Druga najlepsza ofensywa w lidze i 11. miejsce w tabeli. Tutaj można powiedzieć tylko tyle, że szklanka była do połowy pełna. Miniony sezon to dla kibiców z tej części Polski rozczarowanie, ale wydaje się, że pokłosie kombinacji alpejskich na stołku trenera już nie wróci. Bena van Daela nie ma, więc kolejnego falstartu nie będzie. Sam klub natomiast ma prawo wierzyć, że Martin Sevela jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Zagłębie Lubin ma z tym trenerem wystarczającą gamę możliwości, by wrócić do pierwszej ósemki.
15 zwycięstw, ale aż 14 porażek to wynik, który nie przystoi klubowi tej rangi. Tym bardziej że kampania 2018/2019 skończyła się pobytem w czołówce ekstraklasy i wówczas śmiało można było powiedzieć, że lokata tuż za plecami Cracovii czy Jagiellonii jest miejscem idealnie oddającym potencjał Zagłębia Lubin. A miniony rok? Zwykły wypadek przy pracy. Szczęśliwie wypadek, który nie sprawił, że Martin Sevela stracił posadę. Bo co jak co, ale „Miedziowi” nie zeszli o półkę niżej w wynikach sportowych. Zdobyli tyle samo punktów (53), tyle że tym razem reszta stawki nie próżnowała ani na moment. Tak więc decyzja o tym, żeby dać szansę Słowakowi na poprowadzenie zespołu od punktu A do B, jest jak najbardziej słuszna.
– Chcemy strzelić jeszcze więcej bramek niż w poprzednim sezonie, jednocześnie tracąc ich mniej. Dzięki temu zdobędziemy większą ilość punktów. Zamierzamy grać widowiskowo oraz wprowadzać do pierwszego zespołu kolejnych wychowanków z naszej akademii. Chcemy zająć jak najwyższą pozycję w tabeli, aby nasi kibice byli usatysfakcjonowani. W każdym spotkaniu naszym celem będzie zwycięstwo oraz gra z pełnym zaangażowaniem – zapowiadał w trakcie przygotowań Martin Sevela.
Przygotowania do sezonu
Pierwszy etap letnich przygotowań Zagłębie Lubin poświęciło na obóz przygotowawczy w Opalenicy. Tam po tygodniu treningów przyszedł czas na jedyny sparing z Pogonią Szczecin, która wygrała spotkanie wynikiem 1:0 (strzelcem gola Alexander Gorgon). — Tempo obu drużyn było niższe, byliśmy na końcowym etapie najcięższych przygotowań. Każdy dzień to dwie jednostki treningowe na wysokich obrotach. Szkoda, że przegraliśmy, ale wykonaliśmy dobrą robotę. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w lidze – powiedział po meczu Jakub Żubrowski.
Okazało się, że ciężka praca zaprocentowała już sześć dni później, kiedy „Miedziowi” rozegrali pierwszy oficjalny mecz w ramach 1/32 Pucharu Polski. Rywalem był Świt Nowy Dwór Mazowiecki, który nie miał zbyt wielu szans na pokonanie ekipy Martina Seveli. „Miedziowi” w sposób kontrolowany ograli trzecioligowca, wygrywając 3:1. Na listę strzelców wpisali się Jakub Żubrowski, Jewgienij Baszkirow i Damjan Bohar (po stronie Świtu Michał Drewnowski). Debiut w nowych barwach zaliczyli Mateusz Bartolewski i Jakub Żubrowski. Co więcej, 60 minut rozegrał także Karol Podliński (osiem goli dla Legionovii w poprzednim sezonie) testowany w trakcie całych przygotowań, jednak decyzją sztabu szkoleniowego nie został on zawodnikiem Zagłębia.
– Chciałbym jak najszybciej zadebiutować w ekstraklasie. Na tym polega piłka nożna, by grać jak najwięcej. Gra na najwyższym poziomie zawsze była moim marzeniem. Te długofalowe to na pewno chcę stać się lepszym piłkarzem. Wiem, że stać mnie na dużo. W naszym zespole jest dużo dobrych zawodników, od których mogę się wiele nauczyć – podkreślał 22-letni Mateusz Bartolewski, były piłkarz Ruchu Chorzów.
Transfery
Na początek należy powiedzieć sobie jasno: lato transferowe w wykonaniu Zagłębia wygląda na papierze po prostu przyzwoicie. Lubin w porównaniu z niektórymi klubami ekstraklasy nie jawi się jako epicentrum gorących nazwisk, a jeśli już mamy do czynienia z czymś gorącym, to z telefonem prezesa Artura Jankowskiego, który musi codziennie odbierać SMS-y z ofertami za Bartosza Białka. Nie oznacza to jednak, że nie jest obiecująco, skoro do zespołu dołącza 24-letni obrońca z przeszłością na włoskich boiskach (więcej o nim tutaj) czy napastnik Empoli (Samuel Mraz) wyceniany na 600 tys. euro, kupiony przez niedawnego beniaminka Serie A za 1,5 mln euro. To on ma być zastępcą Bartosza Białka.
Poza tym nie wygląda na to, żeby w układance Martina Seveli miało pojawić się wiele zmian. Ot, prędzej zastępstwa za zawodników, którzy opuścili szeregi Zagłębia (Dejan Drazić, Bartosz Kopacz czy Alan Czerwiński). Nieprzypadkowo bowiem słowacki szkoleniowiec zapowiadał, że wizja wprowadzania wychowanków zostanie podtrzymana. Stąd raczej nie należało spodziewać się syndromu drzwi obrotowych, a kilku mądrych transferów, jak np. pozyskanie Jakuba Żubrowskiego czy Jakuba Wójcickiego. Obaj jegomoście zdążyli udowodnić, że potrafią obronić się na poziomie ekstraklasy. Czasami nawet z nawiązką. Były piłkarz Korony Kielce jest wręcz kandydatem do pierwszego składu. Tak jak Wójcicki, który obecnie jednak boryka się z problemami zdrowotnymi.
Interesującą kwestią pozostaje temat odejścia Damjana Bohara, któremu został rok do końca kontraktu. Zasadne było pytanie, kiedy Słoweniec spakuje walizki – teraz czy po następnym sezonie. Na dzień dzisiejszy (18 sierpnia) wydaje się, że w grze pozostaje jedynie ten drugi wariant. Artur Jankowski nie wyobraża sobie sytuacji, w której jakiś kontrahent rozdaje karty podczas negocjacji. Chcesz Bohara? Pomyślimy, jeśli postawisz na stół przynajmniej milion euro. Podobny casus (tylko kilkukrotnie bardziej dochodowy) dotyczy 18-letniego Bartosza Białka, który co rusz był jedną nogą poza Lubinem. I w końcu wyszedł. Obiema. Do Wolfsburga za ponad pięć milionów euro.
– Tylko Zagłębie. Nikt inny nie zadecyduje o jego przyszłości, bo piłkarz ma jeszcze kontrakt ważny przez rok. A my nie jesteśmy podatni na naciski, na wymuszanie transferu. Ani w tym przypadku, ani w innym. Jesteśmy na tyle zadowoleni z Bohara, że na pewno byłoby ciekawie, gdyby został do końca kontraktu. Ale oczywiście, jeśli na rynku pojawi się odpowiednia kwota za niego, to możemy przystąpić do rozmów. Tylko nie mam wcale pewności, czy kluby, o których mówi się, że są zainteresowane, zapłacą tyle, ile oczekujemy. Jeśli na stole pojawi się w granicach miliona euro netto, wtedy Damjan będzie mógł kontynuować karierę gdzie indziej – oznajmił prezes Zagłębia.
W temacie transferów warto zwrócić uwagę na ostatnie nazwisko w powyższej tabelce. Valon Ethemi. Według Transfermarkt albański skrzydłowy jest piłkarzem Zagłębia Lubin, choć oficjalnego komunikatu ze strony klubu jeszcze nie było. To o tyle dziwne, że 22-latek przeszedł testy medyczne, ale ponoć kwestią, którą stanęła na drodze do podpisania kontraktu, jest wymóg zapłacenia ekwiwalentu dla klubu, który wychował Ethemiego. Można więc uznać ten transfer za niemalże dopięty i o finale decyduje jeden przelew. To jak na razie mała zagadka, a patrząc na doświadczenie i liczby, szkoda by było nie sprawdzić kogoś takiego na poziomie ekstraklasy.
UEFA Europa League
Kukësi 1-1 Debrecen
Valon Ethemi 11 pic.twitter.com/9TtaI0mety— Jurgen Zela (@jurgen_zela) July 18, 2019
Atut
Ameryki nie odkryjemy. Jeżeli Martin Sevela usprawni to, czym Zagłębie Lubin wyróżniało się w poprzednim sezonie, główny atut może być tylko jeden. Drugiej najlepszej ofensywie w lidze przystoi ten status podtrzymać, a Bogiem a prawdą trudno sobie wyobrazić, żeby było jeszcze lepiej. 61 goli w 37 meczach wydaje się tak dobrym rezultatem, że „Miedziowi” powinni jedynie podtrzymać ten pułap, a zdecydowanie bardziej skupić się na defensywie. Trener Sevela zapowiada, że tak właśnie będzie, co niejako oznacza, że jedno odbędzie się kosztem drugiego. W innym razie mówilibyśmy o kandydacie na podium, ale na to jeszcze się nie zapowiada. Główny trzon atakujących (Bohar, Zivec, Starzyński) zostaje, więc gorszego wyniku niż 50-55 bramek nie powinniśmy się spodziewać. Nawet w przypadku odejścia Bartosza Białka.
Niewiadoma
Kiedy spojrzymy na kadrę Zagłębia, jak zwykle w ostatnich latach da się zauważyć pewną dysproporcję. Bo o ile ofensywie niewiele można zarzucić, o tyle na tyłach sprawy mają się nieco inaczej. I nawet mimo słów trenera Seveli wieszczących poprawę trudno z perspektywy kibica „Miedziowych” o zaufanie, gdy za Alana Czerwińskiego (drugi najlepszy prawy obrońca ligi) przychodzi 32-letni Wójcicki, a parę stoperów tworzą 37-letni Lubomir Guldan i (w zamyśle) Lorenco Simić, który regularną grę pamięta dopiero z sezonu 2017/2018 (wówczas 21 występów). Nadzieja pozostaje w Dominiku Hładunie, który jest najpewniejszym punktem tej chwiejnej formacji. Formacji, która znów jawi się jako największa niewiadoma po utracie aż 53 goli w poprzedniej kampanii.
Trzy rzeczy, które wydarzą się w tym sezonie
1. Filip Starzyński zanotuje 10 asyst, Damjan Bohar strzeli 15 goli
2. Zagłębie Lubin nie straci więcej niż 50 bramek, a Dominik Hładun zanotuje pięć czystych kont
3. „Miedziowi” wejdą do górnej ósemki rzutem na taśmę i zakończą sezon na miejscach 7.-8.
Ciekawostka
114 – tyle bramek padło w spotkaniach Zagłębia, co jest absolutnym rekordem poprzedniego sezonu. Na podium tej klasyfikacji znalazły się Raków Częstochowa (107) i Lech z Legią (po 105). Wniosek? Mecze „Miedziowych” po prostu warto oglądać, jeśli jest się postronnym kibicem łaknącym dobrego widowiska na wzór derbów Dolnego Śląska. Nie inaczej powinno być w nadchodzącej kampanii.