Skarb kibica ekstraklasy: Lech Poznań


Kolejnym klubem, który weźmiemy pod lupę, jest poznański Lech

„Kolejorz” po niezwykle burzliwym i pełnym rozczarowań 2018 roku nowy rok rozpoczyna w słabych nastrojach. Wielu kibiców wciąż protestuje przeciwko znienawidzonemu zarządowi, kilku piłkarzy wydaje się zblazowanych, a fani tracą nadzieję na lepsze jutro. To wszystko ma odmienić Adam Nawałka, który zimą mógł przepracować swój pierwszy obóz przygotowawczy z drużyną.


Udostępnij na Udostępnij na

Po odejściu Nenada Bjelicy, który z Lechem przegrał wszystko, co się dało, drużyna była w zgliszczach. Krótkie i bardzo nieudane rządy Ivana Djurdjevicia spowodowały, że rozkład sportowy „Dumy Wielkopolski” mocno przyspieszył. Były selekcjoner reprezentacji Polski ma więc dużo pracy. Oczywiście wyniki nie są najgorsze, ponieważ Nawałka po nieudanym debiucie z Cracovią wygrał trzy mecze z rzędu i wprowadził „Kolejorza” na trzecie miejsce w tabeli.

Kibice Lecha dalecy są jednak od optymizmu. Sama postać Nawałki nie przyciągnie tłumów na trybuny. Na ten moment klub z Poznania sprzedał około 1500 karnetów na rundę wiosenną. Jest to bardzo mizerny dorobek, tym bardziej biorąc pod uwagę, jaki potencjał kibicowski ma Lech. Ten wynik oddaje stosunek fanów do zespołu. Nie chodzi o wyniki, bo kibice poznańskiej drużyny potrafili jeszcze na początku XXI wieku walić drzwiami i oknami na mecze „Kolejorza” w niższej klasie rozgrywkowej, kiedy ich ukochany klub walczył o powrót na najwyższy szczebel. Jednakże teraz fani nie mogą znieść widoku marnowanego potencjału i braku realnej chęci na to, żeby rzucić wyzwanie Legii, o czym mówił niedawno Emir Dilaver, czyli już były piłkarz Lecha. Mentalność zwycięzcy jest towarem deficytowym wśród zarządu „Dumy Wielkopolski”, ale niestety także wśród wielu piłkarzy.

Kibice „Kolejorza” widząc tę sytuację, nie mają zbyt wielkich oczekiwań co do wyniku, jaki Lech może osiągnąć na koniec rozgrywek. Przed 2 maja 2017 roku oraz przed startem rundy finałowej ekstraklasy 2018 wydawało się, że Lech będzie zwycięski na koniec sezonu. Wszyscy jednak ogromnie się zawiedli. Dlatego teraz wielu kibiców sądzi, że lepiej podchodzić z dystansem do tego, co może osiągnąć klub z Poznania.

Dogonienie Lechii i Legii będzie niezwykle trudne i nawet największym optymistom trudno w to uwierzyć. Fani oglądają się raczej za plecy, gdzie jest Jagiellonia Białystok, która solidnie wzmocniła się w zimowym okienku transferowym. Takiego uczucia obojętności i znudzenia przed startem rundy nie było nigdy wśród kibiców Lecha, a kuriozalny przebieg zimowych przygotowań w Turcji z pewnością nie pomógł w poprawie nastrojów. Fani po prostu są realistami i choć mają nadzieję na lepszą przyszłość, to niewielu w nią tak naprawdę wierzy. Recepta na chorobę, która toczy Lecha, jest na ten moment tylko jedna – dobre wyniki.

Przygotowania

Lech Poznań zgrupowanie przygotowujące drużynę do 17 meczów w nowej rundzie rozpoczął najpóźniej ze wszystkich klubów ekstraklasy. 14 stycznia poznaniacy wznowili treningi, 19 stycznia rozpoczęli tureckie zgrupowanie w Belek, gdzie obóz przygotowawczy miało kilka zespołów z naszej ligi. Swój pierwszy sparing rozegrali dopiero 23 stycznia.

Nawałka w Turcji dał szansę aż 33 piłkarzom. Były selekcjoner reprezentacji Polski lubi pracować z młodymi zawodnikami, co idealnie pokrywa się z filozofią klubu. W pięciu sparingach szkoleniowiec poznańskiego Lecha dał szansę kilku wychowankom klubowej akademii, dla których wyjazd na zgrupowanie z pierwszą drużyną to wielki zaszczyt. Nieźle pokazał się Mateusz Skrzypczak, który rozegrał tej zimy łącznie 160 minut.

– Tak jak w ostatnich latach Lech odbył zimowy obóz przygotowawczy w tureckim Belek. „Kolejorz” rozegrał pięć sparingów z Etyrem Wielkie Tyrnowo (1:3), Sturmem Graz (1:2), DAC Dunajską Stredą (1:0), Vozdovacem (0:1) i Szachtarem Donieck (0:3), w których Adam Nawałka obserwował wielu zawodników (zabrał ze sobą 33-osobową kadrę) i testował różne ustawienia, a wyniki zeszły na drugi plan. Nawałka przeprowadził bardzo intensywne, dwutygodniowe zgrupowanie, czego efektem były drobne urazy niektórych piłkarzy – powiedział Marcin Ostrowski, redaktor fanpage’a na Facebooku „Hej Lech”.

Wyniki są fatalne – jedno zwycięstwo, cztery porażki i bilans bramkowy 3:9. Jednakże nie to jest najgorsze. Rezultaty osiągane w sparingach nie są przecież najważniejsze. To na, co trzeba zwrócić szczególną uwagę, to gra „Kolejorza”. Nie można być obojętnym wobec postawy, jaką piłkarze Lecha zaprezentowali w Turcji. Podczas tego zgrupowania w grze poznaniaków nie funkcjonowało nic. Trudno nie odnieść wrażenia, że Adam Nawałka zmarnował to zgrupowanie.

W Belek nie udało się wypracować żadnych nowych schematów ani niczego poprawić. W obecnym sezonie największym problemem Lecha jest formacja obronna. Bramkarze oraz środkowi obrońcy (z wyjątkiem Rogne, którego kontuzje nie omijają) nie spisują się zbyt pewnie. Podczas zimowych sparingów było podobnie, a tercet Janicki – Vujadinović – Goutas znowu prezentował bramki rywalom. Niektórzy zastanawiali się, dlaczego Adam Nawałka chce tak szybko pozbyć się z klubu Goutasa, który przecież niedawno dołączył do zespołu w ramach wypożyczenia. Teraz już wiemy dlaczego.

Piłkarze Lecha ciągle mają gigantyczne problemy przy defensywnych stałych fragmentach gry. Trudno powiedzieć, ile to jeszcze potrwa. Fani Lecha biją na alarm już od roku, zwracając uwagę na to, że klasowy zespół nie może tracić tyle goli po wrzutkach w pole karne ze stojącej piłki. W Lechu zmieniają się trenerzy, ale problem pozostaje. Klub z Poznania w Turcji udowodnił, że w tym elemencie wciąż ma sporo do poprawy. Podczas zimowych sparingów ponownie stracił kilka goli właśnie po stałych fragmentach gry.

Oczywiście w ofensywie także nie wyglądało to za różowo. „Kolejorz” miał problem z wymienieniem kilku dokładnych podań i stworzeniem zagrożenia pod bramką rywali. W Turcji lechici strzelili łącznie trzy gole, z czego jeden padł po fatalnym błędzie bramkarza rywali, drugi po rzucie rożnym, a trzeci po wrzutce w pole karne i strzale głową Pawła Tomczyka. W Belek Lech w każdym sparingu miał gigantyczne problemy z kreowaniem akcji i to nie wróży niczego dobrego przed startem nowej rundy.

Adam Nawałka w Belek dokonał wielkiego „przeglądu wojska”, w związku z czym o jakimkolwiek zgraniu nie mogło być mowy. Trener Lecha postępuje, jakby traktował ten sezon jako stracony i szykował drużynę na rozgrywki 2019/2020. Nie zapominajmy jednak, że Lech ma o co grać. „Kolejorz” jest na podium i jest w grze o europejskie puchary, a przy potknięciach rywali może nawet myśleć o mistrzostwie Polski, choć to będzie szalenie trudne i potrzeba do tego mocnego charakteru. Zdaniem kibiców piłkarze Lecha (może nie wszyscy, ale większość) takowego nie posiadają.

Gracze poznańskiego klubu mają więc znakomitą szansę, by przekonać do siebie kibiców i pokazać im, że chcą wygrywać i że stać ich na sięganie po największe laury. Skoro nie udało się wywalczyć tytułu, kiedy wszyscy na nich stawiali, to może uda się to zrobić, kiedy nikt nie widzi Lecha na pierwszym miejscu w tabeli na koniec sezonu.

Transfery

Zima w Lechu była spokojna. Z klubu odszedł jedynie Dioni. Wielu kibiców spodziewało się rewolucji w zespole, bowiem Adam Nawałka miał dostać wolną rękę na rynku transferowym. Sęk w tym, że krakowianin szybko zapowiedział, że chce dać każdemu szansę, a w ogóle to jest zadowolony z kadry, jaką dysponuje. W związku z tym nikt poza Dionim nie odszedł.

Co prawda tak jak wspomniałem wcześniej, Nawałka chciał się również pozbyć Goutasa, ale nie było na niego chętnych, więc Grek został w klubie mimo faktu, że jest do Lecha tylko wypożyczony. Można było przecież skrócić jego wypożyczenie i odesłać go do macierzystego klubu.

Sęk w tym, że zarówno Dioni, jak i Goutas to piłkarze, którzy niedawno dołączyli do zespołu. Kibice liczyli raczej na to, że klub sprzeda zawodników, którzy są w Poznaniu już dłuższy czas i nie rokują na przyszłość, a stali się niejako symbolami przegranego Lecha. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

Ciekawie wyglądają zaś transfery do klubu. Nie ma ich dużo, ale dwaj nowi piłkarze, którzy wspomogą „Kolejorza” w rundzie wiosennej, to ciekawi zawodnicy, którzy mają spory potencjał. Pokazuje to też, w jakim kierunku idzie aktualnie strategia transferowa Lecha, gdyż zarząd postanowił tym razem postawić na młodych graczy.

– Celem Lecha Poznań było ściągnięcie dwóch nowych piłkarzy i tak się stało. Na zasadzie transferu definitywnego za 300 tysięcy złotych do Poznania trafiła gwiazda I ligi, 20-letni ofensywny pomocnik, Juliusz Letniowski z Bytovii Bytów. Ponadto „Kolejorz” wypożyczył też z opcją pierwokupu za 600 tysięcy euro 21-letniego rosyjskiego napastnika Timura Zhamaletdinova z CSKA Moskwa. Tak więc władze Lecha postawiły na jakość, a nie ilość. Niedługo przekonamy się, z jakim skutkiem – dodaje Ostrowski.

Juliusz Letniowski bez wątpienia jest dla Lecha melodią przyszłości. Jeszcze w poprzednim sezonie grał w 3. lidze, skąd latem 2018 roku trafił do Bytovii Bytów. Przeskok o dwie klasy rozgrywkowe nie był dla niego żadnym problemem, co już świadczy o nim bardzo dobrze. Po pół roku spędzonym w Bytowie Letniowski trafił do Lecha, żeby wzmocnić rywalizację na pozycji numer 10. Na tureckim zgrupowaniu nowy lechita był jednym z niewielu piłkarzy, którzy spisali się względnie dobrze.

O klasie Timura Zhamaletdinova niech świadczy fakt, iż kibice CSKA nie byli zadowoleni, że klub oddaje młodego napastnika na wypożyczenie, przy czym istnieje opcja, że Rosjanin po sezonie podpisze stały kontrakt z Lechem i zostanie na dłużej w Poznaniu. To nie spodobało się fanom klubu ze stolicy Rosji, którzy widzą spory potencjał, który drzemie w Zhamaletdinovie.

Sęk w tym, że Rosjanin tenże potencjał pokazywał przede wszystkim w futbolu młodzieżowym. Znajduje się nawet w TOP 4 najlepszych strzelców młodzieżowej Ligi Mistrzów. Futbolu seniorskiego na razie Zhamaletdinov nie zawojował, bo w CSKA był przeważnie rezerwowym, choć może pochwalić się między innymi golem w Lidze Mistrzów, którego strzelił na Estadio da Luz, czyli na stadionie Benfiki Lizbona. Niewykluczone, że w ekstraklasie pokaże na co go stać i będzie świecić pełnym blaskiem.

Atut

Adam Nawałka to w tym momencie największa gwiazda Lecha Poznań. Trener „Kolejorza”, pomijając niekorzystne wrażenie, jakie zespół sprawił na zimowym zgrupowaniu, osiąga niezłe wyniki, a jego przyjście dało części kibiców nadzieję na to, że ten sezon nie jest jeszcze całkowicie przegrany. Pamiętajmy bowiem, że w XXI wieku nie ma takiego selekcjonera naszej reprezentacji, który mógłby równać się osiągnięciami z Adamem Nawałką.

Choć mundial Polacy przegrali z kretesem, to jednak patrząc na całą kadencję Nawałki, nie sposób nie dostrzec wielu plusów. Było to jednak trochę zaskakujące, że raptem po pięciu miesiącach od odejścia z kadry Nawałka zdecydował się dołączyć do Lecha. Fakt, iż ktoś taki jest w Poznaniu, to bez wątpienia atut „Kolejorza”.

– Lech bez wątpienia jest klubem, od którego oczekuje się sukcesów. Po odpadnięciu z eliminacji Ligi Europejskiej w III rundzie z belgijskim KRC Genk i kompromitacji w 1/16 finału Pucharu Polski z Rakowem Częstochowa oczy poznaniaków zwrócone są tylko na ekstraklasę. Pod koniec listopada zatrudniony został Adam Nawałka, który ma sprawić, że mistrzostwo po czterech latach wróci do stolicy Wielkopolski. Do tej pory Nawałka poprowadził Lecha w czterech oficjalnych meczach i trzy z nich wygrał, co daje nadzieję kibicom „Kolejorza” na udaną rundę wiosenną, a następnie finałową.

Ważnym elementem jest na pewno silna, jedna z najlepszych w lidze, kadra Lecha, w której znajdują się tacy piłkarze jak Christian Gytkjaer czy duet Portugalczyków Pedro Tiba – Joao Amaral. Są też zawodnicy, którzy pokazywali w przeszłości duże umiejętności, ale w tym sezonie zawodzą, jak Darko Jevtić, Kamil Jóźwiak czy bramkarze – zarówno Burić, jak i Putnocky. Adam Nawałka zrobi wszystko żeby „odzyskać” tych piłkarzy – twierdzi nasz rozmówca.

Niewiadoma

Słowo „niewiadoma” to wyraz, który idealnie oddaje prognozy kibiców i ekspertów odnośnie do postawy Lecha Poznań na wiosnę. Doprawdy trudno przewidywać, jak zagra „Kolejorz” w najbliższej rundzie. Mogą zrobić niemalże wszystko. Przegrać z zespołem z dołu tabeli, wygrać z Legią. Dla mocno doświadczonych kibiców Lecha nic nie będzie zdziwieniem. Zwyciężyć mogą z każdym, bo kadra „Dumy Wielkopolski” jest naprawdę silna jak na warunki ekstraklasy, ale przegrać też mogą z każdym, bo wiemy, że „głowa” piłkarzy Lecha w ważnych momentach ostatnio nie funkcjonowała za dobrze.

Tak jak wspominałem wcześniej, strata dziewięciu punktów do Lechii to naprawdę sporo. Niektórym wydaje się, że odrobienie dziewięciu „oczek” to tylko trzy zwycięstwa z rzędu, ale prawda jest taka, że trzeba też przy okazji liczyć na potknięcia rywali. Jeśli takowe nastąpią, to Lech musi to bezwzględnie wykorzystać. Jednakże „Kolejorz” do perfekcji opanował w ostatnich latach umiejętność niewykorzystywania potknięć przeciwników. To znaczy jeśli na przykład Legia remisowała swój mecz, to Lech w tej samej kolejce oczywiście też musiał stracić punkty. Taka sytuacja miała ostatnio miejsce niezwykle często.

Poza tym, jeśli Lech ma naprawdę włączyć się jeszcze do walki o mistrzostwo Polski, to bezapelacyjnie musi wygrywać z Lechią i Legią, a z oboma tymi zespołami rozegra w tym sezonie jeszcze po dwa mecze (jeden w rundzie zasadniczej i jeden w grupie mistrzowskiej). W kontekście batalii o tytuł margines błędu Lecha jest niemalże zerowy. Niezwykle ważne będzie też odparcie ataków Jagiellonii Białystok, która w tym momencie ma tyle samo punktów co Lech, a z którą „Kolejorz” także zmierzy się jeszcze dwukrotnie. Czy Lech pokaże moc w meczach z czołówką, z którą w tym sezonie punktuje fatalnie? Nie wiadomo.

– Wielu obserwatorów ekstraklasy zastanawia się, czy Lech Poznań jest w stanie odrobić dziewięciopunktową stratę do pierwszej Lechii Gdańsk. Do końca sezonu zostało jeszcze 17 spotkań (10 w rundzie wiosennej i 7 w rundzie finałowej), więc wszystko może się jeszcze zdarzyć. Potencjał piłkarski w Poznaniu (na tle naszej ligi) jest ogromny, a głównym problemem był raczej brak umiejętności radzenia sobie z presją. To kolejne zadanie Adama Nawałki podczas pracy w „Kolejorzu” – stwierdził redaktor fanpage’a „Hej Lech”.

Trzy rzeczy, które wydarzą się w rundzie wiosennej

1. Gytkjaer nadal będzie regularnie strzelał

Duński napastnik jest trochę niedoceniany, a przecież to zawodnik, który grając w polskiej lidze, otrzymuje powołania do silniejszej reprezentacji niż polska kadra, czyli Danii. Christian Gytkjaer nie jest oczywiście typem zawodnika, który niczym Maradona okiwa pięciu graczy, po czym minie jeszcze bramkarza i strzeli do pustej bramki. Jest to lis pola karnego i żyje z podań, które otrzymuje od kolegów z zespołu. Sęk w tym, że odkąd dołączył do Lecha, to regularnie strzela gole, i jestem pewny, że w rundzie wiosennej będzie podobnie.

– Kluczowym piłkarzem poznaniaków będzie Christian Gytkjaer, który ma szansę zostać królem strzelców ekstraklasy – podobnie prognozuje Ostrowski.

2. Lech odrobi część strat do prowadzącej dwójki

Zdobycie mistrzostwa Polski to zadanie arcytrudne dla „Kolejorza” w obecnej sytuacji. Można jednak śmiało pokusić się o tezę, że Lech odrobi przynajmniej część strat i zbliży się do klubów z Gdańska oraz Warszawy. Niezwykle pragmatyczna Lechia będzie miała pewnie jeszcze w tym sezonie trudniejszy moment, co wykorzysta Lech, żeby odrobinę zmniejszyć straty do zespołu z Gdańska. Legia także nie przejdzie suchą stopą przez pozostałą część sezonu. Lech może ich nie przeskoczy, ale są spore szanse, że jakkolwiek się zbliży do prowadzącej dwójki.

– W rundzie wiosennej po „Kolejorzu” możemy spodziewać się zarówno wygranych meczów w wielkim stylu, jak i tych, w których gra będzie słaba, nawet na tle teoretycznie gorszego rywala. Wydaje się, że Lech odrobi, choćby częściowo, stratę do lidera i na poważnie będzie walczył o mistrzostwo do końca sezonu – komentuje Ostrowski.

3. Poprawi się frekwencja na stadionie Lecha

Stadion przy ulicy Bułgarskiej zawsze kojarzył się z obiektem, gdzie średnia frekwencja jest duża jak na polskie warunki, a doping kibiców jest niezwykle głośny. Trochę pozmieniało się to w tym sezonie. Część fanów stwierdziła, że nie wróci na Bułgarską tak długo, jak obecny zarząd Lecha będzie sprawował swoje rządy.

Protest podzielił kibiców „Kolejorza”, bowiem wielu z nich stwierdziło, że klub trzeba wspierać na dobre i na złe bez względu na to, czy popiera się działania zarządu. Niektórzy kibice nadal chodzą więc na mecze swojego ukochanego zespołu, a niektórzy nie. Niemniej w związku z tym jesienią frekwencja na stadionie Lecha była mizerna.

Wydaje mi się, że wiosną może to ulec zmianie. Tym bardziej że przed nami hit Lech – Legia w Poznaniu. Wraz z lepszymi wynikami frekwencja powinna być coraz lepsza. Może nie zwiększy się od razu radykalnie, ale mecz po meczu, tydzień po tygodniu prawdopodobnie będzie stawać się coraz wyższa.

Ciekawostka

Najbardziej utytułowanym piłkarzem „Kolejorza” w historii jest Jarosław Araszkiewicz, który aż pięć razy sięgnął po mistrzostwo Polski ze swoim ukochanym klubem. Lech Poznań późno zaczął zdobywać mistrzostwa Polski, bowiem dopiero w latach 80. mógł się po raz pierwszy cieszyć z wygranego tytułu. Mimo to jest na piątym miejscu, jeśli chodzi o liczbę zdobytych „majstrów”, jak to mawiają w Poznaniu. Jednakże pomiędzy pierwszą czwórką a piątym Lechem jest spora różnica w liczbie mistrzostw.

– Tylko cztery kluby zdobyły tytuł mistrza Polski więcej razy niż Lech: Górnik Zabrze i Ruch Chorzów – po 14, oraz Legia Warszawa i Wisła Kraków – po 13. „Kolejorz” jest siedmiokrotnym mistrzem Polski – podsumowuje Ostrowski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze