Szósta wygrana przy pięciu remisach oraz pięciu porażkach. Skra Częstochowa zdobyła w Jastrzębiu kolejny komplet punktów i z jednym spotkaniem zaległym ma już 23 oczka na półmetku rozgrywek. Klub jest pod ostrzałem komisji licencyjnej, ale w aspekcie sportowym nieustannie po cichu pnie się w górę.
Postawa „Skrzaków” budzi podziw wśród całego pierwszoligowego środowiska. Mało kto spodziewał się, że to zespół spod Jasnej Góry, który w zeszłym sezonie najpóźniej zapewnił sobie awans, zostanie najlepszym z całej trójki beniaminków. Już od początku sezonu, mimo porażek, można było odczuć, że druga siła miasta jest gotowa na to wyzwanie, a z każdym kolejnym spotkaniem wiele wskazywało na to, że w pewnym momencie nieźle odpali.
Obrona Częstochowy kluczem
Podopieczni Jakuba Dziółki nie grają ani pięknie, ani skutecznie, ale doskonale neutralizują atuty każdego przeciwnika. Pragmatyzm to element, który jest wręcz zakodowany w DNA drużyny ze słynnej „Lorety”, a rezultaty nie dają podstaw, aby próbować to zmienić. A nawet sugerują, aby zamykać się jeszcze bardziej. Skra tylko trzy razy w bieżącym sezonie kończyła z procentowo wyższym posiadaniem piłki od rywala, w tym dwa razy w dwóch pierwszych kolejkach: z Koroną, z ŁKSem i z Odrą. Efekt? Trzy porażki, po których, jak widzimy, sztab i piłkarze wzorowo wyciągnęli wnioski na następne spotkania.
Nie jest przecież jednak łatwo funkcjonować wiecznie zdominowanym ekipom bez naprawdę solidnych tyłów. Dziesiąta drużyna Fortuna 1. Ligi dała sobie strzelić tylko czternaście bramek, z czego aż cztery w starciu z Widzewem. Biorąc pod uwagę także pojedynek z „Rycerzami Wiosny”, połowa wpuszczonych trafień miała zatem miejsce w meczach z łodzkimi drużynami. Mniej goli, bo po dwanaście, straciły tylko Miedź Legnica i Korona Kielce.
Czy defensywa Skry jest jedną z najlepszych w lidze? Tak pewnie będziemy mogli powiedzieć w maju. Wiemy i sobie to powtarzamy, że kluczem do zwycięstw jest dobra gra w obronie całego zespołu.Jakub Dziółka
Olbrzymie w tym zasługi Adama Mesjasza, który jako lider obrony w Skrze przeżywa swój najlepszy okres w karierze, a po powrocie po kontuzji wygląda absolutnie rewelacyjnie. 28-latek poza wzorowym dyrygowaniem defensywą swoimi golami w ostatnich meczach z Puszczą i Jastrzębiem zapewniał zwycięstwa. Pochwały należy kierować również w stronę wypożyczonego od „sąsiada” Oskara Krzyżaka. Dobra forma młodzieżowca została już zauważona przez selekcjonera kadry U-20 Miłosza Stępińskiego, który powołał częstochowianina na zgrupowanie, a także dał mu szansę debiutu w meczu z reprezentacją Włoch.
Pod jego nieobecność bez zastrzeżeń prezentował się Mariusz Holik. Drugi poziom rozgrywkowy w pełni udźwignęli wahadłowi Kamil Lukoszek i Krzysztof Napora, którym wprowadzić się pomogli nieco bardziej doświadczeni na tym poziomie Łukasz Winiarczyk oraz Rafał Brusiło. Nawet gdy obrońcy Skry popełnią błąd czy przegrają pojedynek, umiejętnie ich asekurować potrafią partnerzy z drugiej linii. Boiskowy charakter i determinacja beniaminka pokazują, jak świadomi wspólnego celu i obranego kierunku są częstochowscy piłkarze oraz jak dobrze scalony jest kolektyw, który mimo przeciętnych warunków organizacyjnych notuje takie osiągnięcia.
Jest w nas bardzo dużo pokory. Znamy swoje miejsce w tej lidze, ale chcemy zdobywać punkty. Pracujemy, aby organizacja gry zarówno w obronie, jak i w ataku, gdzie próbujemy nowych rozwiązań, była na dobrym poziomie. Jakub Dziółka
Niewiarygodną dyspozycję prezentuje bramkarz Mateusz Kos. Ściągnięty z czwartoligowych odłamów 34-latek ostatnie półtora sezonu w drugiej lidze spędził na ławce rezerwowych w cieniu Mikołaja Biegańskiego, a co jeszcze ciekawsze, tym razem był szykowany jako opcja numer trzy przy dwójce młodziutkich golkiperów wypożyczonych z ekstraklasowych klubów. Stało się inaczej, gracz, który przez osiem lat reprezentował barwy Rakowa Częstochowa, wskoczył do klatki już w trzeciej kolejce i w czternastu spotkaniach zachował aż osiem czystych kont, wpuszczając zaledwie dziewięć bramek, a jego heroiczne interwencje, jak na przykład obroniony rzut karny w Olsztynie, nieraz były decydujące.
Skra Częstochowa pragnie przełamywać bariery
Nadrzędny cel, którym jest utrzymanie się na zapleczu ekstraklasy, zdaje się więc być już praktycznie na wyciągnięcie ręki. Skra Częstochowa nie przegrała żadnego meczu z bezpośrednim rywalem do walki o byt. Ostatnie trzy za „sześć punktów” nawet wygrała: Stomil, Puszcza, Jastrzębie. Za to nad strefą spadkową ma już jedenaście punktów przewagi. Bez drastycznego wzrostu „poziomu wody” do zapewnienia bezpieczeństwa powinny wystarczyć cztery lub nawet trzy zwycięstwa do końca sezonu.
Czy Skra może być jeszcze silniejsza? Owszem, jak najbardziej. Spowodować mogłby to powrót do własnego domu, który przez lata stanowił wielką twierdzę w niższych ligach. Jeśli wierzyć informacjom podawanym przez Krystiana Natońskiego z Polsatu Sport, jest na to promyk nadziei. Według niego przy regulacjach infastrukturalnych do rozgrywania meczów przy swoim obiekcie już rundą wiosenną wystarczyłaby „Skrzakom” naturalna nawierzchnia. Pozostaje liczyć na rozsądne podejście do sprawy i jak najszybszą reakcję właścicieli stadionu.
Kolejna częstochowska romantyczna historia z małą rysą trwa dalej, a przy obecnej sytuacji „Skierki” w 1. lidze nie możemy wykluczyć, że piłkarze z dzielnicy Podjasnogórska nie spróbują wywinąć miastu kolejnego psikusa i nie wjadą choćby do baraży o elitę. Do tego przydałyby się jednak zdobycze punktowe także z czołówką pierwszej ligi. O te piłkarze Skry zawalczą w trzech przyszłych meczach: z Sandecją, Koroną i ŁKSem. Jeśli uwzględniając także rewanż z Resovią, uda się zdobyć chociaż połowę łupu, to pion sportowy będzie mógł zimą spokojnie rozbudować drużynę w kontekście dalszych, ambitniejszych planów.