Pandemia COVID-19 wszystkim nam dała się we znaki. Fizycznie, psychicznie, a także finansowo. Pojawiło się wiele pytań. Na przykład jak rozliczać się z piłkarzami, którzy przecież nie trenują, czyli teoretycznie nie pracują? Wielu piłkarzy w ramach porozumienia z klubami zdecydowało się na obniżenie swoich pensji. Jednak nie wszyscy zawodnicy chcieli się na to zgodzić. Tak właśnie sprawa Filipa Markovicia, Mateusza Radeckiego i Michała Chrapka trafiła do piłkarskiego sądu polubownego. Sprawę wytoczył Śląsk Wrocław, aby upewnić się, że nie musi powyższej trójce niczego zwracać. Jednak nie wszystko poszło po myśli wrocławskiego klubu.
O co w tym wszystkim chodzi?
Sprawa została założona przez Śląsk w celu ustalenia nieistnienia zobowiązania pieniężnego Śląska Wrocław względem wszystkich trzech piłkarzy. Zapytałem w Polskim Związku Piłkarzy, jak zazwyczaj Piłkarski Sąd Polubowny rozstrzyga takie sprawy.
– Jeżeli nie ma pisemnego porozumienia między klubem a zawodnikiem w postaci aneksu do umowy, Piłkarski Sąd Polubowny przeważnie stoi na stanowisku, z którego wynika, że klub musi wypłacić zawodnikowi to, na co umówiono się w kontrakcie – powiedział Tomasz Gandziarski z Polskiego Związku Piłkarzy.
Śląsk z pomocą sądu chciał uniknąć wypłacenia wynagrodzenia zawodnikom, którzy nie zgodzili się na obniżki. Czy to się wrocławianom udało? Nie do końca, bo sprawy całej trójki nie wyglądają dla włodarzy Śląska dobrze. Szczególnie w świetle powyższej wypowiedzi Gandziarskiego, ale po kolei.
Filip Marković i zażalenie Śląska
Udało mi się skontaktować z przedstawicielem Filipa Markovicia, Maciejem Krzemińskim. Pan mecenas udzielił mi bardzo wyczerpującej odpowiedzi na temat sprawy Serba. Władze Śląska zaproponowały piłkarzowi obniżkę wynagrodzenia za czas pandemii do 25% i 50% w zależności od miesiąca. Zawodnik tę propozycję odrzucił, więc klub wypłacił mu… 15%, co jak podkreśla Krzemiński, nie miało żadnej podstawy prawnej. Śląsk poszedł do sądu, żeby ustalić, czy musi cokolwiek jeszcze płacić. Wyrok pierwszej instancji zapadł w listopadzie 2021 roku. Zasądzono kwotę odpowiadającą 50% wynagrodzenia, na co obie strony w grudniu 2021 odpowiedziały złożeniem wniosku o ponowne rozpoznanie sprawy. Od tego czasu PZPN nadal nie przeprowadził tego rozpoznania, co – jak podkreśla mój rozmówca – trwa dłużej niż w sądzie powszechnym.
Ciekawa jest sytuacja Śląska związana z tym odwołaniem. Otóż okazuje się, że odwołanie wrocławian zostało odrzucone, bo… klub nie uiścił w terminie należnej opłaty. W związku z tym odwołanie odrzucono, a klub wniósł zażalenie. Na początku listopada 2022 roku wyłoniono skład, który ma przyjrzeć się zażaleniu i wydać wyrok w tym temacie. Sprawy odwołań od zasądzonej kwoty muszą być rozpatrzone łącznie. Dopóki nie zostanie podjęta decyzja w sprawie zażalenia Śląska, sprawa wysokości wynagrodzenia nie ruszy do przodu.
– Na marginesie dodam, że kwestia spóźnionej bądź terminowej opłaty nie jest skomplikowana. Da się ją załatwić na jednym posiedzeniu Piłkarskiego Sądu Polubownego – dodaje Maciej Krzemiński.
Jest to zaledwie jeden z wielu przykładów, jak Piłkarski Sąd Polubowny przeciąga w nieskończoność teoretycznie proste do rozwiązania sprawy.
Wracając jednak do Markovicia, Krzemiński dodaje:
– W sprawie innego zawodnika i innego klubu PSP już w pierwszej instancji przyznał zawodnikowi 100% wynagrodzenia za czas pandemii. Rozstrzygnięcie oddalające odwołanie klubu wydano w listopadzie 2022 roku.
W uzasadnieniu wyroku w sprawie Markovicia jeden z arbitrów złożył zdanie odrębne. Wynika z niego, że nie ma żadnych podstaw ku obniżaniu wynagrodzenia zawodnika o 50%. Krzemiński dodaje, że w jego ocenie wyrok wydano z naruszeniem przepisów.
Jeśli zbierzemy to wszystko razem, wnioski nasuwają się same. Śląsk prędzej czy później będzie musiał zapłacić Markoviciowi o wiele więcej niż do teraz. Nie możemy też wykluczyć tego, że sąd zobowiąże Śląsk do wypłacenia Serbowi wszystkiego, co miał zapisane w kontrakcie.
Michał Chrapek, Mateusz Radecki i dementi rzecznika prasowego
O sprawie Michała Chrapka i Mateusza Radeckiego informowałem jakiś czas temu na Twitterze:
Śląsk Wrocław przegrał w sądzie z Michałem Chrapkiem. Sprawa dotyczyła obniżenia wynagrodzeń zawodników w związku z pandemią. Na mocy wyroku sądu Śląsk musi teraz wypłacić Chrapkowi całą zaległą kwotę. Wcześniej podobny proces z klubem wygrał Mateusz Radecki.
Fot. Piast Gliwice pic.twitter.com/4U5EC5Spaz
— Piotr Potępa (@PiotrPotepa) December 28, 2022
Informację zdementował rzecznik prasowy Śląska Wrocław Jędrzej Rybak.
Poniższe informacje są nierzetelne i nieprawdziwe, nie pierwszy raz jeśli chodzi o to źródło. W skrócie: sprawę założył Śląsk, klub nie "przegrał w sądzie" ani z M. Chrapkiem, ani M. Radeckim i nie jest na dziś zobowiązany do jakichkolwiek spłat na ich rzecz.
Szerzej w komentarzu https://t.co/ZlSEoNr2Xz— Jędrzej Rybak (@jedrzej_rybak) December 28, 2022
Faktycznie w moim wpisie pojawiła się pewna nieścisłość, ale taka również zaistniała w dementi rzecznika. Śląsk przegrał obie sprawy, ponieważ Piłkarski Sąd Polubowny w całości oddalił powództwo klubu. Tłumacząc na język nieprawniczy: sąd orzekł, że roszczenie Śląska o nieistnieniu zobowiązania wobec piłkarzy to mrzonka. To z kolei oznacza, że klub będzie musiał zapłacić. Nieścisłością w informacji podanej przeze mnie jest stwierdzenie, że Śląsk będzie musiał wypłacić piłkarzowi całą zaległą kwotę.
Wysokość należności PSP ustali dopiero w następnym kroku. Nieco pospieszyłem się z wyrokiem, aczkolwiek w świetle słów Tomasza Gandziarskiego możemy wywnioskować, że informacja o przymusie wypłacenia całości wynagrodzenia obu zawodnikom nabierze mocy prawnej i jest to tylko kwestia czasu. Dokładnie taki sam status sprawy jak Michał Chrapek ma Mateusz Radecki, czyli tu też czekamy tylko na ustalenie przez PSP kwoty, którą Śląsk będzie musiał Radeckiemu wypłacić i tutaj też niewykluczone, że trzeba będzie zapłacić wszystko, co znajdowało się w kontrakcie.
Śląsk Wrocław i planowanie budżetu
29 grudnia 2021 roku na łamach „Gazety Wrocławskiej” prezes Śląska Piotr Waśniewski, zapytany o te sprawy, powiedział: – Mamy nadzieję, że werdykt będzie zgodny z ideą, która w tamtym momencie przyświecała wszystkim klubom ekstraklasowym w kwestii rozliczenia się za okres, w jakim piłkarze nie mogli wykonywać swoich zawodów nie dlatego, że my im na to nie pozwalaliśmy, tylko uniemożliwiała to pandemia.
Jest w tym sporo racji, bo w czasie pandemii PZPN wydał zalecenie, z którego wynikało, że kluby mogą obniżyć swoim zawodnikom wynagrodzenia o 50%. Wielu zawodników przyjęło te obniżki i zgodziło się na nie, podpisując aneksy do swoich umów. Waśniewski nie wziął jednak pod uwagę, że było to jedynie zalecenie, a nie nakaz, a co za tym idzie – na obniżenie tych wynagrodzeń musieli się zgodzić przede wszystkim piłkarze. Jeśli takiej zgody z ich strony nie było i nie podpisano aneksu do umowy, należało wypłacać piłkarzom to, co mieli zapisane w kontraktach.
Władze Śląska Wrocław niestety po raz kolejny pokazują, że planowanie budżetu i terminowe regulowanie zobowiązań nie jest ich najmocniejszą stroną. Problemy z wynagrodzeniami istniały niemal przez cały 2022 rok. Doszło do tego, że w listopadzie i grudniu piłkarze wysyłali wezwania do zapłaty i trzeba było szybko organizować pieniądze, żeby zawodnicy nie zaczęli rozwiązywać umów z winy klubu.
Piłkarze Śląska przebywają obecnie na obozie przygotowawczym w Turcji, ale raczej nie ma co liczyć na to, że dołączą do nich jacyś nowi koledzy. Jedynym pocieszeniem dla księgowych we Wrocławiu może być informacja, że z klubem dogadał się zesłany na początku sezonu do rezerw Krzysztof Mączyński i jego umowa została rozwiązana za porozumieniem stron. Chociaż z drugiej strony nie możemy być pewni, czy na warunkach korzystnych dla klubu.
Wypad do Tarnobrzegu chłopczyku . Po Tępa