Śląsk Wrocław nie zachwycił, ale wygrał swój pierwszy mecz o stawkę w sezonie 2012/2013. Pokonać 2:0 Buducnosta Podgorica udało się po bramkach Roka Elsnera i Sebastiana Mili z rzutu karnego.
Napisać, że piłkarze Śląska zaczęli niemrawo, to nic nie napisać. Podopieczni Lenczyka na boisku wyglądali jak dzieci we mgle. Albo raczej w upale, bo temperatura podczas gry sięgała 30 stopni. Jakiś wpływ na ich postawę na pewno miało też to, co działo się zaraz przez pierwszym gwizdkiem. Pseudokibice z Podgoricy doszli do wniosku, że skoro ich ulubieńcy faworytem nie są, to oni zrobią użytek z własnego terenu i ich wspomogą. Dobrze, że wszyscy gracze mogli niepoturbowani wyjść na boisko, za to niektórzy kibice już wiedzą, jak czuli się Rosjanie w Warszawie 12 czerwca.
Nie minęło 120 sekund i powinno być 1:0 dla gospodarzy. Powinno, ale ich akcję wykańczał nie Messi, a Kurbegović. Serb pokazał, że w klubie takim jak Buducnost nie gra przez przypadek i fatalnie chybił. W 11. minucie, po podaniu z prawej strony, groźnie strzelał Adrović, ale i on udowodnił, że od kolegi nie odstaje, i nie trafił. Kilka chwil później gracze gospodarzy w jednej akcji próbowali strzelić na bramkę kilka razy. Tym razem stracie gola zapobiegły plecy Elsnera i inne części ciała jego kolegów. Następnie lewym skrzydłem popędził Kurbegović i dośrodkował w pole karne. Tego nie zmarnowałby już żaden piłkarz gospodarzy, gdyby tylko któryś z nich do wrzutki doszedł.
Niespodziewanie gdzieś w tym okresie przewagi Buducnosnostu znalazło się kilka sekund na… gola dla Śląska. Nie trzeba było do tego wielkiej finezji. Mila wycofał piłkę do Soboty, ten dośrodkował w pole karne, tam zaspał jeden z obrońców, który nie złapał Elsnera na spalonym. Słoweniec udowodnił, że nie zapomniał, jak się strzela głową, i tak jak w maju w Krakowie, tak i teraz pokonał bramkarza rywali. Po tej bramce wszystko wróciło do normy, tzn. Czarnogórcy znowu ruszyli do ataku. Znowu jednak piłka po groźnym dośrodkowaniu z lewej strony nie znalazła adresata w polu karnym. Goście za to przeprowadzili kontrę zakończoną strzałem Soboty. Strzałem celnym, ale jednocześnie za słabym, żeby zagrozić bramkarzowi. Kilkadziesiąt sekund później, po kolejnej kontrze, Gikiewicz miał stuprocentową sytuację. Dostał piłkę jak na tacy i zamiast do bramki trafił w bramkarza. Pretensji do niego mieć jednak nie trzeba zbyt wielkich, bo i tak był na spalonym.
To była jednak tylko chwila przewagi WKS-u, bo później znowu zaatakowali gospodarze. W 29. minucie Pawelec w ostatniej chwili zatrzymał groźne dośrodkowanie, chwilę później z dystansu próbował Kalezić, ale nie było to dobre uderzenie i więcej pisać chyba nie trzeba. Tuż przed przerwą dobre podanie dostał Bosković, ale zanim zdążył uderzyć, piłkę zabrał mu Kowalczyk. Pierwsza połowa zakończyła się za to po dośrodkowaniu Mili z rzutu wolnego i niecelnym strzale głową jednego z jego kolegów.
Na drugą część gry goście wyszli z mocnym postanowieniem poprawy i szybko zaczęli je realizować. W 47. minucie przeprowadzili niezłą akcję, która skończyła się rzutem rożnym. Rzut rożny z kolei zakończył się rzutem karnym, bo ręką zagrał jeden z obrońców. Do piłki podszedł Mila, a miejscowi fani znowu postanowili pomóc swoim piłkarzom. W pole karne poleciały petarda, raca, ktoś próbował wrzucić serpentynę. Mila wykazał się jednak stalowymi nerwami. Nie przeszkodzili mu ani wrogo nastawieni kibice, ani to, że karnego musiał powtórzyć. Za drugim razem uderzył jeszcze lepiej i zrobiło się 2:0. Piłkarze gospodarzy zaczęli za to pokazywać, że agresywni nie są tylko ich kibice, ale i oni sami. Zamiast w piłkę coraz częściej woleli kopać w nogi rywali, a składnych akcji było już mniej. Śląsk też do huraganowych ataków się nie wyrywał. W końcu w upale polski piłkarz grać nie lubi, poza tym przed WKS-em prestiżowy dwudniowy turniej, a później rewanż z klubem z Podgoricy.
Z tego względu kolejne minuty byłby na poziomie etapu rozgrywek, na którym się znajdujemy. Pierwszym ciekawszym momentem było dopiero wejście na boisko Patejuka w 70. minucie. 30-latek, który jeszcze nie tak dawno występował w ligach okręgowych, zadebiutował w Lidze Mistrzów. Zaraz po jego wejściu było groźnie pod bramką WKS-u. Po w końcu dobrze wykonanym rzucie rożnym małe problemy miał Kelemen, ale ostatecznie piłka została w jego rękach. W 76. minucie Pawelec łatwo dał się ograć Androviciowi, ale napastnikowi Buducnostu gorzej poszło już z Kelemenem. Kilkadziesiąt sekund wcześniej na boisku pojawił się Flavio Beck Junior. Wystarczyły cztery minuty, by zachował się jak Brazylijczyk. Taki np. z mundialu w 1954 roku. Flavio został zaatakowany przez Gikiewicza i sam postanowił wymierzyć mu sprawiedliwość. Łokciem. Sędzia również okazał się sprawiedliwy i wyrzucił go z boiska.
Debiut golem okrasić mógł chwilę później Patejuk. Szczęście jednak postanowił mu odebrać Agović, choć gdyby przepuścił piłkę po tym strzale… nie, to nie byłoby nawet na poziomie ligi czarnogórskiej. Odpowiedzieć strzałem z wolnego próbował Kurbegović. Kelemen dla odmiany wysilić się nie musiał wcale, no może poza niewielkim użyciem mięśni szyi, żeby zobaczyć, jak piłka mija bramkę. Chwilę wcześniej na boisku pojawił się Diaz i w 89. minucie przekonaliśmy się, że plotki o jego nadwadze nie są przesadzone. Argentyńczyk dostał dobre prostopadłe podanie, ale popisał się przyspieszeniem na poziomie… nie, to nie był nawet poziom ligi czarnogórskiej. Zmęczony obrońca łatwo go dogonił i wybił piłkę na róg. Później, po sprytnym rozegraniu rzutu wolnego, próbował jeszcze Kalezić, ale jego strzał może podsumować cały występ Buducnostu w tym spotkaniu – był fatalny. Śląsk nie zagrał wcale o wiele lepiej, ale cel zrealizował. Minimalnym nakładem sił osiągnął bardzo dobry wynik. Orest Lenczyk już może myśleć nad taktyką na trzecią rundę.
Z taką formą śląsk nie ma co szukać w europie
jak przejdą do następnej rundy to już będzie
sukces ale w III rundzie i tak odpadną
Nie gadaj głupot, dopóki piłka w grze wszystko
może się zdarzyc tak w ogóle to słyszałem że
już teraz mieli odpaśc. Nie jestem za Śląskiem
ale w pucharach kibicuje każdej polskiej drużynie.
Także proszę mi tu nie pier*olic.
żeby Kurbegović wykorzystał sytualcję w 2 minucie
śląsk miałby problemy z wygraniem tego meczu
ponieważ grwa była bardzo słaba , wystarczy
popatrzeć na posiadanie piłki
Ja kibicuje polskim drużynom ,ale poziom Śląska
nie przemawia do mnie- Jak przejdą to w LM i tak
gó... zrobią i przegrają wszystko!
Ty chyba nie oglądałeś tego meczu śląsk nie ma
szans na lm a o le też będzie trudno
nie piszcie głupot. WKS wielką siłą nie jest ale
taktycznie to dobra drużyna, więc poczekajmy
dopiero do III rundy, a potem wnioskujmy.
odpadna w 3-iej cioty
''Nie minęło 120 sekund i powinno być 1:0 dla
gospodarzy. Powinno, ale ich akcję wykańczał nie
Messi, a Kurbegović. Serb pokazał, że w klubie
takim jak Buducnost nie gra przez przypadek i
fatalnie chybił.''
Żałosne ! Brak szacunku dla słabszych
PS : On robił Sochę tak jak Messi ; )