pełni zasłużona, ponieważ w bardzo niebezpieczny sposób wszedł ślizgiem w nogi wrocławskiego piłkarza. Zapowiadało się na pewne dowiezienie korzystnego wyniku do końcowego gwizdka.
W końcówce królował chaos
Lecz im bliżej było końca meczu, tym mecz stawał się coraz bardziej chaotyczny. Wrocławianie próbowali bokami kontrować przyjezdnych. Bardzo mocno starał się pokazywać do gry wprowadzony z ławki Marcin Cebula, ale brakowało już tym akcjom dokładności oraz pomysłu. Ale i Łotysze nie byli już tak groźni jak w pierwszej połowie. Z okazji godnych odnotowania w drugiej połowie należy wspomnieć fantastyczne uderzenie z rzutu wolnego Ngomy, które na szczęście dla polskiej ekipy zatrzymało się tylko na słupku. Niemniej różnica gola ciągle powodowała, że trzeba było mieć się na baczności. Jeden głupi błąd oznaczałby dogrywkę.
Zadecydowały te trzy kluczowe minuty
Na szczęście Śląsk Wrocław takiego scenariusza uniknął i wygrał spotkanie 3:1, czym przypieczętował awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Śląsk Wrocław miał w tym meczu dużo przeciętnych i słabych momentów, gdy goście potrafili go zdominować. Kluczowe okazało się te 180 sekund, w których „Wojskowi” zdobyli dwa gole, które dały im ostatecznie awans do europejskich pucharów. No i rzecz jasna nie byłoby awansu, gdyby nie geniusz Nahuela Leivy.
Jednak gdyby tak wrocławianie potrafili grać tak dobrze przez dłuższy czas, ich kibice mieliby znacznie mniej powodów do niepokoju. Niemniej gratulujemy ekipie Jacka Magiery awansu. Jak dobrze wiemy, w poprzednich latach nie każdy był w stanie sobie poradzić nawet z dużo prostszymi przeszkodami.