Oczekiwania wobec drużyny Wolverhampton w tym sezonie są ambitne. Zdecydowanie ambitniejsze od tych z poprzedniego sezonu. Oczekiwania te były takie jak dla każdego beniaminka ligi, czyli utrzymanie się na obecnym szczeblu rozgrywek. Oprócz tego naturalnie budowanie zespołu i strategii rozwoju na przyszły rok.
Sezon 2018/2019 był – ku zdziwieniu wielu – bardzo dobry. „Wilki” uplasowały się wówczas na siódmym miejscu, tuż za żelazną szóstką. Tym samym zagwarantowały sobie udział w kwalifikacjach do kolejnej edycji rozgrywek Ligi Europy. Problemem drużyny Nuno Espirito Santo, który oddzielał ją od czołówki, była nie najlepsza defensywa. Pomimo tego, że na tle ligi „Wilki” spisywały się na przyzwoitym poziomie (ósme miejsce pod względem liczby straconych bramek), to jednak różnica straconych do strzelonych bramek była niemal zerowa.
Jak się prezentuje aktualny skład
Mimo świadomości słabszej gry w obronie podekscytowanie w środowisku drużyny „The Wolves” znacznie wzrosło, tak samo jak oczekiwania. Przeprowadzone transfery Pedro Neto, Patricka Cutrone czy wykupienie, po rocznym wypożyczeniu, Raula Jimeneza jeszcze bardziej podsyciły apetyty „Wilków”. Drużyna Wolverhampton skupiła się na kolejnych wzmocnieniach w ofensywie. To dobrze rokuje, ponieważ żeby myśleć o wyższych celach, trzeba nie tylko wzmocnić defensywę, lecz także więcej strzelać. Natomiast jeśli chodzi o defensywę, to jedynym nowym zawodnikiem, który wzmocniłby obronę, jest Jesus Vallejo. Młody środkowy obrońca został wypożyczony na rok z Realu Madryt. Poza tym do klubu dołączył na zasadzie wolnego transferu Flavio Cristovao, a Leander Dendoncker po okresie rocznego wypożyczenia został wykupiony przez The Wanderers.
Problem może polegać na tym, że „Wilki” grają formacją 3-5-2. Granie jedynie trójką obrońców naturalnie wiąże się z ryzykiem straty większej liczby bramek. Do tej pory niezmiennie w linii defensywy w pierwszym składzie wychodzą Willy Boly, Coady Conor oraz Ryan Bennet. Są to piłkarze, którzy nie mają problemu ze zgraniem. Grają razem już od trzeci sezon. Czynnikami, które powodują stratę bramek, są raczej błędy indywidualne oraz przede wszystkim brak wsparcia jeszcze jednego zawodnika defensywnego. Być może zagranie czwórką obrońców z wahadłowymi podpinającymi się pod akcje ofensywne przyniosłyby lepszy rezultat i być może bilans bramkowy poprawiłby się.
Czy problem Wolverhampton tkwi w Lidze Europy?
Podopieczni Nuno Espirito Santo kwalifikacje do Ligi Europy przeszli jak burza. We wszystkich trzech rundach kwalifikacyjnych kończyli mecz jako zwycięzcy. Dzięki temu Wolverhampton Wanderers zagra po raz pierwszy od 38 lat w europejskich rozgrywkach. Jednak w lidze nie jest już tak kolorowo, jak śnili pewnie kibice „Wilków”. Po czterech kolejkach mają zaledwie trzy „oczka” na swoim koncie.
Mecz z Leicester w pierwszej kolejce zapewne ostudził zapał w środowisku ekipy The Wanderers. Po remisie z przeciętną drużyną Premier League drużynę „Wilków” czekał trudny mecz z Manchesterem United. Tutaj podopieczni Nuno Espirito Santo dowieźli do końca meczu szczęśliwy remis, przy stanie 1:1 Paul Pogba zmarnował bowiem „jedenastkę”, tym samym darując jeden punkt Wolverhampton.
Po drażniących dwóch spotkaniach kibice oczekiwali w meczu przeciw Burnley pierwszego ligowego zwycięstwa w tym sezonie. Jak się okazało, musieli oni do ostatnich minut modlić się o zdobycie choćby punktu w tym meczu. Ich modły zostały wysłuchane, ponieważ „Wilki” wyszarpały remis, strzelając bramkę z rzutu karnego, której zdobywcą był Raul Jimenez. Atmosfera wśród drużyny grającej na Molineux Stadium cały czas słabła. Na domiar złego w ostatniej kolejce przed przerwą reprezentacyjną The Wanderers przegrali na wyjeździe z Evertonem, co w podsumowaniu dało fatalny początek sezonu.
Wiadomo było, że wraz z meczami rozgrywanymi w Lidze Europy przyjdą słabsze momenty w krajowych rozgrywkach. Jednak chyba niewiele osób spodziewało się, że ten moment nadejdzie od razu. Być może to efekt intensywnego wysiłku przełożonego na kwalifikacje do LE. „Wilkom” bardzo zależało, aby po tylu latach wrócić do europejskich rozgrywek. Powrót do LE z pewnością ma też pomóc w rozwinięciu i budowaniu drużyny walczącej o mistrzostwo Anglii. Cel ten „The Wolves” mają zamiar zrealizować w ciągu sześciu lat.
"That’s our first defeat since we’ve been back, since the start of pre-season, we don’t want to dwell on things too much, we know it wasn’t our best performance today, but we’ll be back."
— Wolves (@Wolves) September 1, 2019
„The Wolves” niczym Robin Hood
Mogłoby się wydawać, że „Wilki” w poprzednim sezonie wzorują się na pewnej legendzie zwanej Robin Hoodem. Porównanie to wynika ze sposobu zdobywania i tracenia punktów w lidze. Mianowicie The Wanderers bardzo dobrze (jak na ówczesnego beniaminka) spisywali się w meczach z gigantami krajowego podwórka. Za każdym razem, gdy spotkanie kogoś z żelaznej szóstki miało odbyć się przeciwko drużynie Nuno Espirito Santo, to ta ekipa wiedziała, że nie będzie łatwo. Żeby nie być gołosłownym, przypomnimy, że w poprzednim sezonie „The Wolves” uzbierali 16 punktów przeciwko drużynom z top 6.
Na nieszczęście „Wilków”, jak przystało na prawdziwego Robin Hooda, jak się już okradło bogatych, to trzeba oddać biednym. I tak też się działo w poprzednim sezonie. The Wanderers mimo dobrej gry tracili punkty z niżej notowanymi rywalami. Dla zobrazowania przykład może skrajny, ale oddający obraz tego, co się działo w ekipie Nuno Espirito Santo. Ten przykład to dwie porażki w lidze ze spadkowiczem Premier League – Huddersfield Town F.C.
„Wilki” drepczą wciąż tą samą ścieżką
Niestety, na razie wygląda to tak, że drużyna Wolverhampton nie uczy się na błędach i dalej bawi się w Robin Hooda. Trzy mecze z drużynami z niższej półki i zaledwie dwa punkty wywalczone. Natomiast z zespołem ze ścisłej czołówki (Manchester United) już piłkarze „Wilków” wywalczyli jeden punkt i utarli im nosa. Problemem podopiecznych Nuno Espirito Santo znowu wydaje się defensywa. Niestety nic się nie zmieniło. Być może wraz z dalszą częścią sezonu obrona The Wanderers się rozwinie, jednak nawet optymista może mieć co do tego wątpliwości.
Słaby początek nie zwiastuje niczego dobrego, szczególnie że dopiero teraz nadejdą dodatkowe mecze, co przekłada się oczywiście na zmęczenie i rotację w składzie. Biorąc pod uwagę to, że „The Wolves” nie są doświadczoną drużyną pod tym względem, może być naprawdę trudno poradzić sobie z obciążeniem i presją. A z pewnością przyjdzie ona wraz z rozpoczęciem europejskich rozgrywek. Nie można również zapominać o dłuższych i częstszych podróżach po Europie.
Nigdy nie jest łatwo wróżyć przyszłość komukolwiek, również w przypadku drużyny Wolverhampton. Jednak można tu zauważyć więcej argumentów przemawiających za pesymistyczną wersją przyszłości „Wilków”. Aczkolwiek na ten moment możemy jedynie przeczekać najbliższe dwa tygodnie, umilając sobie je meczami reprezentacji. Później czas pokaże, czy „The Wolves” poradzą sobie z trudami sezonu.